ugody z bankami

Ukryte koszty ugody z bankiem za kredyt we frankach o których nie wiedzą Frankowicze

Sektor bankowy jest w poważnych tarapatach – kilka największych banków komercyjnych w Polsce zakończyło III kwartał z gigantyczną stratą. Prawdopodobnie właśnie z tym wiąże się zmasowana akcja promowania ugód frankowych, którą można obserwować od kilku tygodni w krajowych mediach. Banki aktualizują swoje programy ugód i proponują to rozwiązanie coraz szerszej grupie kredytobiorców. mBank planuje zaproponować ugody wszystkim aktywnym frankowiczom do połowy przyszłego roku. Równie ambitnie podchodzą do tego zagadnienia inne banki. Gdy kredytodawca sam wychodzi z inicjatywą „polubownego rozwiązania sporu”, frankowicz powinien mieć się na baczności. Ugody frankowe to nic innego jak kolejna oferta obłożona ogromnym ryzykiem i ukrytymi kosztami, na temat których bank konsekwentnie milczy. Co grozi kredytobiorcy, który podpisze ugodę?

Dlaczego WŁAŚNIE TERAZ banki nakłaniają kredytobiorców do podpisywania ugody?

Głównym celem banku zawsze jest utrzymanie umowy w mocy. Przed całe lata wiodące banki trwały przy swoim, twierdząc, że umowy frankowe są ważne, co przeczyło argumentom kredytobiorców i ich pełnomocników. Do 2019 roku sektor bankowy był w stanie przekonać sporą część sędziów, że umowy kredytowe powiązane z kursem waluty obcej mogą być kontynuowane w bieżącej formie, ale radykalnie zmieniło się to po pierwszym wyroku TSUE w tzw. polskiej sprawie frankowej. Wówczas krajowi sędziowie zaczęli zupełnie inaczej patrzeć na klauzule przeliczeniowe w umowach frankowych, decydując o ich wyłączeniu lub wyeliminowaniu wadliwej umowy z obiegu prawnego.

Od tego czasu minęły ponad 3 lata i przybyło prokonsumenckich orzeczeń TSUE oraz uchwał Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. Konsekwencją jest to, że kredytobiorcy frankowi przegrywają zaledwie 2 proc. spraw przeciwko bankom. Rzadkością są już także odfrankowienia, polegające na modyfikacji pierwotnej umowy i usunięciu z niej klauzul niedozwolonych. Obecnie aż 92 proc. kwestionowanych umów sądy unieważniają, co nieuchronnie prowadzi do konieczności wzajemnego rozliczenia się stron.

Dla banku to olbrzymi problem – gdy umowa jest uznawana za nieważną, kredytodawca nie zarabia na niej ani złotówki. Frankowicz musi oddać jedynie pierwotnie pożyczoną kwotę, a bank zobowiązany jest do zwrotu klientowi wszelkich pobranych w ramach spłaty kredytu środków. W praktyce oznacza to darmowy kredyt na nieruchomość, która staje się w pełni własnością kredytobiorcy (na podstawie wydanego przez bank listu mazalnego dochodzi do wykreślenia hipoteki z księgi wieczystej).

Oczywiste stało się, że bank musi w jakiś sposób nakłonić kredytobiorcę, by jednak nie składał pozwu, a jeśli już to zrobił – by zdecydował się na polubowne rozwiązanie i nie czekał na decyzję sądu. Po to właśnie powstały ugody. Pomysł ugód po raz pierwszy pojawił się w przestrzeni publicznej pod koniec 2020 roku. Z inicjatywą wyszedł wówczas szef KNF, wydając szereg rekomendacji dla sektora bankowego.

Otoczenie gospodarczo-ekonomiczne było wówczas takie, że banki zignorowały te zalecenia. Po co proponować kredytobiorcom frankowym konwersję kredytu na złotówki, gdy stopy procentowe są rekordowo niskie? Sytuacja zmieniła się o 180 stopni, gdy Rada Polityki Pieniężnej zaczęła podnosić koszt pieniądza. Nagle banki przypomniały sobie, że kilka miesięcy wcześniej przewodniczący Nadzoru Finansowego rekomendował ugody. I tak docieramy do chwili obecnej, gdy większość dużych banków komercyjnych ma już opracowany program ugód i proponuje go wszystkim aktywnym frankowiczom.

Czy ugoda frankowa to koniec problemów kredytobiorcy? Wręcz przeciwnie

Banki przedstawiają swoje programy ugodowe, jak gdyby rozwiązanie to było pozbawione wad. Wszak kredytobiorca dokonuje konwersji swojego kredytu na złote i ma możliwość umorzenia części salda kredytu. Banki jak jeden mąż powtarzają, że podpisując ugodę, kredytobiorca uwalnia się od ryzyka walutowego.

Szkoda tylko, że zapominają wspomnieć, iż ściąga na siebie w ten sposób zupełnie nowe ryzyko – to związane z wysokim oprocentowaniem. To właśnie ono ma decydujący wpływ na wysokość raty kredytowej – a ta w wielu przypadkach po konwersji kredytu okazuje się być wyższa niż przed podpisaniem ugody. Z tego powodu dochodzi do kuriozalnych sytuacji, w których kredytobiorca, mimo iż umorzył część swojego salda, w szerszej perspektywie odda bankowi więcej, niż wynikało z pierwotnej umowy. I to niezależnie od tego, czy zdecyduje się na zmienne oprocentowanie, czy skorzysta z „promocji”, jaką proponuje np. mBank, i wybierze czasowo stałą stopę procentową na 5 lat w wysokości 4,99 proc.

Nie można też zapomnieć o tym, że 5 lat może minąć szybciej, niż zakłada frankowicz, a wtedy bank wyjdzie z nową propozycją oprocentowania, która wcale nie musi być równie korzystna. Ba! Nie musi być korzystna wcale, ale kredytobiorca będzie miał już niewiele do powiedzenia, gdyż z chwilą podpisania ugody zrzekł się swoich roszczeń względem banku. Osoba, która przed podpisaniem ugody miała 98 proc. szans na korzystny wyrok w sądzie i aż 92 proc. szans na unieważnienie umowy, po konwersji kredytu traci prawną możliwość zakwestionowania nowych warunków.

Szczególnie niekorzystne mogą się okazać ugody frankowe dla kredytobiorców, którzy są już na etapie postępowania w sądzie I lub II instancji. Jeżeli dojdzie do dogadania się stron, bank może wystąpić o zasądzenie zwrotu kosztów zastępstwa procesowego. W przypadku spraw, w których wartość przedmiotu sporu wynosi 200 tys. zł i więcej, kwota, jaką może zasądzić orzecznik na rzecz banku od kredytobiorcy, to nawet 10 800 zł. A to przecież nie wszystko – powód nie odzyska też opłaty sądowej oraz kwot, które wydał na opiekę prawną.

Efektem podpisania ugody może być więc płacenie wyższych rat kapitałowo-odsetkowych i dodatkowo nawet kilkadziesiąt tys. zł kosztów wynikających z zainicjowanej i przegranej sprawy sądowej. Niestety wielu kredytobiorców nie zdaje sobie z tego sprawy i przystępuje do negocjacji, licząc, że ugoda pozwoli im szybciej uwolnić się od toksycznego zobowiązania.

Kredytobiorca chcący pozbyć się ze swojej umowy ryzyka walutowego powinien więc jak najszybciej pozwać swój bank, załączając do pozwu wniosek o zabezpieczenie roszczeń. Jeżeli doszło już do spłaty nominalnej kwoty kredytu, istnieje duża szansa, że sąd przychyli się do takiego wniosku, a powód tym samym będzie mógł zupełnie legalnie przestać spłacać swoje raty na czas trwającego postępowania.

W wielu przypadkach nie trzeba więc czekać 2-3 lat na prawomocne unieważnienie umowy, by odczuć realne korzyści wynikające ze złożenia pozwu. Banki doskonale o tym wiedzą, dlatego nie ustają w swojej akcji marketingowej i namawianiu klientów na kredyt złotowy. Kredytobiorcy jednak coraz lepiej orientują się, że konwersja kredytu do PLN to kolejna pułapka. Zainteresowanie ofertą ugód bankowych jest znikome – i prawdopodobnie takie już pozostanie, chyba że banki porzucą swoją dotychczasową strategię i zaczną proponować kredytobiorcom realne korzyści, a to jak wiadomo nie leży w naturze tych instytucji.

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 5]

Frankowicz

Poznaj najnowsze informacje ważne dla frankowiczów. Opinie wyrażone w tekście wyrażają osobiste poglądy autora

Dodaj Opinie

Kliknij tutaj, aby opublikować komentarz