Od startu programów ugodowych przedstawiciele sektora bankowego zawarli z frankowiczami 79 tys. porozumień, eliminując w ten sposób ryzyko prawne z części abuzywnych kredytów. Programy ugodowe wszystkich banków działających na polskim rynku skierowane są wyłącznie do posiadaczy aktywnych umów, czyli tych, którzy wciąż spłacają swoje kredyty. Frankowicz, który w całości spłacił zobowiązanie, a dziś chciałby uzyskać zwrot choć części środków wpłaconych ponad kapitał kredytu, nie ma czego szukać w banku. Kredytodawcy naiwnie wierzą, że ex-frankowicze nie mają wystarczającej determinacji, by – wzorem posiadaczy aktywnych umów – walczyć o sprawiedliwość w sądach. Czy jest szansa, że banki zaczną kierować programy ugodowe do klientów ze spłaconymi umowami? A jeśli tak, to kiedy to nastąpi?
-
W następstwie coraz korzystniejszego orzecznictwa krajowych sądów oraz kolejnych prokonsumenckich wyroków TSUE frankowicze mający w całości spłacone kredyty stają się bardziej skłonni do pozywania banków
-
Jeszcze niedawno banki twierdziły, że „wskaźnik pozywalności” w przypadku spłaconych umów jest bardzo niski i wynosi ok. 10 proc. Kredytodawcy wyszli z założenia, że najbardziej zdeterminowani są ci klienci, których umowom wciąż wiele brakuje do spłaty
-
Sektor zdążył zawiązać ok. 70 mld zł rezerw frankowych, z czego zaledwie kilka miliardów dotworzono z myślą o rozliczeniach spłaconych hipotek. To bardzo nierozsądne, bo uprawniona do pozwu grupa byłych frankowiczów jest niezwykle liczna. Może chodzić nawet o 400 tys. kontraktów
-
Obecnie nic nie wskazuje na to, by banki miały zmienić swoją taktykę i wyjść naprzeciw posiadaczom spłaconych kredytów z sensowną ofertą ugodową. Ex-frankowicz może liczyć na ugodę z bankiem właściwie tylko w jednym przypadku, który omawiamy w dalszej części artykułu.
Frankowicze ze spłaconymi umowami mają wiele powodów, by sądzić się z bankiem. Ich szanse na korzystny wyrok wynoszą 99 proc.
Polacy są narodem o bardzo niskiej skłonności do sądzenia się. Zaufanie do wymiaru sprawiedliwości wciąż nie jest na zadowalającym poziomie, podobnie jak satysfakcja z tempa pracy sądów. Frankowicze jednak wymykają się stereotypom, bo wielu z nich powierzyło swój finansowy los krajowym sądom, w których toczy się już 151 tys. indywidualnych sporów o kredyty pseudowalutowe. Orzecznictwo jest dla frankowiczów łaskawsze niż kiedykolwiek: prawomocne wyroki w sprawach o franki są w 99 proc. korzystne dla klientów banków. W ponad 90 proc. przypadków sądy decydują o trwałym wyeliminowaniu kwestionowanych umów z obrotu prawnego, co pociąga za sobą konsekwencję w postaci rozliczeń, sprowadzających się w dużym uproszczeniu do darmowego kredytu.
Początek biegu terminu przedawnienia w sprawach frankowych, w których poszkodowanym jest konsument, jest ściśle powiązany z momentem, w którym taki kredytobiorca dowie się, że jego umowa może posiadać wady prawne. A to oznacza, że ex-frankowicze, którzy spłacili swoje umowy kilka lat temu, wciąż dysponują nieprzedawnionym roszczeniem o zapłatę, które mogą skierować pod adresem banku. I wygrać, bowiem szanse na zwycięstwo w sądzie są takie same w przypadku posiadacza aktywnej hipoteki, jak i tego, który swoje zobowiązanie spłacił już w całości.
Warto przy tym zauważyć, że sytuacja ex-frankowiczów jest nawet korzystniejsza, ponieważ nieszczególnie zależy im na czasie – w końcu nie spłacają już bankowi rat kredytu i mogą spokojnie czekać na prawomocny wyrok w swojej sprawie. To prawda, że sprawy frankowe trwają zwykle po kilka lat, ale po grudniowych wyrokach TSUE może to być pewną zaletą. Chodzi o ustawowe odsetki za zwłokę (wynoszące aktualnie 11,25 proc. w skali roku), należne konsumentowi, który unieważni swój kredyt, już od dnia doręczenia bankowi przedsądowego wezwania do zapłaty. Dłuższy proces to większa korzyść na odsetkach. To mniej więcej tak, jakby kredytobiorca odłożył wpłacone bankowi pieniądze na bardzo korzystną lokatę.
Dlaczego banki nie proponują ugód frankowych byłym kredytobiorcom?
Teoretycznie banki powinny zdawać sobie sprawę z tego, że masowe pozwy od ex-frankowiczów są tylko kwestią czasu. Dość opieszale podchodzą jednak do sformułowania pod ich adresem jakiejkolwiek oferty. Przedstawiciele sektora ignorują zagrożenie ze strony klientów ze spłaconymi umowami, tłumacząc sobie najprawdopodobniej, że ktoś, kto nie musi już spłacać kolejnych rat kapitałowo-odsetkowych, będzie zainteresowany pozwem w minimalnym stopniu. Do tej pory banki zakładały, że istnieje mniej więcej 10 proc. szans na otrzymanie pozwu dotyczącego spłaconego w całości kredytu frankowego. Z sektora powoli przebijają się głosy, że te szacunki były nadto optymistyczne. Zainteresowanie ex-frankowiczów pozwem wzrasta. I będzie rosnąć, zwłaszcza po kolejnych wyrokach TSUE. W tym po najnowszym, ze stycznia, w sprawie C-488/23, z którego jasno wynika, że bank nie może żądać tego, by sąd zwaloryzował kapitał kredytu wypłacony na podstawie nieważnej umowy.
Do tej pory banki stworzyły rezerwy frankowe opiewające na kwotę ok. 70 mld zł. Najprawdopodobniej w ciągu kolejnych miesięcy zaksięgują odpisy warte kolejnych 20 mld zł w związku z najnowszymi, bardzo niekorzystnymi wyrokami Trybunału. Wśród dotychczas utworzonych rezerw tylko niewielka część (kilka miliardów złotych) przeznaczona jest na ryzyka spłaconych kredytów. To naprawdę zaskakujące, bo frankowiczów ze spłaconymi umowami jest więcej niż tych, którzy mają wciąż aktywne hipoteki. Szacuje się, że w realizacji pozostaje ok. 280 tys. umów frankowych, podczas gdy spłaconych kontraktów może być ponad 400 tys. Dlaczego banki udają, że problem tych umów nie istnieje?
To proste: liczą, że ex-frankowicze, w imię własnego spokoju, zrezygnują z pozwu. Że przestraszą się kosztów sądowych, wieloletniego procesu, zeznań na sali sądowej i możliwych komplikacji fundowanych w trakcie postępowania przez sam bank. Do pewnego momentu ta taktyka sprawdzała się całkiem nieźle. Tyle że teraz konsumenci są znacznie lepiej wyedukowani niż jeszcze kilka lat temu. Wiedzą, że koszty sądowe będą znikome, jeśli uda im się wygrać spór (bo sąd zasądza zwrot kosztów od przegranego na rzecz zwycięzcy), a także że wieloletni proces nie oznacza kilkunastu rozpraw przed sądem, tylko… długi czas oczekiwania na pierwszą rozprawę, po której zwykle następuje ogłoszenie wyroku. Do frankowiczów trafia też argument, że zeznania coraz częściej odbierane są na piśmie, a rozprawy odbywają się w formie zdalnej, co znacznie ogranicza stres towarzyszący procesowi. Oczywiście prawdą jest, że banki komplikują procesy – składają kosztowne dla nich apelacje i skargi kasacyjne. Finał jest jednak taki sam. Jest nim unieważnienie umowy i darmowy kredyt.
Czy w 2024 roku banki zaproponują ugody ex-frankowiczom?
Przejdźmy jednak do meritum. Kiedy banki zaproponują ex-frankowiczom ugody? Czy będzie to w 2024 roku? Eksperci prawni pytani o to zagadnienie są sceptyczni. Zdaniem większości, żadnych polubownych porozumień z klientami, którzy mają spłacone umowy, po prostu nie będzie. Banki boją się, że jeśli pójdą tą drogą, to zainteresowanie posiadaczy takich zamkniętych umów będzie na tyle wysokie, iż sprowadzi na sektor wielomiliardowe koszty. Dlatego stawiają na zaniechanie działań i liczą po cichu, że odsetek kwestionowanych umów po spłacie będzie niewielki i bez większego finansowego znaczenia po stronie sektora.
Istnieje jednak pewien sposób, by – mając spłaconą umowę kredytową – namówić bank do negocjacji ugodowych. Tym sposobem jest… złożenie pozwu o zapłatę. Gdy bank otrzyma pozew, zrozumie już, że żarty się skończyły. I że lepiej podjąć negocjacje niż czekać na wyrok sądu, który niemal na pewno okaże się bardzo negatywny i kosztowny dla pozwanego. Pytanie tylko, czy ugoda w takiej sytuacji ma w ogóle sens, skoro daje tylko ułamek korzyści, jakie są do ugrania poprzez unieważnienie umowy. Ekonomiczny sens ugody zawsze warto przestudiować z dobrym adwokatem lub radcą prawnym, który dokona analizy zaproponowanych przez bank warunków i zestawi je z symulacją zysków z unieważnienia umowy. Zwykle po takim porównaniu kredytobiorca nie chce już godzić się z bankiem i wybiera pozew, który zapewni mu kilkukrotnie wyższą korzyść i… satysfakcję, że bank nie zarobił na abuzywnym produkcie ani grosza.
Dodaj Opinie