Frankowicze przyzwyczaili się już do myśli, że umowy kredytowe, które podpisali przed laty, są pełne klauzul abuzywnych, będących dziś podstawą do kwestionowania tych kontraktów w sądach. Jednak nie tylko same klauzule niedozwolone powodują, że umowy frankowe należy uznać za skrajnie wadliwe i godne eliminacji z obrotu prawnego. Banki nadużywały swoich uprawnień względem klientów również w inny sposób – na potrzeby rozliczania kredytów frankowych stosowały dwa różne kursy walutowe, oba niekorzystne dla kredytobiorców. W ten sposób tworzyły sobie możliwość dodatkowego zarobku, wychodzącą poza ten wynikający z odsetek i prowizji. Dlaczego postępowanie banków w tym zakresie jest godne potępienia oraz w jaki sposób wpływały one na wysokość zobowiązania po stronie klienta, wbrew obiektywnym parametrom ekonomicznym?
- Banki zarobiły miliardy na kredytach frankowych, głównie dzięki dwóm czynnikom: arbitralnemu ustalaniu kursu walutowego oraz tzw. spreadach walutowych
- Bank, przeliczając kredyt frankowicza, stosował dwa kursy: ten sprzedaży i ten kupna, w sposób niekorzystny dla konsumenta. Kredytodawca mógł dzięki temu dodatkowo zarabiać na zobowiązaniu tysiące złotych
- W 2009 roku KNF wprowadziła tzw. rekomendację S II, a dwa lata później w życie weszła ustawa antyspreadowa. Choć dziś frankowicze mogą spłacać swoje kredyty bezpośrednio we franku, sądy oceniają umowę, analizując jej treść na dzień podpisania dokumentu
- Dziś sektor bankowy stara się odpierać zarzuty frankowiczów o manipulację informacjami, twierdząc, że jego przedstawiciele nie mogli przewidzieć, jak kształtować się będzie kurs CHF w perspektywie długoterminowej. Czy rzeczywiście mają rację?
Spread walutowy, czyli sposób na ominięcie ustawy Prawo Bankowe. O co chodzi?
Dlaczego kredyty frankowe są dziś masowo unieważniane w sądach? Większość kredytobiorców utożsamia ten fakt z obecnością w umowach tzw. klauzul abuzywnych, które wg prawa nie obowiązują konsumenta. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej, albowiem wzorce umowne w przypadku kredytów hipotecznych waloryzowanych kursem waluty obcej były pełne innych, wątpliwych pod względem prawnym zapisów.
Rynek usług bankowych w Polsce jest ściśle uregulowany i funkcjonujące w jego ramach podmioty nie mają pełnej dowolności w ustalaniu zasad działania oferowanych produktów. Muszą przestrzegać licznych przepisów, w tym tych sformułowanych w ustawie Prawo Bankowe. To właśnie z tej ustawy, a konkretnie art. 69 wynika, w jaki sposób bank może uzyskiwać dochód z prowadzonej działalności w obszarze kredytów: chodzi tu o odsetki oraz prowizje.
Sytuacja, w której bank ukrywa część opłat poza tymi dwoma składnikami kosztów kredytowych, jest zatem niezgodna z prawem. W przypadku kredytów frankowych była to bardzo powszechna praktyka: bank bowiem zarabiał na tzw. spreadach walutowych, czyli różnicy między kursem sprzedaży a kupna.
To normalne, że podmioty takie jak kantory czy banki zarabiają na wymianie walutowej poprzez nakładanie swojej marży, ale sytuacja ta dotyczy transakcji innych niż te związane z rozliczaniem kredytów. Niestety, banki nie wzięły sobie do serca tej zasady i nagminne było stosowanie niekorzystnych dla konsumentów kursów, wpierw przy wypłacie kapitału (wówczas stosowany był niższy kurs, czyli ten kupna), a następnie przy przeliczaniu kolejnych rat kapitałowo-odsetkowych (wówczas stosowany był już wyższy kurs sprzedaży).
O jakim dodatkowym zarobku tu mowa? W zależności od tego, na jaką kwotę opiewał kredyt, bank poprzez stosowanie spreadów walutowych mógł zarobić na tym mechanizmie dodatkowe kilka do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Jakby tego było mało, od tej powiększonej kwoty zadłużenia bank naliczał sobie odsetki. Nic więc dziwnego, że dziś prawnicy frankowi stoją na stanowisku, że umowy kredytowe, w przypadku których bank stosował takie praktyki, powinny być unieważniane w całości, jako niezgodne z ustawą Prawo Bankowe.
Czy kredytobiorcy mogli jakkolwiek przewidzieć, jak kształtować się będą ich raty kapitałowo-odsetkowe oraz saldo kredytu? Nie, i to z wielu przyczyn. Przede wszystkim w większości przypadków nie byli należycie informowani o tym, na czym polega mechanizm indeksacji ani w jaki sposób bank ustala kursy walut. Mało tego, banki stosowały nie jedną, ale kilka tabel kursowych (aktualizowanych po kilka razy dziennie), w tym niektóre podmioty opracowywały jedną tabelę specjalnie z myślą o kredytach frankowych. Kursy w tej tabeli były bardzo często mniej korzystne niż te dla pozostałych klientów.
1 lipca 2009 roku w życie weszła rekomendacja S II, przyjęta przez Komisję Nadzoru Finansowego, która odebrała bankom prawo do stosowania wobec kredytobiorców kursów walutowych mniej korzystnych niż te oferowane innym klientom. Rekomendacja odnosiła się również do kredytobiorców posiadających zobowiązanie indeksowane kursem waluty obcej. Banki zostały zobligowane do udostępnienia tym klientom możliwości spłaty kredytu bezpośrednio w walucie indeksacji.
Dwa lata później w życie weszła tzw. ustawa antyspreadowa i skończyła się bankowa samowolka – kto chciał uciec przed zawyżonymi kosztami kredytu, wybierał spłatę bezpośrednio we franku. Nie ma to jednak znaczenia z punktu widzenia wadliwości samej umowy, albowiem sąd ocenia to, jak kształtowano prawa i obowiązki po stronie klienta w momencie jej zawierania, a nie w chwili, gdy złożono pozew. Z tego względu kredytobiorcy mogą dziś unieważniać swoje umowy, mimo iż od kilkunastu lat bank daje im możliwość spłaty kredytu we franku.
Czy banki dobrze poinformowały frankowiczów o ryzyku kursowym?
W kilkanaście lat od boomu na kredyty frankowe sektor bankowy twierdzi, że jest niewinny: banki uparcie stoją na stanowisku, że nie mogły przewidzieć tego, jak bardzo wzrośnie kurs helweckiej waluty i chcą, aby społeczeństwo wierzyło, iż produkty te udzielane były w dobrej wierze.
Tymczasem powszechną praktyką występującą na etapie informowania kredytobiorcy o ryzykach takiego kredytu było pokazywanie bardzo wąskiego wycinka dotychczasowej historii kursu CHF, nieuwzględniającego lat 1993-2004. A szkoda, bo klient, który zostałby skonfrontowany z informacją, że w podanym okresie frank podrożał o prawie 200 proc., z pewnością dwa razy zastanowiłby się, czy aby na pewno zaciąganie zobowiązania w walucie obcej jest dobrym pomysłem.
Kredyty frankowe były produktami o charakterze długoterminowym: zaciągano je nierzadko na 20, 25, a nawet i 40 lat. Banki zaś, informując kredytobiorcę o wahaniach kursowych, uwzględniały tylko kilkuletnią historię tej waluty, i to dotyczącą okresu, w którym CHF był akurat dość stabilny. Dało to kredytobiorcom fałszywe poczucie bezpieczeństwa i przekonało, że frank to waluta przewidywalna, odporna na znaczne wahania.
Rzeczywistość okazała się daleka od zapewnień i banki nie mają żadnych sensownych argumentów na swoją obronę, ponieważ jako profesjonalne instytucje, zajmujące się m.in. śledzeniem kursów walut, powinny w prezentowanych scenariuszach uwzględnić ryzyko tego, iż frank w perspektywie kilku czy kilkunastu lat zdrożeje nie o kilkadziesiąt groszy, a na przykład o 3-4 zł. To niedopatrzenie jest dziś jednym z powodów, dla których kredytobiorcy kwestionują swoje umowy, a sądy przyznają im rację i zasądzają eliminowanie kontraktów z obrotu prawnego.
Dodaj Opinie