Im korzystniejsza jest linia orzecznicza krajowych sądów w sprawach o franki, tym kredytobiorcom trudniej jest wybrać dobrego pełnomocnika prawnego. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ rynek usług prawnych skoncentrowany wokół sporów z bankami jest obecnie przesycony. Reprezentowanie kredytobiorców w sądach to ogromny biznes, na którym największe podmioty na rynku zarabiają miliony złotych rocznie. Nie wszystkie firmy świadczące tzw. „pomoc frankowiczom” podchodzą uczciwie do swojej pracy. Wręcz przeciwnie, jeśli przejrzymy oferty kancelarii prawnych, dojdziemy do wniosku, że tylko część z nich pobiera od klientów opłatę stosowną do nakładu pracy włożonego w proces sądowy oraz wykreślenie hipoteki z KW. Na co uważać, wybierając pełnomocnika prawnego do sporu z bankiem? Dlaczego jedne kancelarie żądają opłaty wstępnej w wysokości kilkunastu tysięcy złotych, podczas gdy inne nie pobierają jej wcale? I czym może się skończyć współpraca z podmiotem, który jest gotowy zainicjować spór za minimalną stawkę bądź wręcz za darmo?
-
Jeszcze kilka lat temu na krajowym rynku funkcjonowała zaledwie garstka podmiotów ściśle wyspecjalizowanych w sprawach frankowych. Obecnie są ich setki w całej Polsce, ale tylko promil to rzetelne i doświadczone podmioty, pracujące zgodnie z etyką zawodową
-
Pokusa zarabiania milionów złotych na unieważnieniach kredytów jest trudna do odparcia nawet dla prawników. Niektórzy postępują nieetycznie i rozpoczynają współpracę ze spółkami kapitałowymi, by ominąć kodeks etyki adwokackiej i uciec przed odpowiedzialnością zawodową
-
Kredytobiorcy powinni być czujni: doradza im się, by unikali ofert z zerową lub podejrzanie niską opłatą wstępną, bo za tymi ofertami czai się horrendalna opłata za sukces i taśmowe podejście do sprawy
-
Oferta dobrej kancelarii prawnej ma być kompleksowa, a prawnik podejmujący się sprawy klienta powinien objąć go opieką od A do Z, czyli od chwili pierwszego kontaktu, aż do wykreślenia hipoteki z księgi wieczystej.
Polski rynek usług prawnych zaczyna przypominać targowisko. Dlaczego tak się dzieje?
Od kiedy sprawy frankowe nabrały rozpędu, znacznie wzrósł popyt na specjalistyczne usługi prawne skoncentrowane wokół legalności wzorców umownych, podsuwanych przez banki konsumentom. Nim TSUE wydał przełomowy wyrok w sprawie Raiffeisen vs. Dziubak (a miało to miejsce 3 października 2019 roku), w Polsce brakowało prawników ściśle wyspecjalizowanych w reprezentowaniu frankowiczów w sądach. Sprawy te były trudne do prowadzenia, ich wynik niepewny, a zatem niewielu adwokatów i radców prawnych było chętnych podjąć się tego wyzwania.
Gdy linia orzecznicza uległa zmianie, a kredytobiorcy zaczęli wygrywać ponad 90 proc. postępowań (obecnie jest to już 99,1 proc. spraw w sądach II instancji), wiele kancelarii i podmiotów świadczących usługi odszkodowawcze zapragnęło wejść w tej rozwijający się rynek i zwiększyć swoje przychody. I to wielokrotnie.
Szacuje się bowiem, że sektor związany z opieką prawną świadczoną frankowiczom jest wart w Polsce kilka miliardów złotych. Nic więc dziwnego, że niektóre kancelarie, niemające pomysłu na rozwój własny, a chcące zarabiać gigantyczne pieniądze na swojej pracy, są gotowe na wiele, by ukroić część frankowego tortu dla siebie.
Minęło już kilka lat od pierwszego wyroku TSUE w polskiej sprawie frankowej. Rynek pseudokancelarii i firm odszkodowawczych, funkcjonujących obok rzetelnych i doświadczonych kancelarii radcowskich i adwokackich, jest w pełnym rozkwicie. Podmioty te nie są w stanie jak równy z równym konkurować z profesjonalnymi firmami prawniczymi, które zdobywały doświadczenie w reprezentowaniu frankowiczów na długo przed porażką Raiffeisena przed TSUE. Muszą więc uciekać się do metod podstępnych, na które żaden szanujący się prawnik po prostu nie przystanie. Są to przede wszystkim:
- oferowanie zerowej opłaty początkowej za reprezentację w sądzie lub zaniżanie tej opłaty do minimum, tak aby pozyskać jak najwięcej spraw do prowadzenia
- skutkiem powyższego, uzależnianie całości lub znacznej części honorarium prawnika od wyniku postępowania, czyli od success fee. Tzw. premia za sukces może wynieść w pseudokancelarii nawet kilkadziesiąt procent od kwoty zasądzonych korzyści, co jest zupełnie niewspółmierne do nakładu pracy włożonej w pomoc klientowi
- agresywny marketing, wręcz nagabywanie poszkodowanych w procederze frankowym na pozwanie banku. Pseudokancelarie mają handlowców w całej Polsce, działają też prężnie przez Internet, pozyskując klientów w sposób hańbiący dla zawodu prawnika i nieetyczny
- taśmowe podejście do prowadzonych spraw – pseudokancelarie mają sztywne cenniki swoich usług, co świadczy o braku profesjonalizmu z ich strony. Każda sprawa frankowa, mimo podobieństw wzorców umownych, jest inna i wymaga dogłębnej analizy. Dopiero po zbadaniu samej umowy i załączników, a także zapoznaniu się z sytuacją klienta prawnik jest w stanie precyzyjnie oszacować koszt obsługi prawnej. Jeśli tego nie robi, klient ma najprawdopodobniej do czynienia z przedstawicielem tzw. pseudokancelarii, czyli fabryki pozwów
- uciekanie przed zawodową odpowiedzialnością we współpracę ze spółkami kapitałowymi – część adwokatów i radców prawnych, kuszona gigantycznymi zarobkami, decyduje się na naganny etycznie krok i zaczyna świadczyć swoje usługi w formie spółek z ograniczoną odpowiedzialnością. Dzięki temu prawnik może skutecznie ominąć kodeks etyki adwokackiej, a także konkurować z uczciwymi kancelariami na preferencyjnych zasadach. Może też uciec przed odpowiedzialnością za zawodowe błędy – w końcu ściągnięcie odszkodowania czy zadośćuczynienia od firmy z kapitałem zakładowym równym 5000 zł jest wyjątkowo trudne, a w niektórych przypadkach wręcz niemożliwe.
Czerwone flagi w relacji z kancelarią, czyli jak rozpoznać fabrykę pozwów frankowych?
Jakie znaki mogą świadczyć o tym, że klient ma do czynienia z kiepską kancelarią, która działa jak „fabryka pozwów” i jest nastawiona tylko na własny interes ekonomiczny? Oto najważniejsze i najpowszechniejsze „czerwone flagi”:
- kancelaria ma sztywny cennik usług podany na stronie
- wysokość opłaty wstępnej wynosi 0 zł lub jest bardzo niska, w przedziale od 1000 do 5000 zł. Dobre i godne zaufania kancelarie pobierają wyższą opłatę startową, co wiąże się z niższą premią za sukces. Wynika to z nakładu pracy niezbędnej do przygotowania pozwu i pism procesowych, a także opracowania strategii sądowej. Pseudokancelarie nie mają tego problemu – podchodzą do spraw z gotowcami, dlatego mogą sobie pozwolić na niską bądź wręcz zerową opłatę wstępną
-
wysokość success fee wynosi więcej niż 7 procent. Szczególnie alarmujące są przypadki, gdy kancelaria pobiera opłatę za sukces wynoszącą 25 proc. i więcej, i to nie od zasądzonej kwoty, a od wartości przedmiotu sporu
- kancelaria nie podaje z imienia i nazwiska adwokatów i radców prawnych, z którymi współpracuje
- firma nie publikuje na stronie aktualności związanych z uzyskiwanymi wyrokami sądowymi, wzbogaconych o skany orzeczeń wraz z omówieniem
- podmiot funkcjonuje w formie sp. z o.o. lub S.A., a nie w formie spółki osobowej (partnerskiej, jawnej, komandytowej lub komandytowo-akcyjnej).
Jeżeli kredytobiorca ma wątpliwości, czy kancelaria, z którą chce nawiązać współpracę, jest rzetelna, może skontaktować się z nią i zadać kilka prostych pytań, które ułatwią mu podjęcie mądrej decyzji. Oto one:
- z kim zawarta będzie umowa o świadczenie usługi prawnej: bezpośrednio z kancelarią adwokacką lub radcowską czy ze spółką z o.o. lub S.A.?
- ile spraw wygrała kancelaria i gdzie jawnie są publikowane te dane (nic nie stoi na przeszkodzie aby kancelaria podawała informacje o wyrokach oraz sygnatury na swojej stronie, dodatkowo najlepsze kancelarie które nie mają nic do ukrycia opisuj przebieg większości spraw na swoich blogach, jeśli kancelaria nie ujawnia takich danych lub przesyła je tylko w prywatnych e-mailach jest to znak ostrzegawczy)
- ile wyniesie łączny koszt obsługi prawnej w przypadku unieważnienia umowy o parametrach zgodnych z tymi występującymi po stronie klienta?
Już te proste trzy pytania pozwolą odróżnić uczciwy i rzetelny podmiot od pseudokancelarii, która pozyskuje tysiące spraw i prowadzi je taśmowo, bez dogłębnej analizy konkretnego przypadku. Nawiązując współpracę z dobrym prawnikiem, kredytobiorca jest w stanie unieważnić swój kredyt relatywnie szybko, a przede wszystkim bezstresowo, nie ponosząc przy tym kosztów niewspółmiernych do wysiłku włożonego w sprawę przez pełnomocnika prawnego.
Z kolei trafiając na pseudokancelarię, frankowicz naraża się na długie, żmudne postępowanie, współpracę z niewykwalifikowanym prawnikiem „z łapanki”, a na koniec na gigantyczne koszty obsługi prawnej, które mogą odebrać mu radość z zakwestionowania umowy.
Dodaj Opinie