Czy kancelaria, która reprezentuje kredytobiorcę w sprawie przeciwko bankowi dotyczącej niedozwolonych postanowień umownych, sama może stosować abuzywne praktyki w relacji ze swoim klientem? Do takich sytuacji dochodzi coraz częściej, a nieuregulowany przez państwo rynek usług prawnych jest wprost przesycony nieetycznie działającymi podmiotami, na co uwagę mediów kierują sami adwokaci. Na co trzeba uważać, będąc frankowiczem lub innym klientem poszkodowanym przez bank? Jak nie dać się naciągnąć nieuczciwemu pełnomocnikowi? W jaki sposób działają firmy, które zarabiają dziś miliony na ofiarach banków i jak korzystają na tym same banki? Zapraszamy do artykułu.
- Na frankowiczu, który dysponuje roszczeniem wobec banku dotyczącym zwrotu świadczenia nienależnego, można zarobić dziesiątki, a często i setki tysięcy złotych. Wystarczy przekonać go do cesji długu lub… pozwania banku z pomocą konkretnej spółki
- Problem nieuczciwych kancelarii nagłośniły jakiś czas temu same banki, sugerujące, że kredytobiorcy powinni być nieufni w stosunku do adwokatów, którzy oferują im swoje usługi. Jednak zagrożeniem dla frankowiczów są nie tyle sami adwokaci, co spółki kapitałowe kreujące się na kancelarie
- Nieuczciwe pseudokancelarie umieszczają w umowach ze swoimi klientami klauzule równie abuzywne co te stosowane niegdyś przez banki. W wielu przypadkach domagają się znacznie zawyżonego wynagrodzenia lub dzielą się z klientem ledwie ułamkiem kwoty, którą na nim zarabiają
- Nietransparentność rynku usług prawnych może skłaniać kredytobiorców do rezygnacji z pozwu. A nie powinna, bo tak naprawdę, stosując się do kilku prostych wskazówek, kredytobiorca może z łatwością ominąć nieetyczne podmioty i od razu trafić do dobrego i uczciwego prawnika.
Kredytobiorcy masowo padają ofiarą nieuczciwych spółek kapitałowych. Chodzi nie tylko o frankowiczów
Do dobrych, doświadczonych kancelarii prawnych zgłasza się coraz więcej osób, które zostały wprowadzone w błąd, żeby nie powiedzieć wprost poszkodowane, przez nieuczciwe podmioty działające na rynku usług prawnych. Chodzi o tzw. pseudokancelarie, czyli spółki kapitałowe, które specjalizują się w odzyskiwaniu odszkodowań oraz w sprawach przeciwko bankom.
Firmy te dbają o to, by ich otoczka była profesjonalna i wzbudzała zaufanie – starają się, by klient nie odróżnił ich od profesjonalnych kancelarii adwokackich i radcowskich. A różnią się one od nich znacząco – tak pod względem wysokości wynagrodzenia, etyki działania, jak i obejmujących je regulacji. Pseudokancelarie komunikują się z potencjalnym klientem za pomocą dopracowanych profili w mediach społecznościowych i kanałów na YouTube. Ich specjaliści, wyglądający i mówiący jak zawodowi prawnicy, potrafią przekonać potencjalnego klienta, że, pozywając bank, warto skorzystać z usług firmy X czy Y.
Konsumentom, będącym targetem tych firm, podoba się, że pseudokancelarie nie oczekują wnoszenia dużej opłaty za napisanie pozwu. Przeciwnie – jej wysokość jest symboliczna, często nawet 10 razy niższa niż w kancelariach adwokackich, a firma bierze na siebie takie koszty jak opłata za wniesienie pozwu czy za apelację (choć i to nie jest regułą – zdarzają się przypadki, w których pseudokancelaria nie bierze na siebie tego ryzyka). Klient, podpisując umowę, zwykle nie zdaje sobie sprawy z tego, że w przypadku, gdy firma wygra dla niego sprawę, wystawi mu rachunek na kwotę opiewającą na kilkadziesiąt procent wartości tego, co sąd przyznał mu w wyroku.
Szczególne patologie dotyczą w tym względzie firm specjalizujących się w „skupowaniu” roszczeń kredytobiorców, które ci mogą skierować pod adresem banków. Metoda jest banalnie prosta, pod warunkiem, że firma wie, jak znaleźć potencjalnych odbiorców dla swoich usług. Te zwykle profesjonalny marketing mają w małym palcu i doskonale wiedzą, jak stworzyć „lep na klientów”.
Pseudokancelarie są sprytne: wiedzą, jak uśpić czujność klienta
Zaczyna się zwykle od maila. Potencjalny klient sprawdza swoją pocztę elektroniczną, w której znajduje wiadomość informującą, że nie musi pozywać banku, by odzyskać pieniądze za nieważną umowę. Wystarczy, że sprzeda roszczenie tej jednej konkretnej spółce, a ona wypłaci mu pieniądze do ręki i sama, już w swoim imieniu, zajmie się resztą, czyli dochodzeniem roszczeń od banku w sądzie.
Firmy te proponują zwykle klientom żałosne stawki, często stanowiące równowartość 5 lub 10 procent kwoty potencjalnego roszczenia, którym dana osoba dysponuje. Ktoś, kto ma już spłacony kredyt frankowy i nie wykazuje najmniejszej woli pozwania banku, może się jednak nad tym zastanowić. Kwota 10 czy 20 tysięcy złotych w końcu piechotą nie chodzi.
Problem polega na tym, że taki „skup wierzytelności” bardzo często nie przykłada szczególnej uwagi do zabezpieczenia interesów klienta na wypadek, gdyby bank zdecydował się skierować przeciwko niemu osobne roszczenie. Trzeba bowiem podkreślić, że sądy w sprawach frankowych nakazują zwykle stronom rozliczenie w oparciu o teorię dwóch kondykcji. To oznacza, że bank oddaje stronie powodowej (którą w tym przypadku jest firma skupująca roszczenie) całość rat wpłaconych przez kredytobiorcę. Chce jednak w zamian zwrotu kapitału kredytu.
Ale przecież nie wypłacił go spółce, z którą się sądzi (i która ma minimalny kapitał zakładowy, wynoszący 5 tys. zł), tylko konsumentowi, który dziś posiada nieruchomość, nabytą za pieniądze z kredytu. I to on najprawdopodobniej otrzyma pozew o zwrot kapitału.
Jak sprzedać swoją wierzytelność pseudokancelarii i… nie zarobić
Zagrożeni opisywanym procederem są nie tylko frankowicze, ale również kredytobiorcy mający zobowiązania gotówkowe w złotówce. Spółki z o.o., wiedząc o korzystnym orzecznictwie TSUE w kwestii sankcji kredytu darmowego, i na nich zaginają parol. Tu również może dojść do patologicznej sytuacji: konsument sprzeda roszczenie, spółka pozwie bank i wygra, a przegrany w dalszym ciągu będzie wymagał od klienta zapłaty kolejnych rat kredytowych.
Ten będzie musiał sam szarpać się z instytucją kredytową, bo spółka nie kiwnie palcem, aby wyciągnąć go z tarapatów. Takich przypadków mogą być już niedługo w skali kraju tysiące. Doświadczeni prawnicy doskonale zdają sobie sprawę ze skali zjawiska, dlatego próbują nagłośnić problem za pośrednictwem mediów. Wcześniej próbowały to zrobić banki, wykorzystując jednak informację o niedozwolonych praktykach spółek z o.o. przeciwko ogółowi środowiska prawnego.
Wg banków firmy działające w opisany sposób to po prostu „kancelarie prawne”, a nie podmioty, które się tylko za nie podają. Sektor ma oczywisty interes w takim przekłamywaniu faktów: chce, aby konsumenci przestali ufać prawnikom i pozywać z ich pomocą kredytodawców o sankcję kredytu darmowego czy ustalenie nieważności abuzywnych umów. Prawnicy, tworząc materiały edukacyjne kierowane do konsumentów, starają się przedstawić im różnice pomiędzy uczciwie działającymi kancelariami adwokackimi i radcowskimi a pseudokancelariami, które działają z czystej żądzy zysku.
Zwracają uwagę, że adwokaci i radcowie prawni działający pod własnym szyldem muszą przestrzegać zasad etyki zawodowej, a to oznacza, że tworzone przez nich umowy nie mogą zawierać klauzul krzywdzących dla klienta. Informacja o ewentualnych kosztach usług powinna być w sposób jasny i czytelny określona w umowie. Wynagrodzenie podmiotu za usługę nie może być niewspółmierne do nakładu pracy, ale jednocześnie prawnik nie może poprowadzić sprawy klienta za symboliczną opłatą. Musi pobrać adekwatną opłatę startową – reszta wynagrodzenia może, choć nie musi, być oparta o tzw. success fee, czyli premię za sukces.
Jak ustrzec się przed nieuczciwymi spółkami z o.o.? Jest prosty sposób
Konsument może bardzo łatwo zweryfikować to, czy ma do czynienia z kancelarią adwokacką czy z „przebierańcami”. Wystarczy, że sprawdzi, w jakiej formie jest prowadzony dany podmiot – jeśli jest to spółka z o.o. lub S.A., konsument zyskuje pewność, że nie ma do czynienia z kancelarią adwokacką/radcowską. Podmioty tego typu nie mają zgody na prowadzenie działalności w wymienionych formach.
Co grozi konsumentowi, który źle wybierze kancelarię do sprawy przeciwko kredytodawcy?
Powróćmy jednak do zagrożeń związanych z działalnością pseudokancelarii. Prócz wcześniej wymienionych, warto zwrócić uwagę na jeszcze kilka niebezpieczeństw:
- otrzymanie należnych środków ze znacznym opóźnieniem – bywa tak, że firma, nawiązując współpracę z konsumentem, nie wypłaca mu należnych z tytułu cesji środków od razu po jej dokonaniu, a np. zastrzega w umowie, że zapłata nastąpi dopiero po wygranej sprawie sądowej i rozliczeniu z bankiem. Może się zdarzyć, że klient będzie więc czekał na swoje pieniądze kilka lat, tak samo, jak gdyby sam we własnym imieniu pozwał bank o zapłatę. Wówczas jednak otrzymałby od przegranego znacznie większą kwotę niż ta, którą dostanie w wyniku sprzedania wierzytelności
- nieotrzymanie środków w ogóle, w wyniku niewypłacalności podmiotu – to zagrożenie powinni wziąć pod uwagę zwłaszcza frankowicze, którym kancelarie odszkodowawcze proponują pośrednictwo w rozliczeniach finansowych z bankiem po uznaniu przez sąd, że umowa jest nieważna. Bank zatem wpłaci zasądzone środki na konto kancelarii, a ta, po pobraniu z nich swojego honorarium, będzie dopiero zobowiązana do zwrotu pieniędzy na konto klienta. Jeśli jednak firma będąca spółką kapitałową popadnie w tarapaty i wystąpi do sądu z wnioskiem o wszczęcie procedury restrukturyzacyjnej, może się okazać, że klient nie otrzyma zwrotu należnych mu środków wcale lub dostanie je, ale z bardzo dużym opóźnieniem. A przypominamy, że bank nie będzie cierpliwie czekał na zwrot kapitału kredytu
- zawarcie ugody z bankiem wbrew woli klienta – może się zdarzyć, że konsument, który podpisze umowę z pseudokancelarią, utraci znaczną część korzyści, które powinny mu przysługiwać po uznaniu kredytu za abuzywny, w wyniku zawarcia bez konsultacji z nim ugody pomiędzy pozwanym bankiem a pseudokancelarią. W takim przypadku pseudokancelaria szybciej otrzyma swoje honorarium – wszak ugodę z bankiem można zawrzeć nawet w miesiąc, a sprawy sądowe trwają po kilka lat. Klient natomiast w dalszym ciągu może otrzymać należne mu środki z dużym opóźnieniem i w dodatku w niesatysfakcjonującej go wysokości.
Pseudokancelarie dopuszczają się względem klientów także innych nadużyć, np. konstruują swoje umowy w taki sposób, że zobowiązują klientów do podejmowania określonych czynności na własny koszt, np. pozyskania określonej dokumentacji czy złożenia pisemnego oświadczenia, o którym w umowie nie było ani słowa.
Co ciekawe, bywa, że taki podmiot podpisuje z klientem nie jedną, a kilka umów. Ma to na celu ukrycie części honorarium, które może być też należne np. za samą analizę dokumentów (która w dobrych kancelariach adwokackich jest bezpłatna) czy pomoc w wykreśleniu hipoteki z księgi wieczystej. W przypadku sankcji kredytu darmowego bywa też, że wynagrodzenie jest określone nie w samej umowie cesji, a dopiero w jednym z załączników do niej. Wszystko po to, by sąd, któremu zostanie dostarczona umowa cesji wierzytelności, nie dowiedział się, jaką faktycznie kwotę otrzyma osoba zbywająca roszczenie.
Sztuczek stosowanych przed takie podmioty jest wiele – i jedno jest pewne: jeśli rządzący nie zrobią nic, aby uregulować rynek, to kolejne umowy podsuwane do podpisu klientom przez pseudokancelarie będą zawierały coraz bardziej wymyślne klauzule, pozwalające zarabiać im na naiwności ludzkiej jeszcze większe pieniądze. Praktyki tych podmiotów są w oczywisty sposób niezgodne z prawem, w tym z dyrektywą unijną 93/13, czyli tą samą, na którą frankowicze powołują się w sprawach przeciwko bankom. Problem polega na tym, że znacznie łatwiej ukarać za takie praktyki bank, którego działalność podlega ścisłej kontroli i który, poza bardzo nielicznymi wyjątkami, jest w pełni wypłacalny, niż spółkę z o.o. z kapitałem zakładowym na poziomie 5 tys. zł, która po prawomocnym wyroku na swoją niekorzyść po prostu zwinie żagle i zniknie z rynku.
Aby uniknąć zagrożeń wynikających ze współpracy z taką firmą, warto kierować się następującymi zasadami:
- powierzać sprawy o kredyty frankowe, kredyty gotówkowe, kredyty hipoteczne wyłącznie kancelariom adwokackim i radcowskim, mającym doświadczenie w takich procesach, które jest poparte dowodami (skanami dotychczas wydanych wyroków)
- unikać nawiązywania współpracy z kancelariami odszkodowawczymi, spółkami z o.o., nawet jeśli kuszą wyglądającymi na pozór korzystnie zasadami współpracy.
PODSUMOWANIE:
Sprawy przeciwko bankom, choć mogą przynieść duże korzyści finansowe, nie są łatwe. Dlatego nie należy ich powierzać byle komu, bo skutki złego wyboru mogą być naprawdę dotkliwe i tak naprawdę trudne do przewidzenia. Kredytobiorca, który został już raz oszukany przez bank, staje się łatwym celem dla oszustów prowadzących pseudokancelarie – ci będą wysyłać mu mailingi, kusić reklamami w social mediach i kontaktować się telefonicznie przy pomocy swoich handlowców. Takie praktyki nie są stosowane przez uczciwie działające kancelarie adwokackie – więc jeśli do kredytobiorcy odezwała się firma, która działa w taki sposób, powinien zachować wzmożoną czujność.
Dodaj Opinie