Wiadomości Wyróżnione

Unieważnienie kredytu we frankach w Gdańsku opłaca się jak nigdzie indziej

Sprawy frankowe ciągnące się latami w gdańskich sądach paradoksalnie zamieniają się dla kredytobiorców w finansową okazję. Im dłużej trwa proces o unieważnienie kredytu we frankach w Gdańsku, tym większy zysk dla frankowicza. Wysokie odsetki ustawowe za opóźnienie (obecnie ponad 11% rocznie) sprawiają, że przewlekłość postępowania – choć formalnie negatywna – przekłada się na pokaźne profity. Gdańsk, jako jeden z najwolniejszych sądów w tych sprawach, staje się wręcz „eldorado” odsetkowym dla pozywających banki. Jak to możliwe? Przyjrzyjmy się konkretom.

Gdańsk – najdłuższe czekanie, największe profity

Nie jest tajemnicą, że na wyrok w Gdańsku czeka się wyjątkowo długo. To właśnie tam (obok Warszawy) sprawy frankowe trwają najwolniej . Kredytobiorcy muszą uzbroić się w cierpliwość – apelacja w Gdańsku potrafi czekać na rozprawę nawet 2 lata od wyroku I instancji. W skrajnych przypadkach terminy rozpraw wyznaczane są dopiero na 2028 rok ! Taka przewlekłość to koszmar wymiaru sprawiedliwości, ale… dla frankowicza może być błogosławieństwem finansowym. Każdy miesiąc opóźnienia to bowiem dodatkowe odsetki ustawowe naliczane przez sąd na rzecz kredytobiorcy. Przy obecnych stawkach (ok. 11,25% rocznie ) za sam czas czekania frankowicz zyskuje tysiące złotych – i to bez ruszania palcem. W praktyce dwuletnie oczekiwanie na wyrok potrafi wygenerować kilkadziesiąt tysięcy złotych zysku . Nic dziwnego, że Gdańsk, słynąc z przewlekłości, stał się miejscem, gdzie unieważnienie kredytu “opłaca się jak nigdzie indziej”.

Odsetki ustawowe – napęd zysku z opóźnienia

Mechanizm zysku bazuje na odsetkach ustawowych za opóźnienie. Sąd, zasądzając unieważnienie kredytu, przyznaje frankowiczowi odsetki od roszczenia za cały okres sporu – zwykle od momentu złożenia pozwu do dnia zapłaty . Te odsetki to swoista „kara” dla banku za to, że dysponował pieniędzmi klienta przez czas procesu. Co kluczowe, stawka odsetek jest wysoka – przez wiele miesięcy wynosiła aż 12,25% rocznie , a obecnie niewiele mniej, bo 11,25% . Dla porównania, najlepsze lokaty bankowe oferują ułamek tej wartości. Można więc powiedzieć, że frankowicz w trakcie procesu otrzymuje od banku „odsetkową pensję” – i to lepszą niż na jakiejkolwiek lokacie.

Jak duże są to kwoty? Liczby mówią same za siebie. Przy stawce ok. 12% rocznie i pozwie na kwotę 300 tys. zł (średniej wielkości kredyt we frankach) generuje prawie 100 zł odsetek dziennie . Innymi słowy, za każdy dzień opóźnienia bank będzie musiał w przyszłości dopłacić frankowiczowi około 100 zł. Nietrudno policzyć, że miesiąc zwłoki to ok. 3 tys. zł, a rok – ponad 35 tys. zł „zarobku” na samym czekaniu. W realiach długiego procesu gdańskiego te sumy rosną do naprawdę imponujących poziomów.

Przykład: 3 lata sporu = ponad 100 tys. zł odsetek

Rozważmy konkretny scenariusz gdańskiego frankowicza. Załóżmy, że w maju 2024 r. pozwał on bank, domagając się unieważnienia kredytu na kwotę 300 000 zł. Sąd zabezpieczył roszczenie, więc od tego momentu kredytobiorca w ogóle nie płaci już rat w trakcie procesu. Sprawa w I instancji trwa 12 miesięcy (do maja 2025 r.), a odsetki za opóźnienie wynoszą w tym okresie 11,95% w skali roku. Następnie bank składa apelację – trafiamy do słynnej gdańskiej kolejki. Czekanie na rozprawę apelacyjną zajmuje kolejne 24 miesiące (do 2027 r.), przy odsetkach ustawowych ok. 11,25% rocznie. Co to oznacza finansowo?

  • Łącznie za trzy lata procesu (maj 2024 – maj 2027) narosło ponad 100 tys. zł odsetek ustawowych. Dokładniej, za pierwszy rok ~35,8 tys. zł, za kolejne dwa lata ~67,5 tys. zł – razem ok. 103 000 zł dodatkowego zysku dla kredytobiorcy.

  • W tym samym czasie frankowicz „zaoszczędził” na nieopłaconych ratach. Gdyby musiał je płacić, wydałby przez 36 miesięcy dziesiątki tysięcy złotych. Teraz te pieniądze zostały w jego kieszeni. Jeśli np. rata kredytu wynosiła 1 500 zł, przez trzy lata w jego kieszeni zostało 54 000 zł (36×1500 zł).

Sumując powyższe korzyści, nasz frankowicz jest do przodu o około 103 000 zł z odsetek w porównaniu do sytuacji, gdyby nie pozwał banku. Miesięcznie daje to średnio ok. 2861 zł korzyści finansowej – kwotę, która przewyższa typową ratę kredytu. Innymi słowy, każdy miesiąc trwania sporu przynosi frankowiczowi kilka tysięcy złotych „zysku”.

Miesięczna korzyść: odsetki + brak rat

Powyższa kalkulacja pokazuje, że długie postępowanie sądowe działa jak finansowa tarcza dla kredytobiorcy. Nie dość, że nie płaci on bieżących rat (dzięki zabezpieczeniu roszczenia), to jeszcze rosną mu należne odsetki od banku. To tak, jakby sąd wypłacał mu comiesięczny bonus za cierpliwość.

Warto zauważyć, że ta miesięczna korzyść finansowa rośnie wraz z wysokością kredytu i poziomem stóp procentowych. Jeśli ktoś pozywa bank o unieważnienie większej umowy (np. na 500 tys. zł) albo jeśli stopy procentowe poszłyby jeszcze w górę, zyski z przeciągania procesu byłyby jeszcze wyższe. W drugą stronę – spadek stóp lub mniejsza wartość sporu oznacza mniejsze odsetki. Niemniej obecne realia (wciąż dwucyfrowe odsetki ustawowe) sprzyjają frankowiczom. To ironia losu: wysokie stopy, uderzające w zwykłych kredytobiorców złotówkowych, frankowiczom zapewniają hojny „cashback” za sądową zwłokę.

Przewlekłość, która się opłaca (choć szkodzi systemowi)

Oczywiście, z punktu widzenia wymiaru sprawiedliwości i państwa taka przewlekłość to problem. Sprawy powinny kończyć się szybko i sprawiedliwie, a nie trwać latami. Jednak dla indywidualnego frankowicza długie czekanie jest opłacalne – pod warunkiem, że ostatecznie wygra sprawę. Gdy sąd prawomocnie unieważni kredyt, kredytobiorcy należą się wszystkie naliczone odsetki ustawowe. Bank musi je wypłacić co do grosza, razem z główną kwotą roszczenia. Każdy dodatkowy miesiąc oczekiwania to więcej odsetek do zapłaty przez bank . Ta perspektywa bywa tak niekorzystna dla banków, że niektóre wolą nawet zrezygnować z apelacji, byle nie płacić klientom tak wysokich odsetek lub namówić frankowicza na ugodę podczas procesu licząc na to, że zapomni on o odsetkach, które już się naliczyły.

Z punktu widzenia systemu finansowego i państwa, masowe przedłużanie się tych procesów jest jednak zjawiskiem kosztownym i niepożądanym. Banki wypłacające setki milionów odsetek ponoszą straty, które mogą odbijać się na akcjonariuszach czy nawet klientach (np. poprzez wyższe opłaty bankowe). Skarb Państwa też może tracić, jeśli kredytobiorcy zaczną składać skargi na przewlekłość i domagać się odszkodowań za opieszałość sądów. Mówiąc krótko: gdańska przewlekłość to finansowy zysk jednostki kosztem zaufania do systemu.

Apelacja w Gdańsku – im dłuższa, tym wyższe odsetki (symulacja)

Poniżej przedstawiamy symulację, jak rośnie łączna kwota odsetek należnych frankowiczowi w zależności od długości trwania postępowania apelacyjnego. Przyjęto stałą średnią stopę odsetek za opóźnienie 11,5% rocznie (dla uproszczenia) oraz wartość przedmiotu sporu 300 000 zł.

Czas trwania apelacji (msc)

Łącznie miesięcy procesu (I instancja + apelacja)

Łączna kwota odsetek (przy 11,5% rocznie)

Średni zysk z odsetek na miesiąc procesu

12 miesięcy

24 miesięcy

69 000 zł

2 875 zł

18 miesięcy

30 miesięcy

86 250 zł

2 875 zł

24 miesiące

36 miesięcy

103 500 zł

2 875 zł

30 miesięcy

42 miesięcy

120 750 zł

2 875 zł

Jak widać, każdy dodatkowy miesiąc sporu to kolejne ~2,9 tys. zł odsetek przy tej skali sprawy. Łączna kwota odsetek rośnie liniowo wraz z wydłużaniem się apelacji – dla 2 lat apelacji to ok. 103 tys. zł, a dla 2,5 roku już 120 tys. zł. W praktyce, przy zmiennych stopach procentowych, wysokość odsetek może nie być idealnie liniowa, ale zasada jest prosta: im dłużej trwa proces, tym więcej pieniędzy finalnie trafi do kieszeni frankowicza.

Czy warto pozywać i grzecznie czekać? 

Gdański paradoks polega na tym, że to, co dla systemu jest patologią (przewlekłość), dla frankowicza bywa finansową strategią. Oczywiście nikt rozsądny nie chce latami żyć w niepewności prawnej – wielu kredytobiorców wolałoby szybki wyrok zamiast czekać do 2027 roku. Jednak twarde liczby pokazują, że czekanie bywa opłacalne jak nigdy. W Gdańsku, gdzie procesy trwają wyjątkowo długo, kredytobiorca może „zarobić” na swoim sporze dziesiątki, a nawet setki tysięcy złotych. To kontrowersyjna rzeczywistość: wymiar sprawiedliwości niedomaga, ale dzięki temu frankowicze zbierają finansowe żniwo opóźnień. Czy to zachęta do pozywania i spokojnego czekania? Dla wielu – niestety lub stety – tak właśnie to wygląda. Unieważnienie kredytu w Gdańsku opłaca się dziś jak nigdzie indziej – nawet jeśli oznacza to długie lata na sali sądowej.

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 5]