Wiadomości Wyróżnione

Banki chcą uciszyć TSUE i uratować WIBOR w kredytach? Ugody zamiast wyroków mają zablokować rewolucję!

  • Banki coraz częściej zawierają ugody z kredytobiorcami tuż przed kluczowymi rozstrzygnięciami, by uniknąć orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości UE (TSUE) w sprawach kredytów opartych o WIBOR lub tzw. sankcji kredytu darmowego.
  • Sędziowie nie są bezradni – mogą skorzystać z narzędzi prawnych, by zapobiec obejściu prawa. Przykładem jest łódzki sąd, który wstrzymał się z przyjęciem uznania powództwa przez bank i utrzymał pytania prejudycjalne w TSUE, podejrzewając próbę obejścia prawa.
  • Kredytobiorcy stoją przed dylematem: przyjąć korzystną propozycję ugody czy walczyć dalej dla dobra ogółu. Choć ugoda rozwiązuje ich indywidualny problem, to rezygnacja z batalii sądowej opóźnia rozwój prokonsumenckiego orzecznictwa i pozostawia innych w niepewności.
  • Strategia banków przypomina „zmowę milczenia” – zdaniem prawników takie działanie jest nieetyczne, bo ogranicza transparentność i rozwój prawa konsumenckiego, a polega na poświęcaniu pojedynczych spraw z pytaniami do TSUE, by nie dopuścić do niekorzystnego precedensu.
  • Taka taktyka może jedynie kupować czas. Eksperci zauważają, że prędzej czy później kolejne pytania trafią do TSUE, zmuszając sektor bankowy do zmierzenia się z problemem. Próby „strącania” spraw z wokandy TSUE już teraz psują reputację banków i budzą podejrzenia konsumentów.

Banki unikają wyroków TSUE last minute

Pierwsze sygnały tej nowej strategii banków pojawiły się, gdy tuż przed planowanymi rozstrzygnięciami TSUE niespodziewanie kończyły się głośne procesy. Przykładem jest sprawa z Przemyśla dotycząca kredytu hipotecznego opartego o zmienną stawkę WIBOR – sąd rejonowy wysłał w marcu 2025 r. dwa pytania prejudycjalne do TSUE dotyczące legalności tych zapisów. Jednak proces zakończył się ugodą między kredytobiorcą a ING Bankiem Śląskim zanim Trybunał zajął się sprawą.

W efekcie, polski sąd musi poinformować Luksemburg o umorzeniu postępowania, a TSUE prawdopodobnie nie odpowie na te pytania. Ugoda owiana jest tajemnicą, ale można przypuszczać, że bank poszedł na ustępstwa finansowe wobec klienta, tym bardziej że wartość spornego kredytu była niewielka (ok. 83 tys. zł). Dla banku to niewielka cena za uniknięcie precedensu – dzięki ugodzie uchronił się przed ewentualnym niekorzystnym wyrokiem TSUE w tak wrażliwej kwestii jak kredyty WIBOR-owe, a przy okazji zaoszczędził na dalszych kosztach procesu.

Podobny zwrot akcji nastąpił w głośnej sprawie tzw. darmowych kredytów (SKD). W styczniu 2025 r. do TSUE wpłynęło aż siedem pytań prejudycjalnych zadanych przez Sąd Rejonowy Łódź-Śródmieście, dotyczących sankcji kredytu darmowego – mechanizmu, w którym za naruszenie przepisów przy udzielaniu kredytu konsumenckiego bank może zostać ukarany utratą odsetek, de facto „darmowym kredytem” dla klienta. Ku zaskoczeniu obserwatorów, po wysłaniu pytań bank nagle uznał roszczenie powoda w tej sprawie. Normalnie uznanie powództwa oznacza koniec sporu – bank przyznaje rację klientowi co do zasady darmowego kredytu, co powinno skutkować umorzeniem sprawy i wycofaniem pytań z TSUE. Nietypowa kapitulacja banku była interpretowana jako próba powstrzymania TSUE przed wydaniem wyroku w tej ważnej kwestii. Bank najwidoczniej kalkulował, że jeśli usunie podstawę pytania prejudycjalnego, Trybunał nie zdąży zająć stanowiska. To pokazuje pewien wzorzec: gdy stawka w TSUE jest wysoka, banki wolą ciche rozstrzygnięcie zamiast otwartej konfrontacji przed unijnym Trybunałem.

Sędziowie kontra taktyka ugód – czy TSUE można utrzymać w grze?

Czy w obliczu takich zabiegów sędziowie mają jakieś pole manewru? Okazuje się, że tak. Przełomowa okazała się postawa sędziego z Łodzi w przytoczonej sprawie SKD. Sąd zauważył, że uznanie powództwa przez bank może być próbą obejścia prawa, dlatego wstrzymał umorzenie postępowania do czasu uzyskania odpowiedzi TSUE.

Powołał się na art. 213 § 2 kodeksu postępowania cywilnego, który pozwala nie uwzględnić uznania powództwa, jeśli byłoby to sprzeczne z prawem lub zasadami współżycia społecznego albo zmierzało do obejścia prawa. Innymi słowy, sędzia otwarcie podejrzewał, że nagła zgoda banku to trik procesowy mający na celu niedopuszczenie do wyroku TSUE, i uznał, że nie może tego zaakceptować.

Sąd zawiadomił co prawda TSUE o uznaniu powództwa przez bank, ale jednocześnie zaznaczył, że nie skutkuje to automatycznie zakończeniem sprawy. Uznanie będzie ważne dopiero po odpowiedzi TSUE – tym samym pytania prejudycjalne pozostają w mocy, a postępowanie w TSUE nie wygasło i toczy się dalej.

Tak zdecydowana reakcja sądu jest sygnałem ostrzegawczym dla banków. Pokazuje, że w polskim prawie istnieją instrumenty, które chronią przed nadużywaniem ugód dla blokowania precedensów. W uzasadnieniu postanowienia łódzki sąd napisał wprost, iż próba zapobieżenia wydaniu orzeczenia przez TSUE stanowi działanie sprzeczne z fundamentami krajowego i unijnego porządku prawnego.

Sędzia niejako „przejrzał grę” banku i nie pozwolił mu zamknąć sprawy przed otrzymaniem kluczowych wskazówek prawnych z Luksemburga. To bezprecedensowe posunięcie – zazwyczaj ugoda czy uznanie powództwa kończy temat, tymczasem tutaj interes publiczny (potrzeba wykładni prawa konsumenckiego) zwyciężył nad wolą stron.

Niestety, takie podejście sędziów nie zawsze jest możliwe. W sprawie przemyskiej dotyczącej WIBOR-u sytuacja wyglądała nieco inaczej: tam doszło do ugody pozasądowej między bankiem a klientem, zapewne skutkującej cofnięciem pozwu przez kredytobiorcę. W takim wypadku sędzia nie miał już podstaw, by utrzymać pytania prejudycjalne – skoro spór przestał istnieć, Trybunał nie może zajmować się hipotetycznym problemem.

Bank osiągnął swój cel i TSUE „odpadł” z gry, choć pytania zdążyły zostać formalnie zarejestrowane. To pokazuje, że wystarczy zadowolić jednego kredytobiorcę, by cała rzesza pozostałych straciła szansę na szybkie rozstrzygnięcie wątpliwości prawnych przez najwyższą instancję unijną. Sędziowie w takich przypadkach mają związane ręce – nie mogą kontynuować postępowania ani utrzymywać pytań w TSUE, gdy strony zgodnie zakończyły spór. Pozostaje im liczyć, że kolejna sprawa o podobnym charakterze dotrze do Luksemburga i nie zostanie znów uciszona ugodą.

Zmowa milczenia czy uzasadniona obrona?

Powtarzalność zachowań banków w sprawach WIBOR i SKD nasuwa pytanie, czy to przypadek, czy świadoma strategia całego sektora. Dwa banki (ING i Santander) w dwóch różnych typach spraw zastosowały analogiczną taktykę: „uciszyć” sprawę tuż przed potencjalnym przełomem prawnym. Trudno podejrzewać formalną zmowę (nie ma dowodów na jakieś tajne porozumienie), jednak zdaniem wielu obserwatorów banki wyciągnęły wnioski z klęski w sprawach frankowych.

Tam długo bagatelizowały problem, by w końcu zmierzyć się z lawiną przegranych po wyrokach TSUE. Tym razem w kwestii kredytów złotowych grają inaczej: oficjalnie bronią poprawności umów i wskaźników, ale nie ryzykują frontalnego starcia przed TSUE, jeśli mogą temu zapobiec.

Czy można jednak winić banki za taką strategię? Z ich perspektywy to racjonalna obrona interesów biznesowych. Jeśli istnieje ryzyko wydania wyroku przez TSUE, który kosztowałby sektor miliardy złotych (jak twierdzą kancelarie reprezentujące klientów), banki robią wiele, by opóźnić ten moment. Każdy rok bez niekorzystnego wyroku TSUE to rok spokoju dla akcjonariuszy, mniejsze rezerwy i brak presji na zmiany w portfolio umów. Można wręcz powiedzieć, że banki „grają na czas” – dosłownie i w przenośni. Spadające stopy procentowe w 2023–2025 dają im argument, że problem WIBOR-u samoczynnie traci na ostrości (raty kredytów złotowych maleją, więc mniej osób szuka ratunku w sądzie).

Planowana reforma wskaźników referencyjnych – zastąpienie WIBOR-u nowym indeksem POLSTR od 2028 r. – również działa na korzyść sektora. Banki mogą liczyć, że nim zapadnie ewentualny wyrok TSUE, WIBOR przestanie istnieć, co psychologicznie osłabi motywację do sporów (“skoro jest nowy wskaźnik, po co drążyć stary?”).

Mimo tych kalkulacji, taka zmowa milczenia ma krótkie nogi. Po pierwsze, jak zauważają analitycy, ryzyko reputacyjne jest niemałe. Informacje o ugodach wypływają do mediów – jak pokazuje nasz artykuł – i opinia publiczna widzi, że bank zamiast „z otwartą przyłbicą” bronić swoich racji, woli zapłacić klientowi. To może rodzić podejrzenie, że coś jest na rzeczy: skoro bank idzie na ustępstwo, czyżby jednak umowy miały wady?

Taki przekaz może zachęcić kolejnych kredytobiorców do kwestionowania swoich umów (“skoro innym bank ustąpił, może i mnie się uda”). Po drugie, lawinowo rosnąca liczba pozwów zmniejsza skuteczność strategii odwlekania. W samych sprawach o darmowy kredyt na koniec 2024 r. toczyło się już blisko 14,8 tys. postępowań.

Co prawda, banki nadal wygrywają ok. 80% takich spraw, ale trend może się odwrócić wraz z kolejnymi orzeczeniami sądów i możliwym wzmocnieniem linii prokonsumenckiej. Widać też, że część instytucji finansowych zaczyna się zabezpieczać – np. Alior Bank zaczął tworzyć rezerwy na ryzyko przegranych w sprawach SKD. Takie sygnały świadczą, że sektor nie jest wcale tak pewny swego, jak deklaruje oficjalnie.

Mediacja – niewykorzystana szansa na kompromis

Zastanawiający element tej układanki to niemal całkowity brak mediacji w sporach o WIBOR i SKD. W teorii mediacja powinna być naturalnym krokiem, zanim dojdzie do kosztownych procesów i pytań do TSUE. Sprawy frankowe nauczyły zarówno sektor bankowy, jak i ustawodawców, że polubowne rozwiązania są korzystne dla obu stron: klienci szybciej zyskują pewność prawną i poprawę swojej sytuacji, banki ograniczają ryzyko masowych przegranych i odciążają sądy. Warto zwrócić uwagę, że w Sądzie Okręgowym ruszył program mediacji frankowych, gdzie niektórzy sędziowie masowo zaczęli kierować sprawy do mediatorów. Wieli prawników wskazuje jednak, że w tych sprawach na mediacje jest za późno. Frankowicze dostali od banków już wiele ofert ugodowych i w sądach zostali jedynie ci, którzy chcą walczyć o pełną stawkę. Tym bardziej, że linia orzecznicza jest ukształtowana i mają niemal 100% szans na wygraną.

Dlaczego więc w odniesieniu do kredytów złotowych (WIBOR) brakuje podobnej inicjatywy? Banki oficjalnie twierdzą, że umowy złotówkowe są w pełni zgodne z prawem, więc być może nie chcą sygnałami o mediacji same sobie zaprzeczać. Każda próba rozmów ugodowych na szeroką skalę mogłaby być odebrana jako przyznanie: tak, mamy problem z WIBOR-em. Zamiast tego wolą strategię „wszystko jest okej” – aż do momentu, gdy konkretny przypadek zaczyna im zagrażać, wtedy następuje ugaszenie pożaru indywidualną ugodą. Mediacja, jeśli już się zdarza, to po cichu i przypadkowo, nie zaś jako promowane rozwiązanie systemowe.

Warto zauważyć, że spadek oprocentowania i zapowiadana zmiana wskaźnika WIBOR na POLSTR dają idealne warunki do mediacji. Przy niższych stopach banki mogłyby zaoferować klientom np. stałe oprocentowanie lub marże ulgowe, minimalizując własne straty, a jednocześnie wiążąc kredytobiorców ugodą i zamykając im drogę do pozwu. Jednak nic takiego na szerszą skalę nie ma miejsca. Być może banki obawiają się, że powszechne mediacje obudzą lawinę roszczeń – przy frankach też początkowo ten argument wstrzymywał ugody, dopóki tsunami procesów nie wymusiło zmiany podejścia.

W WIBOR-ze i SKD liczba spraw rośnie, ale sektor wciąż zakłada, że wygra większość procesów i zniechęci resztę klientów. Tymczasem czas na sensowny kompromis jest właśnie teraz, gdy orzecznictwo nie jest jeszcze ugruntowane, a ryzyko dla banków – potencjalnie duże, ale niepewne. Niestety, dopóki banki wierzą, że mogą uniknąć jednoznacznych wyroków, dopóty mediacja pozostanie niepopularna.

Gdzie jest pełnomocniczka ds. ochrony konsumentów?

W całej tej sytuacji uderza bierność instytucji, które z założenia mają strzec praw konsumentów. Na początku 2024 r. Minister Sprawiedliwości powołał dr Anetę Wiewiórowską-Domagalską na stanowisko Pełnomocnika ds. Ochrony Praw Konsumenta – wielu spodziewało się, że będzie ona aktywnie zaangażowana w systemowe problemy kredytobiorców (frankowych, złotówkowych, konsumenckich). Tymczasem pełnomocniczka nie zabrała jak dotąd publicznie głosu potępiającego taktykę banków unikania wyroków.

Co więcej, w wywiadach wyrażała sceptycyzm co do zasadności samych roszczeń WIBOR-owych – przyznała, że ma „daleko posunięte wątpliwości” czy można uznać klauzule zmiennego oprocentowania oparte na WIBOR za abuzywne. Jej zdaniem banki „nauczyły się na frankach” lepiej informować klientów o ryzyku stóp procentowych, więc jeśli przeciętny konsument rozumiał ryzyko, to nie ma mowy o nieuczciwości zapisów. Wiewiórowska-Domagalska argumentuje też, że dawniej zawierane kredyty złotowe miały wysokie oprocentowanie (rzędu 8%), więc trudno przekonać sąd, iż klient nie wiedział, na co się pisze.

Państwo polskie stoi murem za WIBOR-em – tak można podsumować oficjalne stanowisko rządu i instytucji nadzorczych. Trudno się więc dziwić, że pełnomocnik ds. konsumentów nie naciska na banki, skoro rząd w TSUE również broni legalności WIBOR-u. Dysonans polega na tym, że interes indywidualnych konsumentów (którzy czują się poszkodowani wzrostem WIBOR-u czy ukrytymi kosztami kredytu) rozjeżdża się z linią rządu (dbającego o stabilność sektora bankowego).

Tadeusz Białek, prezes Związku Banków Polskich (ZBP), utrzymuje, że banki przestrzegają przepisów, a głośny wyrok TSUE z lutego 2025 r. w polskiej sprawie SKD „nie przynosi przełomu” – jego zdaniem nie ma automatyzmu sankcji darmowego kredytu, każdą sprawę trzeba zbadać indywidualnie, a uchybienia banków mają charakter incydentalny. Wprost stwierdza, że banki nie muszą zmieniać umów, bo nie ma systemowych błędów. Przy takim nastawieniu głównego lobby bankowego i braku przeciwwagi ze strony władz, kredytobiorcy zostają sami na placu boju, wspierani głównie przez prywatne kancelarie.

Quo vadis, kredytowy sporze?

Strategia unikania wyroków TSUE poprzez ugody to miecz obosieczny. Owszem, daje bankom krótkoterminowy komfort – w danej sprawie nie zapadnie potencjalnie niekorzystny wyrok, można dalej głosić, że „sądy przyznają rację bankom” (co na razie jest prawdą: np. w sprawach SKD ok. 80% wyroków w I instancji jest korzystnych dla kredytodawców). Jednak długofalowo taka polityka opóźnia nieuchronne. Rosnąca liczba nowych pozwów i pytań prejudycjalnych w końcu przebije ten mur.

Już w czerwcu 2025 r. TSUE zajmuje się pierwszą polską sprawą WIBOR-ową (pytania z Częstochowy, sygn. C-471/24) – nawet jeśli kolejne banki próbowałyby „uciszać” następne przypadki, nie zdołają wyłapać wszystkich. Jeśli Trybunał potwierdzi, że klauzule WIBOR mogą być nieuczciwe albo że sankcja darmowego kredytu to proporcjonalna kara za uchybienia banku, to i tak doprowadzi to do przyspieszenia lawiny pozwów oraz zapewne wymusi rozwiązania systemowe. Banki mogą wówczas stanąć w obliczu masowych ugód – ale już na ich warunkach dyktowanych przez prawo i orzecznictwo, a nie dobrowolnej strategii.

Dla kredytobiorców ważne jest, by śledzić te wydarzenia i rozumieć stawkę gry. Każdy, kto dziś toczy spór z bankiem, powinien wiedzieć, że jego sprawa może mieć znaczenie wykraczające poza indywidualny interes. Z kolei sektor bankowy musi sobie odpowiedzieć, czy krótkoterminowa taktyka chowania problemu pod dywan nie obróci się przeciw niemu samemu. Reguły gry zmieniają się, gdy na boisku pojawia się TSUE – próby odsunięcia w czasie werdyktu być może dają kilka lat oddechu, ale ceną jest erozja zaufania i potencjalnie jeszcze większe koszty w przyszłości. Jak pokazuje historia frankowiczów, czasem lepiej zawczasu wypracować fair kompromis, niż czekać na wyrok, który spadnie jak grom z jasnego nieba. Czy sektor bankowy to dostrzeże? A może dalej będzie brnął w strategię pozornych zwycięstw na sali sądowej, by potem za zamkniętymi drzwiami przyznawać rację pojedynczym klientom?

Jedno jest pewne: temat dopiero się rozkręca. Gdy TSUE wreszcie zabierze głos – czy to w sprawie WIBOR, czy darmowych kredytów – echo tego wyroku odbije się szerokim echem w polskim sektorze finansowym. Banki mogą opóźniać rozwój orzecznictwa, ale nie zatrzymają go całkowicie. A każdy miesiąc zwłoki to miesiąc, w którym kolejni kredytobiorcy podejmują rękawicę. Być może już wkrótce zamiast ugód w cieniu sali rozpraw zobaczymy jasne reguły gry dyktowane przez prawo konsumenckie – czego, jako obserwatorzy rynku, oczekujemy w imię pewności prawa i równowagi między klientami a bankami.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]