Największymi beneficjentami nieuczciwych produktów kredytowych, zaraz obok banków, które je oferowały, są spółki z o.o., specjalizujące się w świadczeniu wątpliwej jakości „pomocy” osobom poszkodowanym w zapoczątkowanym przez sektor procederze. Jesteś posiadaczem kredytu konsumenckiego, mającym w umowie zapisy niezgodne z ustawą? A może frankowiczem, który wciąż nie pozwał banku i jednocześnie chciałby odzyskać coś z tego, co nadpłacił tej instytucji ponad użyczony kapitał? Jest niemal pewne, że już dostałeś lub niedługo dostaniesz propozycję rozwiązania swojego problemu, pochodzącą od podmiotu, który wcale nie ma wobec Ciebie uczciwych zamiarów. Niejednokrotnie pisaliśmy na łamach naszego portalu o pseudokancelariach, które żerują na ludzkiej naiwności, jednak tym razem „biznesmeni” prowadzący spółki kapitałowe przeszli samych siebie. Zobacz, co znów wymyślili.
- W 2024 roku na przeciętnego kredytobiorcę frankowego lub osobę spłacającą kredyt konsumencki czekają nowe zagrożenia. Stoją za nimi spółki z o.o. i S.A., które kreują się na wyspecjalizowane w niesieniu wsparcia konsumentom oszukanym przez banki
- Dla nieetycznych spółek bardzo atrakcyjna wydaje się już nie tylko perspektywa poprowadzenia sprawy o nieważność umowy kredytowej. Znajdą się i takie, które chętnie skupią od kredytobiorcy roszczenie i same będą się „boksować” z bankiem w sądzie
- Jak grzyby po deszczu powstają kolejne podmioty dysponujące minimalnym kapitałem zakładowym i aspirujące do podbicia rynku pseudokancelarii. Skrzynki mailowe kredytobiorców zapełniają się kolejnymi pustymi obietnicami rozwiązania ich finansowych problemów
- W typowym przypadku kredytobiorca, który zaufa takiemu podmiotowi, może pożegnać się ze znaczną częścią korzyści niesionych wygraną z bankiem. W skrajnym będzie zaś musiał rozliczyć się z bankiem, podczas gdy firma, która miała mu pomóc, zniknie z pieniędzmi. Jak to w ogóle możliwe? Wyjaśniamy.
Sankcja kredytu darmowego daje polskim konsumentom ogromne możliwości – ale mało kto o tym wie
Jesteś posiadaczem kredytu konsumenckiego lub pożyczki typu „chwilówka”? Niezależnie od tego, kto sprzedał Ci ów produkt (bank lub instytucja pozabankowa), niemal na pewno umowa, na podstawie której wypłacono Ci pieniądze, posiada pewne rozbieżności z ustawą o kredycie konsumenckim. A jeśli tak jest, to możesz złożyć u swojego kredytodawcy oświadczenie o skorzystaniu z sankcji kredytu darmowego. To z kolei daje Ci możliwość spłacenia temu podmiotowi wyłącznie „czystej” kwoty kapitału, bez jakichkolwiek odsetek i kosztów pozaodsetkowych.
Brzmi cudownie, prawda? I wcale nie jest wymysłem kogoś o wyjątkowo bujnej wyobraźni. Sankcja kredytu darmowego rzeczywiście istnieje, tyle że aby wyegzekwować od banku należne konsumentowi korzyści (uczciwe rozliczenie, sprowadzające się do darmowego kredytu), zwykle trzeba go pozwać i prawomocnie wygrać sprawę w sądzie.
Spółki z o.o. szykują nowy szwindel: teraz łowią naiwnych na sankcję kredytu darmowego
Choć istotnie ponad połowa umów kredytów konsumenckich uruchomionych przez banki od końca 2011 roku może zawierać błędy kwalifikujące je do SKD (sankcja ta została wprowadzona przez ustawę o kredycie konsumenckim), to rozliczenie takiej umowy zgodne z życzeniem klienta wcale nie odbywa się automatycznie. Przeciwnie, by dopiąć swego, kredytobiorca będzie potrzebował naprawdę dobrego prawnika. Takiego, który wygrał już wiele podobnych spraw, również przeciwko temu konkretnemu bankowi i określonemu wzorcowi umownemu.
Przeciętny kredytobiorca zwykle nie zdaje sobie z tego sprawy. Dla niego prawnik to prawnik – ktoś, kto skończył studia, zrobił aplikację, uzyskał licencję. Koniec, kropka. Niestety, wcale nie jest to takie proste. Na rynku jest bowiem cała masa prawników, którzy nie mają siły przebicia i testują rynek, pozyskując klientów poszukujących ekspertów z różnych dziedzin prawa. Tacy prawnicy bardzo często nawiązują współpracę z firmami zewnętrznymi, zwykle działającymi jako spółki z o.o., S.A. i zarabiającymi na pośrednictwie pomiędzy klientem potrzebującym usługi prawnej a kancelarią, która taką usługę jest gotowa wykonać. Zwykle w naszych artykułach nazywamy te podmioty pseudokancelariami, bo to najkrótsze określenie na ich działalność.
Do niedawna pseudokancelarie interesowały się przede wszystkim frankowiczami szukającymi pełnomocnika prawnego do poprowadzenia sprawy o nieważność kredytu. Obecnie, gdy większość frankowiczów, m.in. dzięki artykułom takim jak ten, zna ciemne strony działalności tych podmiotów, zaczynają się one koncentrować na innych grupach potencjalnych klientów. W tym m.in. na kredytobiorcach spłacających chwilówki, kredyty gotówkowe czy konsolidacyjne.
Oferty pseudokancelarii „specjalizujących się” w SKD zaskoczyły skalą ryzyka nawet nas – zobacz, jak chcą „wysuszyć” Twój portfel
Sprawdziliśmy oferty kilku takich firm i to, co odkryliśmy, wprawiło nas w absolutną konsternację. Nie tak dawno pisaliśmy o tym, że pseudokancelarie pobierają gigantyczne premie za sukces, które mogą wynosić 25-30 proc., licząc od uzyskanej dla klienta korzyści. Tymczasem w czasie analizy ofert firm specjalizujących się w sankcji kredytu darmowego natknęliśmy się na przypadki, w których taki podmiot oczekuje success fee na poziomie 50 procent! Trudno to nazwać inaczej jak rozbojem w biały dzień. I nie ma tu znaczenia, że firma obiecuje, iż klient nie poniesie kosztów postępowania (sąd przecież obciąży kosztami stronę przegraną) czy nie będzie nic płacił, jeśli przegra sprawę.
Skup roszczeń kredytowych nowym sposobem na gigantyczne zyski spółek z o.o. – uważaj, bo wkrótce dotrą z ofertą do Ciebie
Opisany wyżej proceder to jeszcze nie wszystko, bo ta sama firma daje kredytobiorcy także drugą opcję: skup roszczeń, czyli zamianę przysługującego mu prawa do pozwania banku na natychmiastową gotówkę. Schemat działania pseudokancelarii jest w tym przypadku bardzo prosty: oblicza ona, ile klient może zyskać na sankcji kredytu darmowego i od ręki proponuje mu pewną sumę (zwykle ok. 10 proc. wartości potencjalnych korzyści z wygranej w sądzie) w zamian za zbycie posiadanej wierzytelności, na ogół wynikającej ze spłaconego niedawno kredytu. Ale nie tylko, bo wierzytelność można zbyć także wtedy, gdy klient wciąż spłaca swój kredyt.
To ostatnie jest wyjątkowo niebezpieczne, gdy podmiot wprost w swojej ofercie informuje klienta, iż ten, po uzyskaniu korzystnego wyroku, będzie mógł sam zwrócić się do swojego banku z roszczeniem obniżenia kolejnych rat kredytu i anulowania pozostałych odsetek. Tu kredytobiorcy powinna zapalić się czerwona lampka. Dlaczego? A dlatego, że podmiot sugeruje w ten sposób, że nie pomoże mu w wyplątaniu się z toksycznej relacji z bankiem. Klient sprzedaje prawo do pozwu i uzyskania potencjalnych korzyści za marginalną kwotę i jednocześnie wystawia się na ryzyko sytuacji, w której bank nadal ściąga od niego zaległe raty wraz z odsetkami.
Frankowicze po raz kolejny na celowniku nieuczciwych firm – mogą stracić tysiące złotych
Te same spółki chętnie skupią wierzytelność dotyczącą wadliwego kredytu frankowego, najlepiej tego spłaconego. I tu dopiero zaczynają się prawdziwie czarne scenariusze. Bo wyobraźmy sobie ex-frankowicza, który sprzedaje wierzytelność za 1/10 jego wartości (a często nawet mniej, bo niektóre takie firmy oferują np. tylko 5 proc. od potencjalnych korzyści), w nadziei, że to da mu szybki zastrzyk niedużej wprawdzie gotówki, za to bez żadnego większego wysiłku. Spółka z o.o., która wierzytelność skupuje, pozywa bank o zapłatę, a następnie wygrywa.
Pierwszą komplikacją, na którą może zostać narażony taki kredytobiorca już w trakcie postępowania sądowego, jest wezwanie go przez sąd do złożenia zeznań – to w końcu klient, nie zaś spółka z o.o., zawarł umowę z pozwanym bankiem, zna więc wszystkie okoliczności towarzyszące temu zdarzeniu i jest w sprawie kluczowym świadkiem. Kredytobiorca, który chciał uniknąć udziału w sprawie sądowej, bez wątpienia będzie takim obrotem spraw niemile zaskoczony.
A to dopiero początek problemów – te prawdziwe mogą zacząć się dopiero po tym, gdy sąd wyda wyrok i uzna frankową umowę kredytową za nieważną oraz zobliguje bank do zwrotu na rzecz powoda pełnej kwoty świadczenia nienależnego, zgodnie z teorią dwóch kondykcji. Naszych czytelników uczulamy na następującą możliwość: jeżeli umowa, którą spółka z o.o. podpisała z klientem, nie przenosi na nią obowiązku rozliczeń z bankiem, to taki przegrany podmiot wyciągnie rękę po zwrot kapitału kredytu nie do samej spółki, która go pozwała, a do klienta, któremu faktycznie udzielił kredytu. W takim przypadku trudno nawet wyobrazić sobie stres, który będzie towarzyszył kredytobiorcy po otrzymaniu pozwu.
Z perspektywy banku dużo lepszym wyborem będzie dochodzenie roszczeń od konsumenta, którego po prawomocnym wyroku zwykle bez większych trudności można pociągnąć do finansowej odpowiedzialności, niż od firmy, która celowo wybrała formę prawną ograniczającą jej ryzyka do minimum.
Nie warto decydować się na cesję roszczeń, bo bank to solidny dłużnik
Jak sąd rozpatrzy takie roszczenie banku? Tu należy powiedzieć wprost: póki co jest to nieznany grunt – spółki z o.o. skupują roszczenia dotyczące nieważnych umów frankowych stosunkowo od niedawna, zatem nie dotarliśmy jeszcze do przykładowych wyroków w podobnych sprawach. Zależy nam jednak na zasygnalizowaniu konsumentom, że takie zagrożenie w ogóle istnieje, by ci po prostu uniknęli sytuacji, w której spółka, po cesji wierzytelności, znika z pieniędzmi z wyroku, a bank, nie mogąc odzyskać nic od podmiotu dysponującego kapitałem zakładowym w wysokości 5 tys. zł, podejmie próby odzyskania świadczenia od tego, komu faktycznie wypłacono te środki po uruchomieniu nieważnej już umowy.
Sprzedając wierzytelność wynikającą ze spłaconego kredytu frankowego, kredytobiorca zyskuje niewiele, a wcale nie ogranicza stresu związanego z potencjalną sprawą sądową. Jeżeli więc chce naprawdę odzyskać od banku jakiekolwiek pieniądze, to powinien działać na własną rękę, oczywiście „uzbrojony” w profesjonalną pomoc doświadczonego prawnika, który unieważniał już umowy kredytowe takie jak ta posiadana przez frankowicza. Wówczas w zasięgu jego ręki są naprawdę ogromne korzyści:
- zwrot całego świadczenia nienależnego (przy jednoczesnym zwrocie na rzecz banku wyłącznie samego kapitału kredytu)
- ustawowe odsetki za zwłokę, obecnie wynoszące 11,25 procent rocznie, liczone od sumy, którą kredytobiorca oddał do tej pory bankowi
- zwrot kosztów zastępstwa procesowego (wynoszący nawet 18 900 zł za dwie instancje)
- dodatkowy dochód na różnicach w kursie walut (bank jest bowiem zobowiązany rozliczyć się w walucie, w której spłacane były raty kredytu – a frank jest dziś wart znacznie więcej niż w czasach, na które w dużej mierze przypadała spłata rat po stronie klienta).
W 2024 roku zakwestionujesz swój kredyt frankowy, niezależnie od etapu spłaty
Pozew opłaca się niezależnie od tego, czy frankowicz spłacił swój kredyt w całości, czy wciąż wykonuje umowę, a do całkowitej spłaty długu pozostały mu jeszcze tysiące złotych. W tym drugim przypadku dysponuje dodatkowo następującymi możliwościami:
- niemal natychmiastowe, zupełnie legalne wstrzymanie wykonywania umowy po pozwaniu banku – możliwe dzięki przysługującemu konsumentowi prawu do zabezpieczenia roszczeń
- wykreślenie hipoteki z księgi wieczystej po uzyskaniu wyroku stwierdzającego nieważność umowy.
W 2024 roku szanse na prawomocne wygranie sporu o nieważność i/lub zapłatę wynoszą po stronie konsumenta ok. 99 procent (a w przypadku niektórych banków, stosujących wyjątkowo wadliwe wzorce umowne, prawdopodobieństwo przegranej po stronie instytucji to blisko 100 proc.). Ryzyko poniesienia przez frankowicza porażki w sądzie jest więc w granicach błędu statystycznego i naprawdę nie powinien sprzedawać za bezcen przysługującego mu roszczenia. Kredytobiorcy zbywający swoje wierzytelności w opisany sposób wpływają na szybkie bogacenie się sprytnych biznesmenów, stojących za spółkami z o.o, masowo spamującymi skrzynki mailowe frankowiczów swoimi ofertami w poszukiwaniu naiwnych.
W końcu ktoś, kto raz dał się już oszukać dużej firmie i podpisał abuzywną umowę kredytową, jest wprost idealnym kandydatem do „ogolenia” po raz drugi, tym razem przez nieetyczną pseudokancelarię. Sugerujemy frankowiczom zwiększoną ostrożność choćby dlatego, że o ile bank jest instytucją pozostającą w dobrej kondycji finansowej i w pełni wypłacalną (nie licząc Getin Noble Banku), to spółka z o.o., która chce skupić roszczenie, zwykle jest podmiotem nowym, posiadającym kapitał zakładowy w wysokości 5 tys. zł, od którego ciężko będzie ściągnąć jakiekolwiek pieniądze, nawet z prawomocnym wyrokiem sądowym w ręce.
I choćby dlatego nie warto wchodzić z tymi firmami w jakiekolwiek konszachty – bo ktoś, kto zasłania się taką formą prawną i chce robić interesy z konsumentami, najpewniej nie ma wcale szczerych zamiarów.
PODSUMOWANIE:
- Zarówno kredytobiorcy złotowi, jak i kredytobiorcy frankowi są w 2024 roku celem nieetycznych firm, które w ich imieniu chcą procesować się z bankami o wadliwe umowy
- Ironią jest to, że ofiarą nieuczciwych podmiotów padają zwykle te osoby, którym zależy na maksymalnym ograniczeniu ryzyka związanego z pozwem. „Gwarancje” dawane przez spółki z o.o. nie mają żadnego pokrycia w rzeczywistości
- W skrajnym przypadku kredytobiorca, który za kilka tysięcy złotych sprzeda spółce swoją wierzytelność, może narazić się na pozew banku opiewający na kwotę wielokrotnie większą, równą temu, co otrzymał po uruchomieniu umowy tytułem kapitału kredytu
- Każdy, kto chce odzyskać od banku jakiekolwiek nienależnie wpłacone środki, powinien pozwać tę instytucję we własnym imieniu i z pomocą doświadczonego, wyspecjalizowanego prawnika, który będzie w stanie należycie zabezpieczyć interesy klienta.
Dodaj Opinie