Choć banki nadal uważają, że problematyka kredytów we frankach pozostaje otwarta, bo orzecznictwo sądowe nie jest ugruntowane, a roszczenia kredytobiorców w ocenie banków są bezzasadne, wyniki przeprowadzonych analiz świadczą o czymś zupełnie innym. Potyczki z frankowiczami najboleśniej odczuł chyba mBank, który mimo że odrzuca roszczenia kredytobiorców, musiał „mocno zacisnąć pasa” by przetrwać ten ciężki okres.
mBank otwarcie mówi, że w jego ocenie roszczenia frankowiczów nie znajdują uzasadnienia i oferując kredyty we frankach bank wcale nie dopuścił się zaniedbań i nadużyć, które podnoszone są w sądach, prawda jest jednak taka, że korzystne dla frankowiczów orzecznictwo mocno uderzyło w ten jeden z największych banków, gdyż w czwartym kwartale 2019 r. zyski mBanku spadły aż o dwie trzecie.
Tak duża strata wynika przede wszystkim z zawiązania znacznych rezerw finansowych na potencjalne dalsze roszczenia kredytobiorców, obecnie bowiem rezerwa mBanku na indywidualne sprawy sądowe wynosi 418 mln zł, czyli aż o 387 mln zł więcej niż na koniec 2018 r.
Zawiązanie tak wysokiej rezerwy tłumaczone jest przyjęciem nowej metodologii tworzenia rezerw i opiera się przede wszystkim na prognozowanej liczbie składanych przeciwko bankowi pozwów oraz orzecznictwie uwzględniającym roszczenia zgłaszane przez kredytobiorców, choć ze strony mBanku pojawiły się już głosy, że rezerwa ta jest zrobiona nieco na wyrost i przedwcześnie, bo bank nie ma sobie przecież nic do zarzucenia.
Niezależnie jednak od tego co mBank twierdzi, na skutek podjętych działań, wyniki netto mBanku spadły w czwartym kwartale o aż 63 procent, co jednak ciekawe, prognozy dla mBanku były znacznie gorsze, gdyż owe słabe wyniki i tak są o 11 procent lepsze od średniej z prognoz rynkowych.
Zminimalizowanie strat po stronie mBanku nie jest jednakże efektem mniejszej liczby pozwów czy wygranych frankowiczów, mBank postanowił bowiem mocno ograniczyć wydatki by w ten sposób nie upaść pod ciężarem kredytów we frankach.
Redukując koszty mBank zdecydował się zamknąć część placówek, na czym zaoszczędził ponad 6 procent, gdyż zmniejszyły się opłaty administracyjne i koszty obsługi nieruchomości, a także ograniczył działania marketingowe aż o prawie 7 procent, co wywołało również spekulacje, że w ten sposób Commerzbank (główny udziałowiec mBanku) przygotowuje się do sprzedaży akcji mBanku.
Koszty pracownicze wzrosły jednakże o 2,8 procenta. W stosunku do prognoz mBank zarobił jednak więcej na prowizjach, głównie na kartach płatniczych oraz wyższych przychodach z działalności kredytowej i prowizjach za prowadzenie rachunków, jednak o ponad 7 procent stracił na działalności handlowej, w tym w szczególności na wymianie walut.
mBank odnotował ponadto spadek tzw. złych kredytów, które obecnie stanowią niecałe 4 procent wartości portfela kredytowego i dodatkowo wzrosła marża odsetkowa, do 2,7 procenta, czyli różnica pomiędzy oprocentowaniem kredytów i depozytów.
Zobacz: Sztuczna inteligencja sprawdzi umowę i powie czy frankowicz może pozwać bank.
Działania podejmowane przez mBank, które mają na celu zminimalizowanie strat wywołanych coraz liczniejszymi pozwami frankowiczów i uwzględnianiem wysuwanych roszczeń przez sądy, doskonale obrazują jak duży problem z kredytami we frankach mają tak naprawdę wszystkie banki, które oferowały ten rodzaj usługi finansowej.
Bankowcy mogą więc twierdzić, że roszczenia kredytobiorców nie są zasadne i mogą nie zgadzać się ze stanowiskami sądów oraz Trybunału Sprawiedliwości UE, jednak fakty są takie, że frankowicze w sądach wygrywają i coraz więcej osób decyduje się na postępowanie sądowe, a to z kolei generuje straty po stronie banków.
Pełnomocnicy banków uważają, że jeszcze nie wszystko stracone, gdyż nadal w sprawach frankowych jest więcej pytań niż odpowiedzi i więcej niejasności niż kwestii jednoznacznych, co jednak nie zmienia faktu, że w sądzie to frankowicze są górą i banki już teraz dotkliwie odczuwają konsekwencje płynące z zawierania umów zawierających nieuczciwe klauzule. Trudno również oczekiwać, że nagle sytuacja banków się odmieni, bo sądy opowiedzą się jednak po stronie banków, a nie frankowiczów.
Wbrew temu co twierdzą banki, orzecznictwo w sprawach frankowych posiada już silne podstawy i od kilku lat zmierza w tym samym kierunku, czyli ochrony kredytobiorców.
Banki niewątpliwie znalazły się więc w trudnej sytuacji, która może się już tylko pogorszyć, jeśli sądy zaleją kolejne pozwy frankowiczów, dlatego tym bardziej dziwi postawa banków, które nadal nie są chętne do rozwiązywania sporów frankowych w sposób polubowny i ugodowy.
Dodaj Opinie