Wrocławscy frankowicze mają powody do świętowania. W pierwszych miesiącach 2025 roku Sąd Okręgowy we Wrocławiu zasypał banki falą wyroków unieważniających umowy kredytów frankowych – niemal wszystkie korzystnych dla kredytobiorców. Skala tych zwycięstw robi wrażenie nawet na tle innych dużych ośrodków: w samym I kwartale 2025 r. wrocławski sąd wydał 596 wyroków w sprawach „frankowych”, podczas gdy nowych pozwów wpłynęło łącznie 592. To wynik bez mała niespotykany – sąd w ekspresowym tempie rozprawia się z zaległościami. Dla porównania, w Warszawie (najbardziej obciążonym sądzie w kraju) w analogicznym okresie przybyło ok. 2,6 tys. nowych spraw, ale tamtejsze wyroki wciąż nie nadążają za tą falą. Wrocław zaś wyrasta na symbol triumfu frankowiczów – tu tempo orzekania dorównuje napływowi pozwów, a banki coraz częściej poddają się bez walki.
Wrocław i kredyty we frankach – liczby mówią wszystko
Jak duża jest skala frankowej ofensywy we Wrocławiu? Spójrzmy na twarde dane w porównaniu z innymi miastami. W 2024 roku do Sądu Okręgowego we Wrocławiu wpłynęło 3884 pozwów frankowych, a wydano 2146 wyroków. Dla porównania, w Krakowie były to 3187 pozwy i 2162 wyroki korzystne dla powodów (przy 171 oddalonych) – tamtejszy sąd nadążał z rozpoznawaniem spraw w ~73%. Wrocław w 2024 r. radził sobie gorzej (tylko ok. 55% spraw załatwionych), ale rok 2025 przyniósł przełom.
I kwartał 2025: we Wrocławiu 592 nowe sprawy vs. 596 wyroków – czyli wskaźnik opanowania wpływu ponad 100%!
Zestawienie danych (2024 vs 2025) pokazuje też istotne trendy jakościowe. Po pierwsze, do sądów wpływa mniej nowych pozwów, co eksperci wiążą z programami ugód i faktem, że najbardziej zdeterminowani kredytobiorcy już wcześniej złożyli pozwy.
Po drugie, sądy przyspieszyły orzekanie – na co dowodem jest choćby Wrocław, gdzie w 2025 r. wydano już więcej wyroków niż nowych spraw. Po trzecie, niemal wszystkie orzeczenia zapadają po myśli frankowiczów. Statystyki I kw. 2025 nie pozostawiają wątpliwości: aż 97,5% wyroków w tych sprawach jest korzystnych dla kredytobiorców, z czego 97% to unieważnienia umów w całości. Krótko mówiąc – linia orzecznicza ukształtowała się na dobre i sądy masowo uznają frankowe umowy za nieważne.
Warto podkreślić, że mimo ogólnokrajowego spadku nowych spraw frankowych, Wrocław wciąż utrzymuje wysoki napływ. Od 1 stycznia do 8 maja 2025 r. wpłynęło tu łącznie 780 pozwów, co plasuje go w pierwszej piątce najbardziej obciążonych sądów okręgowych w Polsce. To efekt m.in. zmian przepisów – frankowicze od dwóch lat muszą pozywać w swoim regionie, zamiast wszyscy w Warszawie.
Mniej pozwów, więcej wyroków – 2025 przyspiesza
Spadek liczby nowych spraw frankowych w 2025 r. idzie w parze z przyspieszeniem orzekania. W Sądzie Okręgowym we Wrocławiu od stycznia do marca br. wydano 596 wyroków, podczas gdy rok wcześniej – według dostępnych danych – było ich mniej (w całym 2024 r. łącznie 2146 wyroków, co daje średnio ~537 na kwartał).
Sędziowie wyraźnie wzięli się do pracy, nadrabiając zaległości z lat ubiegłych. Warto zauważyć, że liczba nowych spraw spada. Jak wynika z danych Ministerstwa Sprawiedliwości, w I kw. 2025 do sądów okręgowych wpłynęło 14,3 tys. spraw frankowych, podczas gdy rok wcześniej było to aż 23,8 tys.. To ogromny, 40-procentowy spadek. Eksperci wskazują, że część frankowiczów wybrała ugody z bankami, a wielu najbardziej zdeterminowanych poszło do sądu już wcześniej.
Czy zatem banki odetchnęły z ulgą? Niekoniecznie.
Paradoksalnie, mniejsza liczba nowych pozwów może oznaczać, że w sądach pozostali głównie najbardziej zacięci „wojownicy” – a sądy, widząc mniejszy napór, mogą jeszcze szybciej wydawać wyroki.
Warto odnotować, że banki coraz częściej odpuszczają apelacje od tych wyroków. Trend ten uwidocznił się w II połowie 2024 r., a w 2025 r. stał się niemal regułą: coraz więcej banków rezygnuje z wnoszenia apelacji od niekorzystnych dla nich wyroków I instancji.
W praktyce oznacza to, że wygrana frankowicza staje się prawomocna znacznie szybciej, często już po kilku tygodniach od wyroku (upływ terminu na apelację). Zjawisko to doskonale widać we Wrocławiu – w dalszej części omówimy przykłady spraw, gdzie bank „poddaje się” bez apelacji już w I instancji.
Sędziowie frankowi we Wrocławiu – kto orzeka najszybciej?
We Wrocławiu aż 27 sędziów orzeka w sprawach frankowych (13 w I Wydziale Cywilnym i 14 w XII Wydziale). Na dzień 5 maja 2025 r. mieli oni łącznie 7170 spraw w toku, co daje średnio ok. 266 spraw na sędziego. Obciążenie referatów jest więc duże, ale – co ważne – znacznie mniejsze niż w Warszawie czy Gdańsku. Dla porównania, w warszawskim „wydziale frankowym” na jednego sędziego przypada ok. 1300 spraw, a w Sądzie Okręgowym w Gdańsku – ponad 700. Wrocław na tym tle nie wypada najgorzej, co przekłada się na krótsze kolejki i – jak już wspomniano – sprawniejsze wyrokowanie niż w stolicy.
Profil orzeczniczy wrocławskich sędziów frankowych można prześledzić na podstawie oficjalnych statystyk. Poniżej przedstawiamy kluczowe dane dla każdego z nich (liczba spraw „049cf” w referacie oraz liczba wyroków wydanych w 2025 r., stan na 5.05.2025):
I Wydział Cywilny (13 sędziów):
- Sławomir Urbaniak – 446 spraw, 12 wyroków;
- Dominika Romanowska – 361 spraw, 18 wyroków;
- Rafał Cieszyński – 338 spraw, 18 wyroków;
- Iwona Wysocka – 329 spraw, 40 wyroków;
- Adam Maciński – 324 sprawy, 28 wyroków;
- Łukasz Solecki – 323 sprawy, 27 wyroków;
- Marcin Śmigiel – 318 spraw, 36 wyroków;
- Agnieszka Łężna – 304 sprawy, 40 wyroków;
- Aneta Fiałkowska-Sobczyk – 95 spraw, 13 wyroków;
- Magdalena Sobczak-Chrzanowska – 275 spraw, 22 wyroki;
- Agnieszka Świderska – 279 spraw, 67 wyroków;
- Anna Prędota – 273 sprawy, 56 wyroków;
- Anna Strzebinczyk-Stembalska – 253 sprawy, 42 wyroki.
XII Wydział Cywilny (14 sędziów):
- Małgorzata Kotrym – 318 spraw, 12 wyroków;
- Radosław Nawrocki – 317 spraw, 43 wyroki;
- Adrian Paluch – 304 sprawy, 34 wyroki;
- Izabela Cieślińska – 302 sprawy, 26 wyroków;
- Agnieszka Mękal – 291 spraw, 40 wyroków;
- Katarzyna Adamska – 279 spraw, 22 wyroki;
- Anna Stawikowska – 279 spraw, 30 wyroków;
- Jolanta Malik – 276 spraw, 27 wyroków;
- Ziemowit Barański – 112 spraw, 32 wyroki;
- Magdalena Sznajderska – 112 spraw, 14 wyroków;
- Ewa Rudkowska-Ząbczyk – 251 spraw, 35 wyroków;
- Magdalena Rzeszutek-Jaworska – 131 spraw, 36 wyroków;
- Katarzyna Tybur – 273 sprawy, 34 wyroki;
- Wojciech Wojnar – 7 spraw, 0 wyroków.
*Źródło: dane Sądu Okręgowego we Wrocławiu udostępnione 8.05.2025
Powyższe liczby mówią wiele o efektywności poszczególnych sędziów.
Rzuca się w oczy, że rekordzistką pod względem liczby wyroków jest sędzia Agnieszka Świderska – w niecałe 5 miesięcy wydała 67 orzeczeń, co czyni ją prawdziwym „expressem”. Niewiele ustępuje jej sędzia Anna Prędota (56 wyroków), a kolejne miejsca zajmują sędziowie Radosław Nawrocki (43 wyroki) i Anna Strzebinczyk-Stembalska (42 wyroki). Co interesujące, żadne z tych nazwisk nie figuruje na szczycie listy najbardziej obciążonych referatów.
Najwięcej spraw na głowie ma bowiem sędzia Sławomir Urbaniak – aż 446 toczących się spraw, przy zaledwie 12 wydanych wyrokach. To najniższa efektywność w całym zestawieniu, świadcząca o ogromnym zaległym „ogonie” w referacie tego sędziego.
Niewiele lepiej wygląda sytuacja sędzi Małgorzaty Kotrym (318 spraw, 12 wyroków) czy sędzi Dominiki Romanowskiej (361 spraw, 18 wyroków) – ich referaty należą do najbardziej obciążonych, a tempo orzekania jest relatywnie wolne.
Większość wrocławskich sędziów frankowych plasuje się jednak pośrodku stawki – wydali od ok. 22 do 40 wyroków każdy w ciągu pierwszych czterech miesięcy roku. Średnio na sędziego we Wrocławiu przypadało w tym okresie ok. 30 wyroków, co przy średnim obłożeniu ~266 spraw wskazuje, że przeciętny czas oczekiwania na wyrok wynosi około 2–2,5 roku.
Oczywiście jest to uśrednienie – w praktyce wiele spraw kończy się znacznie szybciej, zwłaszcza jeśli trafią do jednego z „rekordzistów” orzekających sprawnie. Z drugiej strony, jeżeli pozew przypadnie do referatu sędziego z ogromnym backlogiem (jak Urbaniak czy Kotrym), to nawet prokonsumenckie nastawienie sądu nie zagwarantuje szybkiego finału – po prostu fizycznie brakuje terminów na rozprawy i pisanie uzasadnień.
Jak zauważają komentatorzy, szczęście w przydziale sędziego bywa dla frankowicza nie bez znaczenia. Mimo to ogólny obraz we Wrocławiu jest pozytywny: kadra orzekających jest liczna, doświadczona (wielu sędziów orzekało w tych sprawach od lat) i – jak pokazują statystyki – gotowa wydawać wyroki zgodne z duchem orzecznictwa TSUE, nie ociągając się z zakończeniem sporów.
Ekspresowe unieważnienia bez apelacji – przykłady z Wrocławia (PKO BP)
Za kolosalnymi liczbami kryją się konkretne ludzkie historie – i spektakularne porażki banków. Warto przytoczyć dwie modelowe sprawy frankowe z Wrocławia, w których kredytodawcą był PKO BP, a finał okazał się dla banku druzgocący. Obie zakończyły się ekspresowym unieważnieniem kredytu, bez apelacji banku, co sprawiło, że wyroki uprawomocniły się błyskawicznie.
Sprawa 1: kredyt konsolidacyjny Nordea/PKO BP (Wrocław, XII Wydz. Cywilny) – Wyrokiem z 28 maja 2024 r. Sąd Okręgowy we Wrocławiu ustalił nieważność umowy kredytu konsolidacyjnego Nordea-Habitat z 2008 r.. Pozew dotyczył zarówno zapłaty, jak i ustalenia nieistnienia stosunku prawnego – sąd uznał, że powodowie mieli w tym interes prawny na podstawie art. 189 k.p.c.. Umowa została uznana za nieważną w całości, a bank (następca prawny Nordea, czyli PKO BP) został zobowiązany do zwrotu na rzecz powodów 58 344,71 zł wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie od 4 września 2021 r.. Kwota ta odpowiada sumie zapłaconych przez kredytobiorców rat kapitałowo-odsetkowych ponad pożyczony kapitał. Co istotne, sąd oddalił roszczenia banku o jakiekolwiek dodatkowe rozliczenia – w konsekwencji kredytobiorcy muszą zwrócić jedynie nominalny kapitał (w tym przypadku ~72 tys. zł), a bank utracił prawo do naliczania odsetek i różnic kursowych. Ponieważ na dzień wyroku bank wyliczał saldo kredytu jeszcze na ~75 tys. zł (mimo 12 lat spłat w łącznej kwocie ~107 tys. zł), unieważnienie umowy oznacza dla powodów ogromną ulgę finansową. Zysk z wyroku wyniósł ok. 110 tys. zł netto dla klientów, a jeśli doliczyć uwolnienie od przyszłych roszczeń banku, można szacować korzyść frankowiczów na ok. 237 tys. zł. Sprawa ta jest przykładem o tyle nietypowym, że proces trwał dość długo (pozew złożono w 2020 r., wyrok zapadł po 3 latach i 5 miesiącach postępowania), jednak bank nie złożył apelacji, więc orzeczenie uprawomocniło się zaledwie w kilka tygodni od ogłoszenia. Można powiedzieć, że PKO BP „poddał się” bez walki już na poziomie I instancji – prawdopodobnie oceniono, że w obliczu jasnej linii orzeczniczej kontynuowanie sporu nie ma szans powodzenia. Sprawę prowadził adw. Paweł Borowski, jeden z najbardziej doświadczonych pełnomocników frankowiczów we Wrocławiu.
Sprawa 2: kredyt hipoteczny „Własny Kąt” PKO BP (Wrocław, I Wydz. Cywilny) – Tutaj również finał nastąpił w ekspresowym tempie. Sąd Okręgowy we Wrocławiu wyrokiem z 6 listopada 2024 r. stwierdził, że nie istnieje stosunek prawny wynikający z umowy kredytu hipotecznego „Własny Kąt” z 2007 r. zawartej z PKO BP. Innymi słowy, umowa została uznana za nieważną od momentu zawarcia. Bank został zobowiązany do zwrotu kredytobiorcom 214 672,64 zł oraz 68,97 CHF – a sąd zasądził od tych kwot odsetki ustawowe za opóźnienie od 28 maja 2024 r. do dnia zapłaty. Dodatkowo bank musi pokryć koszty procesu (ok. 5,9 tys. zł na rzecz każdego z powodów). To potężny cios finansowy dla kredytodawcy, ale najważniejsze jest to, że wyrok uwalnia frankowiczów od obowiązku spłaty pozostałego „długu”. W chwili orzeczenia bank wyliczał saldo zadłużenia na kwotę przewyższającą nawet pożyczony kapitał – taka jest specyfika wadliwej indeksacji, że mimo wpłacenia 214 tys. zł kredytobiorcy wciąż mieli rzekomo do oddania ok. 458 tys. zł (!). Sąd położył temu kres: powodowie muszą rozliczyć się z bankiem tylko z kapitału (który de facto już został niemal spłacony), a wszystkie klauzule waloryzacyjne uznano za abuzywne. Korzyść finansowa kredytobiorców sięga w tym wypadku ~413 tys. zł – tyle wynosi różnica między kwotą, którą bank chciałby jeszcze otrzymać, a stanem po unieważnieniu umowy. Równie znamienne jak treść wyroku jest zachowanie pozwanego: PKO BP ponownie odpuścił apelację, pozwalając aby wyrok uprawomocnił się w grudniu 2024 (nieco ponad 7 miesięcy od rozpoczęcia procesu). Można przypuszczać, że bank kalkulował: lepiej nie ryzykować przedłużania sprawy i dalszych odsetek, skoro linia orzecznicza sądu jest jednoznaczna. W uzasadnieniu wyroku sąd jasno stwierdził, że dowody z dokumentów i zeznań powodów w pełni wystarczyły do ustalenia stanu faktycznego – wnioski o biegłego zostały pominięte jako nieistotne. To ważny sygnał: we Wrocławiu kończy się era przewlekania tych procesów przy pomocy „wieloletnich” opinii biegłych. Sprawę również prowadził adw. Paweł Borowski, a sam proces – od złożenia pozwu do prawomocnego finału – zamknął się w zaledwie 7 miesiącach.
Obie powyższe sprawy dobitnie pokazują strategię sądu we Wrocławiu: szybkie wyznaczanie rozpraw (w obu przypadkach odbyła się tylko jedna rozprawa, na której przesłuchano powodów i świadków banku) oraz zero tolerancji dla przeciągania postępowania.
Sędziowie skupiają się na meritum – ocenie klauzul pod kątem ochrony konsumenta – i nie pozwalają bankom rozmywać procesu wnioskami dowodowymi, które nie mają znaczenia dla rozstrzygnięcia. W przywołanych wyrokach sąd pominął dowody z opinii biegłych i prywatnych analiz ekonomicznych, uznając je za nieprzydatne.
Dzięki temu udało się uniknąć wielomiesięcznych opóźnień. Linia obrony banków – oparta zwykle na żądaniu kolejnych ekspertyz, kwestionowaniu statusu konsumenta czy próbach podważenia interesu prawnego w żądaniu ustalenia nieważności – nie przyniosła skutku.
Sąd we Wrocławiu konsekwentnie stoi na stanowisku, że interes prawny kredytobiorcy w uzyskaniu wyroku „ustalającego” nieważność umowy jest oczywisty, gdy wisi nad nim niepewność co do ogromnego długu. Ta prokonsumencka filozofia przekłada się na treść orzeczeń i ich szybkość – a banki, widząc ją czarno na białym, wolą pogodzić się z porażką niż brnąć w beznadziejne apelacje.
Banki pod ścianą – konsekwencje dla sektora finansowego
Wrocławska ofensywa frankowa ma szersze implikacje. Pokazuje, że polski wymiar sprawiedliwości (nie tylko w Warszawie, ale i poza nią) mówi jednym głosem: toksyczne kredyty walutowe były wadliwe i muszą zniknąć z obrotu. Dla sektora bankowego oznacza to gigantyczne obciążenia finansowe. Banki utworzyły już astronomiczne rezerwy na ryzyko prawne tych kredytów – według szacunków NBP na koniec 2024 r. nadal brakowało ok. 15 mld zł rezerw do pełnego pokrycia portfela frankowego, a łączne rezerwy sektora w 2025 roku mogą przekroczyć 100 mld zł. Pojedyncze banki komunikują co prawda zmniejszanie tempa zawiązywania rezerw (np. mBank sygnalizuje spadek kosztów tych rezerw w 2025), ale w praktyce kwoty wciąż rosną.
Przykładowo, sam Bank Millennium musiał w I kwartale 2025 odłożyć dodatkowe 444,8 mln zł na sprawy frankowe, podnosząc swój łączny bufor do 7,3 mld zł. Te liczby dają do myślenia – sektor bankowy płaci teraz cenę za decyzje sprzed kilkunastu lat, a kolejne prawomocne unieważnienia kredytów (takie jak we Wrocławiu) uszczuplają wyniki finansowe banków.
Co prawda, pierwszy kwartał 2025 przyniósł niektórym bankom rekordowe zyski – instytucje przekonują opinię publiczną, że „problem frankowy jest pod kontrolą”. Trzeba jednak pamiętać, że zyski te są osiągane mimo kosztów frankowych, a nie dzięki nim. Banki korzystają chwilowo na wysokich stopach procentowych (które podbijają dochody odsetkowe), ale jednocześnie wypływ gotówki do frankowiczów trwa w najlepsze.
Każdy nieapelowany wyrok to dla banku natychmiastowy obowiązek wypłaty dziesiątek czy setek tysięcy złotych klientowi i odpisania reszty kredytu w straty. W skali całego sektora oznacza to miliardy złotych oddawane kredytobiorcom i anulowane z bilansów. Te pieniądze de facto wracają do obywateli – można rzec, że frankowicze odzyskują swój wkład, podczas gdy banki notują straty nadzwyczajne.
Wnioski?
Linia orzecznicza we Wrocławiu (i całej Polsce) jest już utrwalona i nie do odwrócenia – próby podważania jej spaliły na panewce. Sektor bankowy stoi więc przed koniecznością zamknięcia frankowego rozdziału raz na zawsze. Droga sądowa okazała się dla banków druzgocąca: ~98% spraw kończy się ich porażką. W tej sytuacji rozsądek podpowiada kapitulację – taką, jaką widzimy w statystykach wrocławskiego sądu. Banki, nie chcąc pogarszać swojej sytuacji odsetkami i kosztami, odpuszczają apelacje i próbują ograniczyć straty. Dla frankowiczów oznacza to skrócenie drogi do sprawiedliwości; dla banków – konieczność poniesienia konsekwencji finansowych swoich dawnych działań.
Można śmiało powiedzieć, że wrocławski sąd utorował drogę do finalnego rozwiązania problemu – szybkie i stanowcze wyroki, odporne na sztuczki prawników bankowych, sprawiły, że dalsza obrona stała się bezcelowa. Kondycja sektora bankowego, mimo przejściowych zysków, pozostaje jednak nadwątlona – rachunek za franki został wystawiony. Banki muszą go zapłacić, czy to w formie ugód, czy wykonując wyroki takie jak te zapadające seryjnie we Wrocławiu.
Na koniec – brutalna prawda: kredyty pseudofrankowe były tykającą bombą, która właśnie wybucha na salach rozpraw. Wrocław pokazuje, że można rozbroić ją szybko i skutecznie. Banki co prawda krwawią finansowo, ale polski system prawny wychodzi z tego starcia obronną ręką – dowodząc, że prawa konsumenta nie są pustym sloganem.
Dla frankowiczów to sygnał, że warto dochodzić swego, bo szansa na wygraną graniczy z pewnością. Dla banków – bolesna lekcja pokory. Era frankowa dobiega końca pod naporem wyroków, a Wrocław jest miejscem, gdzie widać to najdobitniej. Sektor bankowy, chcąc nie chcąc, musi pogodzić się z nową rzeczywistością: klient w sporze sądowym jednak może wygrać z bankiem – i to w spektakularnym stylu.