11 czerwca 2025 o godz. 9:30 Trybunał Sprawiedliwości UE ogłosi wyrok w sprawie, która zelektryzowała zarówno tysiące polskich kredytobiorców, jak i całe środowisko bankowe. Chodzi o kredyty hipoteczne w złotych o zmiennym oprocentowaniu opartym na wskaźniku WIBOR (Warsaw Interbank Offered Rate). WIBOR – analog polskiego rynku dla słynnego LIBOR-u czy EURIBOR-u – przez lata utrzymywał się na niskim poziomie (w latach 2015–2021 niemal zerowym). Dzięki temu raty kredytów złotowych pozostawały stosunkowo przystępne. Jednak inflacyjna burza po pandemii spowodowała gwałtowne podwyżki stóp procentowych w 2022 r., a WIBOR wystrzelił do ok. 7%. W efekcie raty wielu kredytów wzrosły drastycznie, nieraz dwukrotnie. Z dnia na dzień tysiące rodzin stanęły przed widmem niebotycznych obciążeń finansowych. Nic dziwnego, że zaczęto szukać ratunku w sądach. Pojawiła się śmiała koncepcja prawna: czy WIBOR może być uznany za element nieuczciwy w umowie kredytu? Mówiąc wprost – czy da się unieważnić (w całości lub części) kredyt złotowy, argumentując, że mechanizm oprocentowania oparty o WIBOR narusza prawa konsumenta?
Na pierwszy rzut oka brzmi to rewolucyjnie. WIBOR to przecież oficjalny wskaźnik rynkowy, zatwierdzony i nadzorowany przez instytucje finansowe (administrowany przez GPW Benchmark, pod nadzorem KNF), podporządkowany unijnemu rozporządzeniu BMR od 2018 r. – formalnie spełnia wszystkie standardy. Banki wskazują, że zmienne oprocentowanie oparte na uznanym indeksie jest legalną i powszechną praktyką – przy kredytach długoletnich wręcz normą.
Od 2017 r. polskie prawo (ustawa o kredycie hipotecznym) wprost dopuszcza kredyty ze zmienną stopą i zobowiązuje banki do informowania klientów o ryzyku jej zmiany. Jak coś tak fundamentalnego jak stopa procentowa mogłoby zostać uznane za klauzulę abuzywną (niedozwoloną)? – dziwią się przedstawiciele sektora.
Mimo to, od 2022 r. do sądów zaczęły trafiać pozwy anty-WIBORowe. Kredytobiorcy zarzucają bankom, że przy podpisywaniu umów nie uprzedzono ich dostatecznie o skali ryzyka związanego ze wzrostem WIBOR-u, a sam wskaźnik jest dla przeciętnego klienta nieprzejrzysty i może obciążać go w nadmierny, nieproporcjonalny sposób. W internecie pojawiło się nawet określenie „WIBOR-owicze” (analogicznie do „frankowiczów”) na grupę pozywających. Brakowało jednak precedensu z najwyższego szczebla, który wskazałby kierunek rozstrzygnięć.
Przełom nastąpił 31 maja 2024 r., gdy Sąd Okręgowy w Częstochowie niespodziewanie postanowił zadać Trybunałowi Sprawiedliwości UE cztery pytania prejudycjalne dotyczące WIBOR-u (sprawa C-471/24). To właśnie na ich kanwie TSUE wyda czerwcowy wyrok.
Polski sąd spytał w uproszczeniu:
- Czy klauzule o zmiennym oprocentowaniu oparte na WIBOR mogą podlegać kontroli pod kątem nieuczciwości – mimo że WIBOR wynika pośrednio z przepisów?
- Czy nawet jeśli wysokość odsetek to główny element umowy, można badać jego uczciwość (o ile nie jest przedstawiony w sposób jednoznaczny dla klienta)?
- Czy brak pełnej informacji o ryzyku i sposobie ustalania WIBOR mógł naruszać równowagę kontraktu na niekorzyść konsumenta?
- I wreszcie: jeśli uznać taką klauzulę za nieuczciwą, czy umowa kredytu może dalej obowiązywać, oparta już tylko na samym stałym składniku oprocentowania – czyli marży banku?.
Innymi słowy, czy da się „odwiboryzować” kredyt, pozostawiając go z oprocentowaniem stałym równym dotychczasowej marży.
Możliwe scenariusze: od trzęsienia ziemi po status quo
Stawka jest ogromna – Trybunał może utorować kredytobiorcom drogę do podważania WIBOR-u albo zatrzasnąć do niej wrota.
Scenariusz pierwszy (prokonsumencki) zakłada pozytywne odpowiedzi na wszystkie cztery pytania.
TSUE musiałby uznać, że użycie wskaźnika referencyjnego nie jest „odgórnie nakazane” przepisami – to wybór biznesowy banku, więc klauzula podlega ocenie pod kątem uczciwości. Następnie, nawet jeśli wysokość odsetek to główne świadczenie, Trybunał mógłby orzec, że wolno badać jego uczciwość, o ile sposób ustalania oprocentowania nie został klientowi przedstawiony jasno i zrozumiale.
Kluczowe jest trzecie zagadnienie: czy brak pełnego uświadomienia klienta o możliwych zmianach stóp i metodzie kalkulacji WIBOR mógł zachwiać równowagą kontraktu na jego niekorzyść? Jeśli TSUE to potwierdzi, da zielone światło polskim sądom do uznawania takich klauzul za abuzywne – analogicznie jak stało się z klauzulami walutowymi w kredytach frankowych kilka lat temu.
Wreszcie kwestia skutków: sąd w Częstochowie wprost zapytał, czy można dalej wykonywać umowę kredytu, opierając oprocentowanie już tylko na marży banku (czyli de facto zamienić kredyt na oprocentowanie stałe równe marży). Jeśli TSUE przyzna, że to dopuszczalne, większość umów z zakwestionowanym WIBOR-em mogłaby pozostać w mocy – tyle że kredytobiorcy płaciliby odtąd jedynie minimalne odsetki (np. rzędu 1–2% rocznie zamiast dotychczasowych 7–8%).
Dla klientów to scenariusz marzeń, dla banków – finansowy koszmar. Niewykluczone jednak, że Trybunał podejdzie ostrożniej: może uznać samą klauzulę za nieuczciwą, ale pozostawi decyzję, co dalej z umową, w rękach polskich sądów i… samych klientów. Tak było przy kredytach frankowych – to konsument wybierał, czy woli unieważnienie umowy w całości, czy utrzymanie jej bez wadliwej klauzuli.
TSUE może więc zaznaczyć, że kredyt bez WIBOR-u może trwać dalej (np. na samej marży lub z zastąpieniem indeksu innym rozwiązaniem), ale ostatecznie to sąd krajowy i kredytobiorca ocenią, czy takie rozwiązanie jest dla niego korzystne i wykonalne.
Scenariusz drugi (probankowy) to odwrotność powyższego – wyrok broniący status quo i zamykający drogę do masowego podważania WIBOR-u.
TSUE mógłby podzielić argumentację polskiego rządu i sektora bankowego, że dyrektywa 93/13 o nieuczciwych warunkach nie służy kwestionowaniu oficjalnych wskaźników referencyjnych. Innymi słowy, jeśli stosowanie WIBOR-u odbywa się zgodnie z prawem (rozporządzeniem BMR) i jest praktycznie standardem przy kredytach zmiennoprocentowych, to nie stanowi dowolnej klauzuli, jaką można oceniać pod kątem abuzywności.
Trybunał mógłby wskazać, że państwo polskie implementując unijną dyrektywę i wydając własne regulacje (wspomniana ustawa o kredycie hipotecznym, rekomendacje KNF) stworzyło ramy legalności WIBOR-u. Zawierając umowę, konsument świadomie zgodził się na ryzyko stopy procentowej, a bank – o ile wypełnił obowiązki informacyjne – nie ponosi odpowiedzialności za to, że stopy faktycznie wzrosły.
To ekonomiczna rzeczywistość, nie wada umowy. W takim ujęciu zmienna stopa procentowa to istota kontraktu, a skoro została przedstawiona wprost (np. formułą „oprocentowanie = WIBOR 3M + marża X%”), klient rozumiał, na co się decyduje. Oczywiście warunkiem jest jasny język – banki twierdzą, że wywiązały się z obowiązku informowania o ryzyku, często ilustrując klientom symulacje rat przy hipotetycznym wzroście stóp (KNF zalecał to w Rekomendacji S).
Jeśli TSUE przychyli się do tej linii, zapewne odpowie, że same konstrukcje kredytów złotowych ze zmiennym oprocentowaniem nie zawierają z definicji klauzul abuzywnych, a polskie sądy nie powinny podważać legalnego mechanizmu WIBOR w ramach kontroli konsumenckiej. Taki wyrok oznaczałby upadek wszystkich roszczeń „WIBOR-owych” – umowy pozostaną ważne w obecnym kształcie, a klienci muszą pogodzić się z płaceniem pełnych odsetek. Dla banków to wynik najbezpieczniejszy, zdejmujący widmo kolejnej lawiny pozwów.
Najbardziej prawdopodobny wydaje się jednak scenariusz trzeci (kompromisowy) – wyważone stanowisko, w którym TSUE nie przekreśli całkowicie możliwości kontrolowania klauzul WIBOR, ale postawi poprzeczkę wysoko.
Taki wyrok mógłby brzmieć np.: tak, umowy odwołujące się do WIBOR nie są wyłączone spod działania dyrektywy (czyli art. 1 ust. 2 nie blokuje ich badania), oraz tak, dotyczą głównego świadczenia, zatem kluczowy jest wymóg transparentności. I tu nastąpi akcent: sąd krajowy ma zbadać, czy konsument był dostatecznie poinformowany o możliwych zmianach stóp i o tym, jak ustalany jest indeks WIBOR.
Jeżeli bank rzetelnie ostrzegł klienta (np. pokazał, jak rata wzrośnie przy scenariuszu +5 pkt proc.), a mechanizm oprocentowania został opisany w dokumentach, trudno mówić o sprzeczności z dobrymi obyczajami. Jeśli jednak klient podpisywał umowę w przekonaniu, że „stopy zawsze będą niskie” albo nie miał pojęcia, czym właściwie jest WIBOR, to można rozważać abuzywność.
TSUE może zatem przerzucić ciężar rozstrzygania na polskie sądy, wskazując kryteria: brak przejrzystości i brak dostatecznych informacji przy zawieraniu umowy jako przesłanki uznania klauzuli za nieuczciwą. Taki wyrok oznaczałby, że nie każda umowa z WIBOR-em będzie automatycznie „zła”, ale trzeba badać indywidualne okoliczności. W praktyce jedni kredytobiorcy mogliby wygrać (ci, którym bank nie przedstawił należycie ryzyka), a inni przegrać.
Co do czwartego pytania – wariant kompromisowy zapewne pozostawiłby decyzję, czy umowa bez WIBOR-u przetrwa, w gestii sądu krajowego i samego konsumenta. Trybunał może zaznaczyć, że co do zasady art. 6 dyrektywy 93/13 pozwala na utrzymanie umowy po usunięciu nieuczciwego warunku, ale tylko jeśli to obiektywnie możliwe i zaakceptowane przez konsumenta – w przeciwnym razie umowę można unieważnić. Innymi słowy: polskie sądy będą musiały ocenić, czy konkretny kredyt „bez WIBOR-u” może sensownie funkcjonować (np. bo strony uzgodniły stałą marżę i reszta warunków jest jasna), czy też taka zmiana zbyt mocno wypacza charakter kontraktu.
Tak wyważony wyrok wyznaczy pewne ramy, lecz wiele zależeć będzie od interpretacji w Polsce. TSUE często tak robi – wskazuje zasadę, a implementacja dokonuje się lokalnie. W sporach frankowych Trybunał również nie unieważniał umów hurtowo, tylko stwierdził: wolno badać i usuwać nieuczciwe klauzule, a konsekwencje (np. nieważność umowy) to już decyzje sądu krajowego w dialogu z konsumentem. Tutaj może być podobnie. Niemniej sam wydźwięk orzeczenia – czy bliższy scenariuszowi 1, czy 2 – będzie odebrany jako potężny sygnał i wyznaczy ton dla tysięcy procesów w Polsce.
Skutki dla kredytobiorców i banków
Każdy z powyższych scenariuszy pociąga za sobą poważne konsekwencje dla obu stron umowy. Jeśli WIBOR zostanie uznany za nieuczciwy (scenariusz pro-konsumencki) i otworzy drogę do tzw. „odwiborowania” kredytów, można spodziewać się istnej eksplozji pozwów. Kancelarie prawnicze już zacierają ręce – wielu prawników uważa, że unieważnianie hipotek złotowych to tylko kwestia czasu.
Na wokandach sądów może pojawić się nawet kilkaset tysięcy nowych spraw, bo złotowych kredytów udzielonych w ostatnich dwóch dekadach są miliony (dla porównania tzw. frankowiczów było ok. 700 tys., z czego pozew złożyła już mniej więcej połowa). Dla kredytobiorców pozytywny wyrok TSUE oznacza ogromną szansę: możliwość znaczącego obniżenia kosztów kredytu, a nawet odzyskania części zapłaconych już odsetek.
W skrajnym przypadku unieważnienia umowy klient musiałby co prawda oddać pożyczony kapitał, ale bank zwróciłby mu wszystkie dotychczas pobrane odsetki i prowizje. Jeśli zaś umowa byłaby kontynuowana bez WIBOR-u (tylko z samą marżą), rata kredytu mogłaby spaść nawet o połowę lub więcej. Dla przykładu ktoś płacący dziś odsetki ~8% (6% WIBOR + 2% marży) po „odwiborowaniu” płaciłby jedynie 2% – ulga dla domowego budżetu byłaby dramatyczna.
Oczywiście, banki nie poddadzą się bez walki – aby uzyskać takie korzyści, kredytobiorcy i tak musieliby przejść przez proces sądowy. Jednak mając za sobą autorytet TSUE, konsumenci zyskaliby pewność, że prawo unijne stoi po ich stronie, co doda im odwagi. Analogiczną sytuację widzieliśmy u frankowiczów: po głośnym wyroku TSUE w 2019 r. tysiące osób poszły do sądów, czując wsparcie Luksemburga.
Dla banków wariant uznania WIBOR-u za abuzywny to czarny sen. Potencjalne straty finansowe szacuje się na dziesiątki miliardów złotych, choć rozpiętość prognoz jest ogromna. Przykład frankowy pokazał, że wstępne wyliczenia bywały rozbieżne: agencja Moody’s szacowała koszt wyroku z 2019 r. dla banków na ok. 20 mld zł, podczas gdy Związek Banków Polskich alarmował nawet o 60–70 mld zł obciążeń.
Faktyczne straty sektora rozłożyły się gdzieś pośrodku, ale mówimy o kwotach porównywalnych z rocznymi zyskami całego sektora bankowego. A kredytów złotowych jest wielokrotnie więcej niż frankowych – wartość ich nominalnego portfela idzie w setki miliardów złotych. Nic dziwnego, że rząd i instytucje finansowe już teraz starają się bronić WIBOR-u jak twierdzy.
Komisja Nadzoru Finansowego i NBP publicznie odpierają zarzuty wobec wskaźnika, a polski rząd w stanowisku przesłanym do TSUE wyraźnie sprzeciwił się „wywracaniu” systemu referencyjnego przez prawo konsumenckie. Ostrzega się, że masowe „odwiborowanie” kredytów mogłoby zagrozić stabilności niektórych banków, a w konsekwencji całej gospodarki – ograniczyć akcję kredytową, podkopać zaufanie inwestorów, a nawet potencjalnie zmusić państwo do ratowania zagrożonych instytucji.
W skrajnym razie pojedyncze banki (zwłaszcza te, które mają szczególnie dużo kredytów o zmiennym oprocentowaniu) mogłyby znaleźć się w tarapatach kapitałowych. Warto pamiętać, że w 2022 r. upadł Getin Bank – po części na skutek problemów z kredytami (głównie frankowymi) i braku zdolności pokrycia rezerw na ryzyko. Trudno wykluczyć, że podobny los spotkałby najsłabsze banki obciążone masowo sporami WIBOR-owymi, gdyby klienci nagle przestali płacić większość odsetek.
Paradoksalnie, najbardziej prawdopodobnym następstwem prokonsumenckiego wyroku TSUE byłaby fala ugód lub rozwiązań systemowych, zanim jeszcze dojdzie do totalnej wojny w sądach. Już przy frankach nadzór bankowy namawiał banki do ugód – część oferowała klientom przewalutowanie kredytu po kursie z dnia zaciągnięcia, by uniknąć pozwów.
W przypadku WIBOR-u analogią mogą być oferty przejścia na stałe oprocentowanie na preferencyjnych warunkach albo zwrot części nadpłaconych odsetek w zamian za rezygnację z roszczeń. Taki „plan B” zapewne po cichu jest już przygotowywany, gdyby wyrok okazał się dla banków niepomyślny. Pojawiają się też głosy o potrzebie specjalnej ustawy, która kompleksowo załatwiłaby te spory – np. poprzez ustawowe obniżenie oprocentowania za minione okresy w zamian za pewność prawną na przyszłość. Wszystko to jednak na razie dywagacje. Pewne jest, że kolejna batalia klientów z bankami trwałaby latami, wprowadzając dużą niepewność na rynku finansowym.
A co, jeśli TSUE obroni WIBOR i odetnie podstawy prawne pozwów?
Wówczas westchnienie ulgi w bankowych gabinetach będzie donośne. Kredytobiorcy złotowi nie dostaną „prezentu z Luksemburga” – pozostanie im spłacać zobowiązania na dotychczasowych warunkach. Ci, którzy już pozwali banki, najpewniej swoje sprawy prawomocnie przegrają lub wycofają pozwy (chyba że znajdą inne „haczyki” w umowach, niezwiązane z samym indeksem).
Można oczekiwać, że liczba nowych spraw szybko spadnie – skoro najwyższy sąd UE nie dopatrzył się tu nieuczciwości, gra nie będzie warta świeczki. Banki unikną nadzwyczajnych kosztów, choć wśród części klientów pozostanie poczucie krzywdy.
W końcu dla wielu rodzin ostatnie lata to ciężkie doświadczenie: raty wzrosły tak mocno, że zachwiało to zaufaniem do kredytów o zmiennej stopie. Możliwe, że nawet jeśli TSUE powie „umowa to umowa – trzeba płacić”, pamięć o tym szoku na długo zmieni preferencje klientów. Już teraz widać trend, że osoby zaciągające nowe kredyty chętniej wybierają okresowo stałe oprocentowanie (przynajmniej na pierwsze 5–10 lat). Niewykluczone, że banki same będą je mocniej promować, by odbudować zaufanie i pokazać, że wyciągają wnioski z kryzysu.
Warto też podkreślić, że bez względu na orzeczenie TSUE wysokie raty tu i teraz nie znikną z dnia na dzień. Rząd wprowadził co prawda od 2022 r. tzw. wakacje kredytowe, pozwalając odroczyć spłatę kilku rat rocznie, by ulżyć zadłużonym w okresie rekordowych stóp – ale to środek doraźny. Docelowo sytuacja kredytobiorców złotowych ustabilizuje się dopiero wraz ze spadkiem inflacji i stóp procentowych. Prognozy sugerują, że w kolejnych latach WIBOR może wrócić do umiarkowanych poziomów (np. 4–5%), co samo w sobie obniży raty. Jeśli więc TSUE zetnie roszczenia, realną ulgę przyniesie dopiero polityka pieniężna. Gdyby zaś TSUE stanął po stronie klientów, to też nie od razu – miną miesiące, nim polskie sądy zdążą wydać prawomocne wyroki w indywidualnych sprawach i zanim jakiekolwiek korzyści dla konsumentów staną się faktem.
Krótko mówiąc, w krótkim terminie kluczowe jest poczucie pewności prawnej. Czerwcowy wyrok albo sprawi, że klienci poczują, iż prawo ich chroni przed nieprzewidywalnością bankowych zapisów, albo upewni banki, że reguły gry nie zmienią się nagle z mocą wsteczną.
Wnioski: między stabilnością systemu a prawami obywatela
Bez względu na to, jaki zapadnie wyrok, jedno jest pewne – sprawa WIBOR-u stała się punktem zwrotnym w relacjach klientów z bankami w Polsce. Jeśli TSUE przyzna rację kredytobiorcom, będzie to kolejny krok w kierunku wzmocnienia pozycji konsumenta w starciu z zawiłymi produktami finansowymi. Sygnał zabrzmi jasno: nawet najbardziej fundamentalne elementy umowy, jak oprocentowanie, muszą być przedstawiane uczciwie i zrozumiale, inaczej mogą zostać zakwestionowane.
W dłuższej perspektywie może to przynieść poprawę standardów – banki będą zmuszone bardziej transparentnie komunikować ryzyko i może oferować bardziej przewidywalne produkty (np. stałe stopy na dłuższe okresy). Prawo konsumenckie zyska kolejny precedens poszerzający doktrynę ochrony przed nieuczciwymi warunkami. Niewykluczone, że doczekamy się większej harmonizacji zasad w całej UE co do kredytów hipotecznych – tak, by sytuacje takie jak z WIBOR-em czy IRPH nie powtarzały się w przyszłości.
Dla banków ewentualna porażka oznacza konieczność przewartościowania modeli biznesowych. Kredyt hipoteczny – dotąd dość bezpieczny interes, bo ryzyko stóp przerzucano na klienta – stanie się dla nich bardziej ryzykowny. Instytucje finansowe będą musiały kalkulować, że nie wszystko da się zrzucić na słabszą stronę kontraktu. Być może wzrosną marże początkowe (jako cena ryzyka prawnego), co jednak uderzy w klientów i popyt na kredyt.
Możliwy jest też efekt mrożący – przez pewien czas banki mogą ostrożniej podchodzić do udzielania nowych kredytów, czekając aż „kurz opadnie” i sytuacja prawna się wyklaruje. W skrajnym przypadku potrzebne byłyby interwencje państwa – nie tyle w formie spłacania długów za klientów, co np. ułatwień dla banków w wyjściu z kłopotów (specjalne obligacje wsparcia, ulgi podatkowe za ugody itp.). To jednak dalsza przyszłość i czyste spekulacje.
Jeśli natomiast TSUE stanie po stronie banków, nie oznacza to, że wszystko pozostanie po staremu. Ziarno niepewności zostało zasiane. Wielu kredytobiorców i tak czuje się pokrzywdzonych; nawet jeśli przegrają batalie sądowe, pozostaną nieufni wobec instytucji finansowych. Banki powinny odczytać to jako ostrzeżenie: transparentność i fair play to nie tylko slogany, lecz warunek trwałości relacji z klientem.
Być może sektor wyciągnie wnioski i postawi na odbudowę zaufania – np. proponując obecnym kredytobiorcom dobrowolną konwersję umów na bardziej przewidywalne warunki (zanim zrobi to za nich kiedyś ustawodawca lub kolejny sąd). Z drugiej strony, także prawo UE wyciągnie lekcję. Jeśli TSUE odmówi ochrony „wiborowiczom”, może pojawić się presja, by lepiej uregulować kwestię zmiennych stóp procentowych na poziomie europejskim – np. wprowadzić obowiązek oferowania każdemu kredytobiorcy realnej alternatywy stałej stopy lub ujednolicić standardy informowania o ryzyku w całej Unii.
Przypadek WIBOR-u stawia pytanie o równowagę między stabilnością systemu finansowego a jednostkowymi prawami konsumentów. Z jednej strony banki pełnią kluczową rolę w gospodarce, a ich zachwianie odbiłoby się na wszystkich. Z drugiej strony – system finansowy ma służyć ludziom, nie odwrotnie. Jeśli zatem pewne praktyki okazały się nieuczciwe, to sama ich powszechność nie może być wymówką. Wyrok TSUE będzie kamieniem milowym wytyczającym, gdzie przebiega granica tolerancji dla rynkowych standardów niesprzyjających słabszej stronie umowy.
Zaufanie do sektora bankowego buduje się latami, a stracić je można w mgnieniu oka. Polski rynek bankowy dotąd uchodził za solidny, ale afera frankowa, a teraz spór o WIBOR nadwyrężyły ten wizerunek. Niezależnie od rozstrzygnięcia, wszyscy uczestnicy rynku – od regulatorów, przez banki, po klientów – powinni wyciągnąć wnioski z tej lekcji.