Sektor bankowy nie ustaje w marzeniach o ustawie frankowej. Jego przedstawiciele stali się jednak bardziej powściągliwi i starają się możliwie jak najdelikatniej zaakcentować swoje potrzeby, tak aby nie narazić swoich pomysłów na silny opór ze strony społeczeństwa. We wtorek odbyła się konferencja Związku Banków Polskich, na której jego prezes, Tadeusz Białek, pozwolił sobie wystosować publiczny apel do nowego rządu o rozwiązania, które pomogłyby bankom uporać się z frankowym problemem. I z kilkoma innymi, o czym więcej w dalszej części artykułu. Czy politycy posłuchają głosu bankowców i zaczną prowadzić prace nad projektem stosownej ustawy?
-
Do końca minionego kwartału bankom udało się zawrzeć z frankowiczami 77,3 tys. ugód, eliminując w ten sposób ryzyka z objętych nimi abuzywnych umów
-
Banki zdecydowanie dążą do zawierania kolejnych porozumień z klientami, jednak brak takiej woli po stronie tych drugich. Bankowcy wierzą, że pomóc mogłaby im ustawa frankowa
-
Aby nie zniechęcać i polityków, i społeczeństwa, ZBP zgłasza zapotrzebowanie na usankcjonowanie programów ugodowych, nie na obłożenie frankowiczów podatkiem czy przymusowe konwersje kredytów CHF na PLN
-
Jeśli rząd nakaże stronom frankowego sporu podjęcie negocjacji ugodowych, najprawdopodobniej na niewiele się to zda. Frankowicze masowo odmawiają propozycjom banków, ponieważ wiedzą, że to w sądach czekają na nich prawdziwe korzyści. I ogromne pieniądze.
Związek Banków Polskich robi pierwsze podchody do nowego rządu. Tego, który formalnie jeszcze nie powstał. Czy to już desperacja?
We wtorek odbyła się konferencja prasowa zorganizowana przez Związek Banków Polskich. Wystąpił na niej prezes ZBP, Tadeusz Białek, który wyraźnie był zainteresowany ściągnięciem uwagi politycznych decydentów. Ale nie tych tworzących właśnie szeroko komentowany rząd mniejszościowy, którego dni są policzone, a do przyszłej koalicji rządzącej, która najprawdopodobniej obejmie stery w państwie już po 11 grudnia.
Sądząc po wypowiedziach Tadeusza Białka (ale też wcześniejszych wystąpieniach medialnych prezesów banków), sektor wiąże ze zmianą władzy ogromne nadzieje. Liczy, że nowy obóz rządzący nie będzie kontynuatorem rozbudowanej polityki socjalnej, realizowanej kosztem wielkich korporacji, a skupi się właśnie na potrzebach dużego biznesu. Wszak to on ma mieć przecież kluczowe znaczenie w finansowaniu gospodarki i tak wyczekiwanej transformacji energetycznej.
Czego więc Związek Banków Polskich oczekuje od polityków, którzy stworzą rząd po 11 grudnia? Tu obyło się bez niespodzianek. ZBP wraca do ogranych hitów, a pierwszym z nich jest oczywiście „ustawa frankowa”. Ale już w wersji soft, nie tej „hardcorowej”, uwzględniającej stuprocentowy podatek od korzyści uzyskanych przez frankowicza na unieważnieniu umowy w sądzie. ZBP nie oczekuje też, że frankowicze zostaną postawieni przed koniecznością skonwertowania swoich umów na złotówki. O co więc chodzi? Ano o to, by państwo objęło pieczę nad programami ugodowymi.
Konkretnie prezes ZBP powiedział, że chce „wzmocnienia instrumentarium procesu zawierania ugód”. Niejeden czytelnik zapewne przeczyta ten cytat kilkukrotnie, nim złapie sens drzemiący w tym bankowym żargonie. I zapewne taki jest zamysł bankowców: by nie było wiadomo, o co chodzi. I chciałoby się to, dość trywialnie, skontrować dobrze znaną prawdą, że gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o… no właśnie.
Nie tylko frankowiczów boją się banki. Niepokoi je również niepewność wokół WIBORu
Złagodzony kurs ZBP w kwestii ustawy frankowej ma zapewne za zadanie uśpić czujność osób, które mogłyby zostać nią objęte. Ale dalej prezes przechodzi już od ogółu do szczegółu i mówi o potrzebie zagwarantowania pewności prawnej umów kredytowych. Konstatuje, że obecnie mamy do czynienia z masowym podważaniem umów, a także zwraca uwagę, na, jego zdaniem, patologiczne poszukiwanie sposobów na uwolnienie się od zobowiązań kredytowych.
Nietrudno odczytać intencje Tadeusza Białka – chodzi oczywiście o wskaźnik WIBOR, który coraz częściej jest podważany przez kredytobiorców w sądach. Nie tylko zresztą on sam, ale przede wszystkim umowy o niego oparte. Początkowo banki bagatelizowały zagrożenie, a reprezentujący go eksperci niemalże pukali się w czoło, gdy w I kwartale 2022 roku pierwsi złotówkowicze poszli do sądów z zamiarem wykreślenia WIBORu ze swoich umów. Dzisiaj bankowcy już się nie śmieją.
Sądy wydały pierwsze prawomocne zabezpieczenia roszczeń w sporach o WIBOR – a powodowie w tych sprawach albo mają zgodę na płacenie bankowi rat kredytowych w oparciu o samą marżę (oczywiście do czasu prawomocnego wyroku), albo mogą całkowicie wstrzymać płatności rat w oczekiwaniu na zakończenie sprawy. Prezes zaapelował na konferencji do rządu, by wspierał wiarygodność i niepodważalność wskaźników referencyjnych, w tym oczywiście WIBORu.
ZBP ma też wiele do powiedzenia w zakresie wakacji kredytowych. Oczekuje, że działania pomocowe, których adresatami są kredytobiorcy, kierowane będą tylko do osób, które tej pomocy potrzebują, a nie do wszystkich osób posiadających kredyty w PLN. Prezes Białek jest przeciwnikiem pomysłu rozciągania wakacji kredytowych na rok 2024, przynajmniej w wariancie zaprezentowanym przez poprzedni rząd, zgodnie z którym wakacje kredytowe miałyby się należeć wszystkim.
Bankowcom wyraźnie nie podoba się to, w jaki sposób prezentowały się opinie słane przez poprzedni rząd do TSUE w kwestiach sporów o kredyty frankowe. Sektorowi zależy, aby stanowiska były wypracowywane przez cały rząd, nie tylko przez Ministerstwo Sprawiedliwości. To tylko niektóre z postulatów kierowanych przez ZBP pod adresem przyszłego obozu rządzącego. Jest ich tyle i dotyczą tak wielu różnych kwestii, że gdyby rząd miał się nimi kierować, musiałby właściwie porzucić szereg postulatów, z którymi szedł do wyborów. A przecież zarówno Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga, jak i Lewica wielokrotnie wypowiadały się przed wyborami w kwestiach kredytów we franku. I nie były to wypowiedzi, które banki mogłyby poczytać jako przychylne sektorowi.
Czy ustawa frankowa ma szansę coś zmienić w relacjach kredytobiorców z bankami?
Być może bankowcy liczą, że po wyborach politycy porzucą maski obrońców uciśnionych i zaczną dokręcać śrubę kredytobiorcom w imię jeszcze wyższych zarobków sektora bankowego. Niestety dla banków, najprawdopodobniej nic z tego. Zdobyta większość jest krucha, a już za pasem kolejne wybory – tym razem samorządowe. Politycy dotychczasowej opozycji dobrze wiedzą, że odchodząca władza użyje każdego argumentu, by zwiększyć swoje szanse na dobry wynik w wyborach. A jakiekolwiek przesłanki świadczące o tym, że nowy rząd sprzyja wielkim graczom, nie zaś społeczeństwu, należałoby uznać w tej sytuacji za wyjątkowo groźną amunicję.
Załóżmy jednak na chwilę, że nowy rząd wyciąga do banków pomocną dłoń i sankcjonuje proces ugodowy w drodze ustawy. Pójdźmy nawet krok dalej i wyobraźmy sobie, że strony mają obowiązek przystąpić do negocjacji ugodowych, które muszą być etapem poprzedzającym proces sądowy. Czy to pomoże bankowcom i ich klientom w odnalezieniu kompromisu? Mało prawdopodobne, przynajmniej dopóki banki pozorują tylko skłonność do ustępstw i dają kredytobiorcom iluzję korzyści przewidzianych ugodą. Aby zrozumieć, o co chodzi, warto podać jakiś przykład. Przytoczyć sytuację, która naprawdę miała miejsce.
A zatem omówmy przypadek klienta Kancelarii Sosnowski Adwokaci i Radcowie Prawni, który w 2008 roku zawarł kredyt mPlan z mBankiem S.A. Kwota kredytu? Niebagatelna, wynosząca ponad 1,93 mln zł. Waluta indeksacji? Oczywiście frank szwajcarski. Kredytobiorca spłacał swoje zobowiązanie przez 15 lat, i mimo iż oddał bankowi niemal cały pożyczony kapitał (konkretnie 1,87 mln zł), to jego dług wciąż wynosił prawie 2,6 mln zł. Co zrobił bank? Zaproponował ugodę, zgodnie z którą kredyt zostanie skonwertowany na złotówki, a saldo kredytu częściowo umorzone – po konwersji miałoby się ono zmniejszyć o 611 500 zł. Klient nie zgodził się na tę propozycję i wybrał pozew. Dnia 25 października 2023 roku Sąd Okręgowy w Warszawie wydał wyrok w jego sprawie (sygnatura III C 976/19): umowa jest nieważna, a zatem klient musi rozliczyć się z bankiem wyłącznie z pożyczonego kapitału kredytu.
Unieważnienie umowy jest aż o 1,8 mln zł korzystniejsze niż zaproponowana przez bank oferta ugodowa. Jak w takim razie sektor może liczyć, że klienci zechcą podjąć poważny dialog, skoro dostają od swoich kredytodawców tego rodzaju, wręcz obrażające rozum i godność propozycje?
Rada dla banków: czas zaktualizować ugody, a nie wikłać ten czy nowy rząd w proces godzenia stron sporu. Klienci sami zaczną inicjować negocjacje, jeśli będą w tym widzieć dla siebie interes. Nikt nie marzy o wieloletnim procesie sądowym i wchodzeniu w otwarty konflikt z bankiem. Frankowicze robią to, bo nie mają innego wyjścia: jeśli chcą odzyskać nienależnie pobrane od nich pieniądze i uwolnić się od nieprzewidywalnych kontraktów, muszą skierować sprawę na drogę sądową, nawet jeśli są skłonni do zawarcia ugody. Ta zaproponowana przez bank w toku procesu będzie nawet o kilkadziesiąt procent korzystniejsza niż wariant wysłany klientowi przed złożeniem pozwu.
Nic więc dziwnego, że banki nie są w stanie sprawić, by więcej klientów zawierało z nimi ugody niż słało im pozwy. I nic się nie zmieni, jeśli nie zrozumieją, że problemem nie jest prokonsumencka linia orzecznicza, a brak woli współpracy po stronie sektora, który nie przyjmuje do wiadomości, że stworzył wadliwe wzorce umowne, nie poinformował klientów o ryzykach, a na koniec, gdy owi klienci chcieli skonwertować swoje umowy do PLN (było tak w okolicach 2015 roku), pozostawił ich na pastwę losu i nieprzewidywalnego kursu franka. Klienci tego nie zapomną. I nie dadzą się drugi raz skłonić do podjęcia skrajnie niekorzystnej decyzji. Ustawa frankowa, pod żadną postacią, nie rozwiąże bankowego problemu.
Dodaj Opinie