wiadomości frankowicze

Unieważnienie kredytu we frankach i płatność po wygranej czy sprzedaż roszczenia – co teraz lepsze dla Frankowiczów?

Szacuje się, że frankowicze spłacili bankom w całości ok. pół miliona umów. Te kontrakty, często wykonane przed kilkoma laty, wciąż można zakwestionować w sądach, z czego zdaje sobie sprawę coraz większa grupa ex-frankowiczów. Niektórzy jednak z różnych względów nie chcą pozywać banków o zapłatę. To do takich osób swoją ofertę kierują spółki z o.o. specjalizujące się w skupowaniu wierzytelności. Taki były już kredytobiorca może sprzedać swoje prawo do pozwania banku za spłacony kredyt, a spółki chwalą się, że są w stanie zaoferować mu pieniądze właściwie od ręki. O jakich kwotach mowa, jakie są wiodące modele współpracy z takimi podmiotami i najważniejsze: czy sprzedaż wierzytelności, choć w świetle prawa zupełnie legalna, aby na pewno jest bezpieczna?

  • Osoby ze spłaconymi kredytami frankowymi od wielu miesięcy dostają na skrzynki mailowe informacje, pochodzące od nieetycznie działających spółek z o.o., dotyczące możliwości sprzedaży wierzytelności wynikających z klauzul abuzywnych w wykonanej umowie
  • Zasady współpracy są proste: kredytobiorca dokonuje cesji wierzytelności na taką spółkę, a w zamian otrzymuje od niej gotówkę, stanowiącą zwykle pewien procent od wartości roszczenia. Firmy te przekonują, że w ten sposób potencjalny klient może zarobić na abuzywnym kredycie bez osobistego pozywania banku
  • Mniej popularna, ale również stosowana przez spółki metoda, polega na pokryciu przez nie kosztów procesu sądowego w zamian za procent od korzyści uzyskanych przez kredytobiorcę po wygranej w sądzie
  • Prawnicy zwracają uwagę na to, że spółki z o.o., podpisując umowy z klientami, nie zawsze dążą do zabezpieczenia ich interesów na wypadek kontrpowództwa banku. Sprzedaż frankowej wierzytelności w skrajnych przypadkach może wpędzić konsumenta w znacznie większe kłopoty niż sam kredyt pseudowalutowy.

Pseudokancelarie i skupy wierzytelności spamują skrzynki mailowe Polaków – uważaj na ich oferty

Niechciane, nachalne informacje handlowe wysyłane do konsumentów drogą mailową to prawdziwa plaga, z którą trudno walczyć, zwłaszcza gdy korzysta się z darmowych skrzynek elektronicznych. To bowiem zwykle oznacza zgodę na otrzymywanie reklam od współpracujących z dostawcą usługi podmiotów. Niektórzy operatorzy skrzynek nieszczególnie weryfikują, od kogo biorą pieniądze za mailing reklamowy – trudno dojść do innego wniosku, analizując treść niektórych takich ofert.

Polacy są masowo atakowani reklamami dotyczącymi pseudokancelarii odszkodowawczych, które chcą im „pomóc” w unieważnieniu umowy z bankiem, najczęściej tej frankowej, ale nie tylko: istnieją już podmioty, które zapewniają, że są w stanie unieważnić stawkę WIBOR w umowach złotowych, co jest o tyle kontrowersyjne, że w takich sprawach nie zapadł jeszcze ani jeden korzystny dla konsumentów wyrok.

W ostatnich miesiącach, prócz reklam pochodzących od kancelarii frankowych i „wiborowych” oraz od podmiotów, które deklarują, że specjalizują się w sankcji kredytu darmowego, polscy użytkownicy skrzynek pocztowych i social mediów spotykają się z nachalną promocją firm skupujących wierzytelności dotyczące spłaconych kredytów. I znów chodzi tu o kredyty frankowe, bo właśnie ta grupa umów uchodzi za najłatwiejszą do podważenia w sądzie. Jak to działa?

Sposób działania skupów wierzytelności jest prosty i legalny, ale bardzo nieetyczny

Zwykle podmiot, który trudni się taką działalnością, funkcjonuje jako spółka z o.o. Bywają podmioty, które działają z jeszcze większym rozmachem i kryją się za fasadą zagranicznych funduszy, mających najprawdopodobniej wzbudzić zaufanie potencjalnego klienta. Firma taka opiera swój biznes o bardzo prosty schemat: wynajduje kredytobiorcę frankowego, który spłacił już swoją umowę, czyli oddał bankowi kapitał kredytu plus odsetki, warte przeważnie od stu kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych. Takiemu kredytobiorcy proponowana jest cesja wierzytelności, którą ten dysponuje wobec banku.

Chodzi o to, że ex-frankowicz ma prawo pozwać bank o zapłatę i zażądać zwrotu świadczenia nienależnego. Tu drogi są dwie: albo klient banku żąda zwrotu całej kwoty, którą wpłacił (w ramach rat kapitałowo-odsetkowych, opłat na ubezpieczenia etc.), ze świadomością, że w tym wariancie będzie musiał oddać bankowi kapitał kredytu, albo składa pozew o zwrot samej nadpłaty, czyli sumy wpłaconych odsetek, opłat i prowizji. Oczywiście wraz z ustawowymi odsetkami za zwłokę.

Spółka skupująca wierzytelności chce, by klient scedował na nią tę wierzytelność w zamian za natychmiastową korzyść finansową. Zwykle firmy tego typu płacą klientowi od 5 do ok. 15 proc. tego, co ten miałby potencjalnie do uzyskania w sądzie. W zamian biorą na siebie trud pozwania banku i wszystkie koszty związane z procesem.

Dla kogoś, kto i tak planuje pozwać bank, taka oferta będzie miała co najwyżej charakter rozrywkowy. Jednak dla osoby, która boi się osobistego angażowania w proces przeciwko bankowi, opcja ta może się wydać kusząca. I to właśnie te osoby są narażone na wejście wprost w sieć zastawioną na nie przez taki nieetyczny podmiot.

Poznaj zagrożenia wynikające ze współpracy ze skupem wierzytelności – te informacje mogą uratować Twoje finanse!

Eksperci prawni, pytani o działalność opisywanych spółek, wskazują na liczne niebezpieczeństwa wynikające z takiej współpracy. Przede wszystkim firmy te są nastawione wyłącznie na własny zysk. Ich działalność nie jest prawnie zabroniona (wierzytelności wynikające ze spłaconego abuzywnego kredytu jak najbardziej mogą być przedmiotem obrotu gospodarczego), jest jednak wysoce nieetyczna.

W umowach pomiędzy spółką a konsumentem próżno szukać klauzul, które zabezpieczałyby interesy tego drugiego. A nie można zapominać, że o ile kredytobiorca nie musi pytać banku o zgodę na zbycie swojej wierzytelności, to już nie może bez jego zgody wyzbyć się ryzyka związanego z kontrwierzytelnością, którą z kolei będzie dysponował bank, gdy w sprawie zapadnie wyrok sądu.

Jak to rozumieć? A bardzo prosto.

Zobacz na przykładzie, ile może kosztować Cię współpraca ze spółką skupującą frankowe wierzytelności

Wyobraźmy sobie teraz kredytobiorcę, Franciszka Frankowskiego, który w ramach umowy indeksowanej kursem CHF pożyczył od banku 200 tysięcy złotych i wywiązał się z umowy rok temu. Kredytobiorca oddał bankowi łącznie 400 tysięcy złotych. Pan Franciszek ma wszelkie prawo pozwać bank o zapłatę, tj. zwrot kwoty 400 tysięcy złotych wraz z odsetkami za zwłokę wynoszącymi 11,25 proc. (i liczonymi za cały proces sądowy). Nie chce jednak tego robić, bo uległ propagandzie bankowców i boi się przegranej w sądzie.

Do naszego kredytobiorcy zgłasza się spółka z o.o., która proponuje, że skupi od niego ową wierzytelność – oferuje mu w zamian 20 tysięcy złotych. Spółka przekonuje, że zajmie się wszystkim, a pan Franciszek nie będzie musiał podejmować żadnych działań ani osobiście występować w sporze z bankiem, by uzyskać te, jakże łatwe, pieniądze. Wystarczy, że podpisze o „tu i tu”, i może cieszyć się ze środków, które pozwolą mu na egzotyczne wakacje, remont łazienki czy dowolny inny cel.

Pan Franciszek się zgadza, jednak szybko okazuje się, że rzeczywistość nie rysuje się tak pięknie, jak przekonywał miły handlowiec ze spółki skupującej wierzytelność. Mija kilkanaście miesięcy, a kredytobiorca otrzymuje list z sądu, który wzywa go na świadka w sprawie wytoczonej przez spółkę bankowi. Nagle pan Franciszek dowiaduje się, że jako osoba, która rzeczywiście podpisała kwestionowaną umowę, musi wprowadzić sąd w szczegóły jej zawarcia. To oczywiście generuje po stronie pana Franciszka stres – przecież nie po to sprzedał swoją wierzytelność spółce z o.o., żeby teraz tułać się po sądach!

Ale to dopiero początek wrażeń, bo gdy w sprawie zapada wyrok zasądzający na rzecz spółki zwrot kwoty świadczenia nienależnego w wysokości 400 tysięcy złotych, bank chce odzyskać pożyczony panu Franciszkowi kapitał kredytu. I nie kieruje swojego roszczenia przeciwko spółce, bo przecież ani nie podpisywał z nią umowy, ani nie godził się na zmianę dłużnika. W takiej sytuacji to pan Franciszek, mimo że nie pozwał banku, będzie zobligowany do zwrotu kapitału kredytu.

Oczywiście później może walczyć o sprawiedliwość ze spółką, której sprzedał wierzytelność. Bardzo prawdopodobne jest jednak, że owa spółka ma minimalny kapitał zakładowy (wynoszący ledwie 5 tysięcy złoty), poza który nie wykracza odpowiedzialność firmy wobec kredytobiorcy, poszkodowanego w wyniku jej działań.

Chyba nie trzeba przekonywać nikogo, że taki scenariusz mógłby doprowadzić niejednego ex-frankowicza do finansowej ruiny. On zostaje z długiem wobec banku, który przecież dawno spłacił, a władze spółki oddalają się z należnymi mu pieniądzmi w stronę zachodzącego słońca. Dla nich ta sytuacja jest happy endem. Dla kredytobiorcy katastrofą.

Spółki z o.o. chcą płacić za pozew frankowicza przeciwko bankowi. Potem żądają w zamian niedorzecznej kwoty

Nasz przykład, skonstruowany na potrzeby tego tekstu, ukazuje tylko jeden z modeli stosowanych przez nieetycznie działające skupy wierzytelności. Drugi model zakłada, że taki podmiot pokryje koszty związane z pozwaniem banku za spłaconą umowę, ale w zamian, po wygranej, otrzyma od kredytobiorcy określony, zwykle bardzo wysoki, procent od sądowego sukcesu.

Ten wariant bardzo przypomina to, co znamy już z działalności kancelarii odszkodowawczych, które biorą na siebie opłatę za pozew i koszt opieki prawnej, a po korzystnym wyroku sądu wymagają, aby kredytobiorca wypłacił im success fee, czyli premię za sukces, nierzadko na poziomie 25-30 proc., licząc od wartości przedmiotu sporu. Bywa nawet, że firmy te chcą położyć rękę na odsetkach ustawowych za zwłokę, należnych konsumentowi po wygraniu z bankiem, jak i na zwrocie kosztów zastępstwa procesowego, które w przypadku dwuinstancyjnego postępowania mogą wynieść 18 900 zł.

Czy wobec tego któraś z opisanych metod współpracy jest lepsza od drugiej? W naszym przekonaniu nie. Za obiema stoją skrajnie nieetyczne, nieobjęte nadzorem i niepodlegające pod kodeks etyki adwokackiej firmy, dla których kredytobiorca, poszkodowany przez bank, jest tylko źródłem dużego zarobku i niczym więcej. Sprzedawanie roszczeń takim firmom jest działaniem ryzykownym i tak naprawdę pozbawionym sensu. Lęk związany z osobistym procesowaniem się z bankiem w przypadku spłaconego kredytu frankowego jest irracjonalny, ponieważ:

  • taka sprawa zwykle zamykana jest przez sąd I instancji już po pierwszej rozprawie, na której bardzo często kredytobiorca nie musi się w ogóle stawiać – coraz powszechniejsza jest bowiem praktyka przesłuchiwania konsumenta na piśmie
  • kredytobiorca, pozywając bank o zapłatę, może odzyskać pełną należną mu kwotę wraz z odsetkami za zwłokę i zwrotem kosztów procesowych, który pokryje w dużej mierze honorarium reprezentującego go adwokata
  • długoletni proces, którego boi się część frankowiczów, jest tak naprawdę w ich interesie – im dłużej trwać będzie postępowanie, tym wyższa będzie korzyść odsetkowa po wyroku.

Na koniec nadmienić należy, że właśnie przez wspomniane odsetki za opóźnienie banki coraz częściej rezygnują z apelacji, przez co sprawę o ustalenie i/lub zapłatę nierzadko da się wygrać w kilka-kilkanaście miesięcy od jej zainicjowania. Tak jak w przykładach poniżej, które NIE zostały stworzone przez nas na potrzeby tekstu, a są faktycznymi wyrokami, wywalczonymi dla frankowiczów przez wiodące kancelarie w Polsce.

  • XII C 3052/23 – sprawa rozpatrzona dnia 29 kwietnia 2024 roku przez Sąd Okręgowy we Wrocławiu, dotycząca umowy Nordea-Habitat, zawartej przez strony w 2008 roku. Powodami w sprawie byli frankowicze, a pozwanym PKO BP, czyli prawny następca Nordei. Sąd potrzebował jedynie 5 miesięcy na rozpatrzenie tej sprawy i uznał roszczenia kredytobiorców dotyczące ustalenia i zapłaty, tj. uznał, że umowa jest nieważna, zaś PKO BP ma oddać powodom kwotę ponad 398 tys. zł z odsetkami od 31 stycznia 2024 roku. Jak podaje na swojej stronie adwokat Paweł Borowski, który reprezentował frankowiczów z PKO BP w tej sprawie, łączny zysk kredytobiorców z wygranej wyniósł 545 tys. zł. Co najważniejsze zaś, wyrok jest już prawomocny, ponieważ PKO BP nie zdecydował się na złożenie odwołania
  • III C 2278/23 – sprawa ta toczyła się przed Sądem Okręgowym w Warszawie, a wyrok w niej zapadł dnia 15 lutego 2024 roku, po zaledwie 6 miesiącach od złożenia powództwa. To dotyczyło ustalenia i zapłaty, i było skierowane przeciwko Millennium Bankowi, w związku z umową zawartą przez strony w 2008 roku. Warszawski sąd swoim wyrokiem potwierdził nieważność umowy kredytowej i nakazał Millennium Bankowi, aby ten zwrócił powodom kwotę ponad 431 tys. zł wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie, liczonymi od 16 września 2023 roku. Kancelaria Sosnowski Adwokaci i Radcowie Prawni, która prowadziła tę sprawę w imieniu kredytobiorców, ujawnia na swojej stronie, że wyrok jest już prawomocny, a powodem jest to, że Millennium Bank nie złożył apelacji.

Nie wiadomo natomiast, czy apelacja zostanie złożona w sprawie I C 709/24, zakończonej dnia 31 lipca 2024 roku przed Sądem Okręgowym w Legnicy. Cały spór, od momentu złożenia pozwu do wydania wyroku, trwał ok. miesiąc, co jest ewenementem na skalę kraju – może to być najszybciej wydany frankowy wyrok w Polsce. I to wyrok w pełni korzystny dla konsumentów, którzy od legnickiego sądu I instancji dowiedzieli się, że ich umowa kredytu mieszkaniowego, zawarta w 2007 roku z Raiffeisen Bankiem, jest nieważna, zaś sam pozwany musi dokonać zwrotu świadczenia nienależnego, co w praktyce oznacza, że kredytobiorcy na tym wyroku zyskują ok. 145 tys. zł.

Wygrana ta pochodzi z portfolio Kancelarii Adwokata Pawła Borowskiego. Z niecierpliwością czekamy na informacje dotyczące ewentualnej apelacji Raiffeisena lub jego rezygnacji z takowej.

PODSUMOWANIE:

Ponieważ frankowicz może zyskać na pozwaniu banku gigantyczne kwoty, nawet jeśli spłacił swój kredyt w całości, rośnie liczba podmiotów, które w teorii chcą pomóc mu w sądzeniu się, a w praktyce są zainteresowane przejęciem znacznej części zysku z przyszłej wygranej. Rozsądny kredytobiorca, otrzymując ofertę od skupu wierzytelności czy kancelarii odszkodowawczej, nie powinien w ogóle jej rozważać, bo niemal ze stuprocentową pewnością kryją się za nią bardzo mało atrakcyjne, a często wręcz ryzykowne warunki.

Ryzyko jest natomiast minimalizowane niemal do zera, gdy kredytobiorca, pozywając bank, decyduje się na współpracę z doświadczonym i wyspecjalizowanym prawnikiem. Wówczas szanse na to, że jego proces będzie krótki i zakończy się satysfakcjonującym wyrokiem, są bardzo wysokie.

 

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 5]

Basia Kownacka

Interesuje ją wszystko co dotyczy prawnych aspektów sporów przeciwko instytucjom finansowym w zakresie roszczeń z tytułu kredytów powiązanych z walutą obcą oraz nieuczciwych praktyk rynkowych. Pod lupę bierze wszelkie kroki podejmowane przez banki w związku ze sporami frankowymi. Bacznie wsłuchuje się w głos Frankowiczów oraz ich rodzin. Chętnie podejmuje tematy społeczne, historie ludzi zmagających się ze spłatą kredytów frankowych. Masz temat? Napisz

Dodaj Opinie

Kliknij tutaj, aby opublikować komentarz