Kredyt wiąże Polaków na dłużej niż małżeństwo. Do tego smutnego wniosku można dojść, analizując najnowsze statystyki. Liczba rozwodów w Polsce dramatycznie rośnie – tylko w I półroczu br. w krajowych sądach złożono 39,7 tys. pozwów o rozwód. To wzrost o 4,2 proc. rdr. W statystykach przodują mieszkańcy dużych miast, w tym Poznania, Warszawy i Krakowa. Wielu z przyszłych rozwodników to posiadacze hipotek w walucie obcej, głównie we franku szwajcarskim. Jak wygląda rzeczywistość kredytobiorcy frankowego, który po rozwodzie, działając bez porozumienia z eksmałżonkiem, chce pozwać bank o ustalenie i/lub zapłatę? To tylko jeden z tematów, które poruszamy w niniejszym artykule. Pod jego koniec odnosimy się do sytuacji rozwodzących się kredytobiorców niewalutowych, chcących uporządkować kwestie wspólnie zaciągniętego kredytu. Zapraszamy.
- Z danych pochodzących z 47 sądów okręgowych wynika, że Polacy rozwodzą się na potęgę. Problem dotyczy przede wszystkim młodych małżeństw z krótkim stażem, ale rozwodzą się także osoby w wieku średnim i dojrzałym, trwające w związkach małżeńskich po kilkanaście czy kilkadziesiąt lat
- Rozwodom sprzyja coraz większa tolerancja społeczna dla tego zjawiska, a także… bogacenie się społeczeństwa. Rozwód nie jest już dobrem luksusowym, zarezerwowanym dla zamożnych osób. Można go przeprowadzić tanio i sprawnie, zwłaszcza jeśli strony są zgodne co do swojej decyzji i nie mają dzieci
- Sytuacja rozwodzącej się pary komplikuje się, jeśli współmałżonkowie zaciągnęli razem kredyt i nie są zgodni co do tego, co z nim zrobić. Przeszkodą w sfinalizowaniu ewentualnej cesji kredytu może być sam bank, który ma prawo nie wyrazić zgody na wykreślenie jednego z kredytobiorców z umowy
- Jeszcze niedawno frankowicz, który nie był w stanie porozumieć się co do pozwania banku ze swoim eksmałżonkiem, nie miał po co iść do sądu. Obecnie się to zmienia, głównie za sprawą uchwały SN, wg której frankowicz nie musi pytać współkredytobiorcy o zgodę na wytoczenie bankowi powództwa o ustalenie i/lub o zapłatę.
W Polsce przybywa rozwodników. Najszybciej w dużych miastach
Aż 39,7 tys. pozwów rozwodowych wpłynęło do 47 sądów okręgowych w I półroczu 2024 roku. Rok wcześniej było ich 38,1 tys. Wzrost rdr. wyniósł więc 4,2 proc. Z tego aż 2,6 tys. takich powództw wniesiono do Sądu Okręgowego w Poznaniu. Niewiele w tyle pozostaje Sąd Okręgowy w Warszawie – w I półroczu br. złożono tam 2,3 tys. pozwów o rozwód. Podium zamyka Sąd Okręgowy w Krakowie, gdzie w omawianym okresie wpłynęło 2,1 tys. takich pozwów. Dalej są Sąd Okręgowy Warszawa-Praga i Sąd Okręgowy w Łodzi, których półroczne statystyki to kolejno 1,7 tys. i 1,5 tys. powództw rozwodowych.
Jak wskazują eksperci prawni, wysoki wskaźnik rozwodów w dużych miastach jest podyktowany kilkoma czynnikami, wśród których należy wymienić:
- lepszy niż w małych miejscowościach dostęp do porad z zakresu prawa
- większą anonimowość
- poprawiającą się sytuację finansową Polaków, których coraz częściej po prostu stać na wyjście z nieudanego małżeństwa.
Najczęściej rozwodzą się ludzie młodzi, czyli osoby urodzone w latach 90. i 80. Bywa, że decyzja o rozwodzie podejmowana jest w mniej niż rok od zawarcia związku małżeńskiego. Ale nie jest to wcale regułą. Wzrasta częstotliwość rozwodów u ludzi w wieku średnim i dojrzałym, z kilkunasto- bądź kilkudziesięcioletnim stażem małżeńskim.
Czas potrzebny do uzyskania rozwodu może być bardzo różny, w zależności od tego, czy małżonkowie mają wspólne potomstwo i czy są zgodni co do decyzji o rozstaniu. W przypadku bezdzietnego małżeństwa, które podjęło wspólną, zgodną decyzję o rozwodzie, procedura może trwać kilka miesięcy. Z kolei gdy małżonkowie są ze sobą zwaśnieni, walczą o opiekę nad dziećmi czy o podział majątku, sprawa rozwodowa może ciągnąć się latami.
Latami ciągną się też sprawy o nieważność kredytów frankowych, będących w posiadaniu wielu dzisiejszych czterdziesto- i pięćdziesięciolatków. Jak poradzić sobie z rozwodem i podziałem zobowiązań wobec banku w sytuacji, gdy charakter tych zobowiązań jest walutowy?
Uchwała Sądu Najwyższego ułatwia rozwodnikowi pozwanie banku za kredyt w CHF
Wpierw warto zaznaczyć, że odpowiedzialność wobec banku nie kończy się wraz z ustaniem małżeństwa – to, co dzieje się prywatnie między współkredytobiorcami, w ogóle nie interesuje instytucji, która udzieliła im finansowania. Kredytobiorcy odpowiadają solidarnie przed bankiem, nawet jeśli się rozwiedli i tylko jeden z eksmałżonków zamieszkuje kredytowaną nieruchomość oraz spłaca kredyt.
Do niedawna było tak, że konflikt pomiędzy rozwiedzionymi małżonkami mógł bardzo skomplikować pozwanie banku. Zwłaszcza jeśli tylko jeden z eksmałżonków wykazywał chęć wniesienia przeciwko bankowi powództwa o ustalenie lub zapłatę. Przez lata sądy wychodziły z założenia, że do pozwu muszą przystąpić wszyscy kredytobiorcy wymienieni w umowie. W wielu przypadkach dochodziło do sytuacji, w których sądy oddalały powództwa przeciwko bankom właśnie z powodu braku uczestnictwa jednego ze współkredytobiorców po stronie powodowej. Powodowało to, że frankowicze po rozwodzie dość rzadko decydowali się na sądową wojnę z bankiem.
Sytuacja rozwiedzionych frankowiczów poprawiła się dzięki ubiegłorocznej uchwale Sądu Najwyższego (III CZP 12/23), który uznał, że nie zachodzi współuczestnictwo konieczne wszystkich kredytobiorców występujących po stronie powodowej w przypadku sprawy o ustalenie nieważności kredytu. Kredytobiorca nie musi uzyskiwać zgody swojego współkredytobiorcy na unieważnienie zawartej z bankiem umowy hipotecznej.
Odpowiedzialność solidarna kredytobiorców a rozwód i kredyt frankowy
Co w praktyce oznacza odpowiedzialność solidarna współmałżonków wobec banku? Najlepiej wyjaśnić to na przykładzie.
Wioletta i Robert Frankowscy w 2006 roku, jako małżeństwo, zaciągnęli kredyt indeksowany kursem franka szwajcarskiego, za który wspólnie kupili mieszkanie. Frankowscy wspólnie zamieszkiwali i spłacali ów kredyt jedynie przez 8 lat. Po tym czasie Wioletta wystąpiła o rozwód i wspólnie z Robertem ustaliła, że od tej pory mieszkać będą osobno. W mieszkaniu pozostała Wioletta, która zobowiązała się do samodzielnej spłaty rat kredytu. I przez jakiś czas rzeczywiście się z tego obowiązku sumiennie wywiązywała. Aż do roku 2018, w którym, z powodu utraty pracy, przestała uiszczać kolejne raty.
W związku z zaległościami w spłacie bank, który udzielił Frankowskim finansowania, „przypomina” sobie o tym, że w umowie widnieje jeszcze jeden kredytobiorca – Robert, który w międzyczasie zdążył kupić inne mieszkanie i ułożyć sobie życie na nowo. Bank domaga się od niego spłaty kolejnych rat. Jest w stanie bez większego trudu wyegzekwować dług, ponieważ Robert jest zatrudniony w Polsce na umowę o pracę.
W tej sytuacji Robert, mimo że nic nie łączy go już z eksmałżonką, musi uiszczać kolejne raty kredytu na nieruchomość, w której od dawna nie mieszka. Brzmi absurdalnie, ale jest to w 100 proc. zgodne z prawem. Wyjątkiem jest sytuacja, w której kredytobiorcy zamknęli oficjalnie kwestię tego, kto pozostanie odpowiedzialny za umowę kredytową, a sam bank wyraził zgodę na usunięcie z umowy jednego z nich. W praktyce banki niechętnie to czynią, bo co dwóch dłużników to nie jeden.
Kredyt spłacony vs. kredyt spłacany a rozwód frankowiczów
Mimo zmian orzeczniczych, podyktowanych uchwałą Sądu Najwyższego, sytuacja frankowiczów po rozwodzie, którzy chcą pozwać bank, jest dość skomplikowana. Mowa oczywiście o przypadku, w którym kredytobiorcy nie pozostają w dobrych relacjach. Gdy są ze sobą zgodni co do intencji wobec banku, taki spór nie będzie wiele różnił się od tego zainicjowanego przez osoby wciąż trwające w związku małżeńskim.
Jeśli jednak eksmałżonkowie są zwaśnieni i tylko jeden z rozwodników chce pozwania banku, będzie to dużo łatwiejsze w przypadku już spłaconego kredytu. Dlaczego? Ponieważ wówczas taki kredytobiorca będzie występował z pozwem o zapłatę, a nie o ustalenie nieważności umowy. W postępowaniu będzie domagał się zwrotu swojej połowy świadczenia nienależnego. Oczywiście nie zawsze będzie to idealnie połowa wartości rat uiszczonych na rzecz banku.
Mogło przecież zdarzyć się tak, że kredytobiorcy partycypowali w spłacie kredytu nieproporcjonalnie. Ten fakt należy uwzględnić, określając kwotę roszczenia – sąd nie zasądzi bowiem na rzecz frankowicza kwoty wyższej niż ten spłacił bankowi (wyłączeniem są tu oczywiście odsetki ustawowe za zwłokę, które mogą istotnie powiększyć kwotę korzyści po stronie powoda, jednak będą naliczane od faktycznie spłaconych przez kredytobiorcę kwot wskazanych w roszczeniu).
Ale i tu czają się pewne pułapki. Nie można bowiem zapominać, że obecnie sądy rozliczają strony takich procesów wg teorii dwóch kondykcji. Krótko mówiąc, kredytobiorca oddaje bankowi kapitał, a bank oddaje kredytobiorcy świadczenie nienależne, zwykle powiększone o ustawowe odsetki za zwłokę.
W przypadku gdy pozew o zapłatę jest wytaczany tylko przez jednego eksmałżonka, może dojść do sytuacji, w której sąd zasądzi na jego rzecz zwrot połowy świadczenia nienależnego, a bank, próbując wyegzekwować zwrot kapitału, zwróci się do drugiego kredytobiorcy, który nie wystąpił z pozwem. Gdy ten kredytobiorca, niebiorący udziału w sprawie, zwróci bankowi kapitał, będzie dysponował roszczeniem finansowym wobec swojego eksmałżonka, a ten będzie zobowiązany go spłacić.
Ciekawsza pod względem prawnym będzie jednak sytuacja kredytobiorcy, który chce pozwać bank w związku z wciąż spłacanym kredytem, który zawarł przed laty ze swoim już eksmałżonkiem. To właśnie takim kredytobiorcom bardzo przysłuży się uchwała Sądu Najwyższego z 19 października 2023 roku, ponieważ decyzja ta rozwiewa wątpliwości co do tego, czy jeden z kredytobiorców, bez porozumienia z drugim, ma prawo żądać nieważności umowy kredytowej. Odpowiedź na to pytanie jest, jak już wiemy, twierdząca.
Należy przy tym zwrócić uwagę na to, że sądy powszechne w rozpatrywaniu indywidualnych sporów tego rodzaju nie są związane uchwałą Sądu Najwyższego. Jednak ze względu na autorytet tego organu należy spodziewać się, że sądy w zdecydowanej większości będą respektować postanowienie SN w obszarze niezachodzenia współuczestnictwa koniecznego w procesie o kredyt frankowy.
Tu trzeba wskazać, że kredytobiorca, który w takim procesie trafi na sędziego nierespektującego wniosków z uchwały SN i przegra sprawę z bankiem, może złożyć odwołanie do sądu II instancji. Istnieje duża szansa że niekorzystne orzeczenie zostanie zmienione w apelacji.
Rozliczenie „zwykłego” kredytu a rozwód – co warto wiedzieć?
Oczywiście rozwody nie są domeną frankowiczów. Polacy rozwodzą się na potęgę, a wśród nich jest cała masa kredytobiorców złotowych, którzy co prawda z mniejszą częstotliwością niż frankowicze pozywają banki, są za to zainteresowani szybkim i sprawnym załatwieniem formalności związanych z podziałem majątku, w tym „rozplątaniem” kredytowego kłębka.
Tu należy podkreślić, że inaczej będzie wyglądać sytuacja kredytobiorców, którzy podejmują decyzję o rozwodzie, a są w małżeńskiej wspólności majątkowej, a inaczej tych, którzy mają rozdzielność majątkową. Nie da się ukryć, że od momentu podjęcia decyzji o rozwodzie do jego faktycznego zasądzenia i formalnego podziału majątku mija zwykle trochę czasu – kilkanaście, czasem i kilkadziesiąt miesięcy. A bank nie będzie wobec kredytobiorców szczególnie wyrozumiały i z całą stanowczością żądać będzie terminowej spłaty kolejnych rat kredytu.
Jeśli więc w czasie procedury rozwodowej tylko jeden kredytobiorca, pozostający z małżonkiem we wspólności majątkowej, będzie uiszczał raty kredytu, to uwzględnienie poniesionego kosztu przy podziale majątku nie będzie zwykle możliwe. Co innego, jeśli małżonkowie mają rozdzielność majątkową – wówczas ten małżonek, który spłacał kredyt w omawianym okresie i czynił to z majątku osobistego, może oczekiwać, że sąd uwzględni ten fakt przy podziale majątku wspólnego.
Oczywiście tak jak w przypadku kredytów frankowych, tak i w kredytach złotowych obowiązuje solidarna odpowiedzialność kredytobiorców. Gdy więc jeden z kredytobiorców złotowych przestanie spłacać zobowiązanie, bank będzie mógł upomnieć się o uregulowanie powstałego długu u drugiego kredytobiorcy, bez względu na przeprowadzony pomiędzy współkredytobiorcami rozwód.
Wyjątkiem będzie sytuacja, w której kredyt został zaciągnięty przed ślubem przez jednego z małżonków. Wówczas bank nie będzie miał możliwości egzekwowania zaległych rat kredytu od współmałżonka, który nie widnieje w umowie kredytowej jako kredytobiorca.
Zastanówmy się teraz, jakie możliwości mają rozwodzący się kredytobiorcy, chcący uporządkować pod względem prawnym kwestię wspólnego kredytu, przy założeniu, że tylko jeden z nich będzie zamieszkiwał kredytowaną nieruchomość i spłacał kolejne raty. Dostępne są trzy możliwości:
- przepisanie kredytu na jednego z kredytobiorców – opcja, która wydaje się najprostsza, ale tylko pozornie, ponieważ, jak wskazywaliśmy w części poświęconej kredytom frankowym, bank musi wyrazić zgodę na taką zmianę. Przed jej wydaniem z pewnością przeanalizuje sytuację finansową kredytobiorcy, przy którym ma pozostać hipoteka. Jeśli uzna, że taka osoba ma zbyt niską zdolność kredytową, nie wyrazi zgody na usunięcie z umowy drugiego kredytobiorcy
- dopisanie innego kredytobiorcy do umowy w miejsce wcześniejszego – jeśli jeden z kredytobiorców ma zbyt niską zdolność kredytową, by samodzielnie wziąć na siebie ciężar spłaty hipoteki, pewnym rozwiązaniem może być podmiana obecnego kredytobiorcy, który nie będzie już zamieszkiwał danej nieruchomości, na inną osobę. Może to być np. nowy partner kredytobiorcy pozostającego w nieruchomości czy chociażby rodzic takiej osoby. Ale uwaga, bo i tu bank musi wyrazić zgodę na tę zamianę
- przeniesienie obowiązku spłacania rat kredytu na jednego ze współkredytobiorców przy jednoczesnym ustaleniu roszczenia regresowego.
Decyzję o tym, która opcja będzie najlepsza w konkretnym przypadku, zawsze warto podejmować w porozumieniu z prawnikiem, specjalistą od rozwodów i mediacji.
PODSUMOWANIE:
Kredyt hipoteczny to zobowiązanie długoterminowe, spłacane nierzadko przez 20, a nawet 30 lat. W tak długim przedziale czasu może się zdarzyć bardzo wiele, a łączące kredytobiorców uczucie może po prostu nie przetrwać próby czasu. Niezależnie od tego, czy rozwód dotyczy frankowiczów, czy kredytobiorców złotowych, zamknięcie formalności związanych ze wspólnie zaciągniętym kredytem wcale nie jest proste.
Na szczęście polskie prawo przewiduje szereg rozwiązań na wypadek różnych, często bardzo skomplikowanych relacji występujących między rozwodzącymi się współkredytobiorcami. Także wtedy, gdy tylko jeden z nich chce, by kredyt pozostał w obrocie prawnym, a drugi utrzymuje, że umowa zawarta z bankiem jest po prostu nieważna.
Dodaj Opinie