Wiadomości Wyróżnione

Rekordowe zyski, ciche ugody i tysiące pozwów – tak banki walczą z Frankowiczami w 2025 roku

Pierwszy kwartał 2025 roku był dla polskich banków okresem pozornych triumfów i cichego niepokoju. Z jednej strony sektor pochwalił się rekordowymi zyskami – PKO BP zarobił w kwartał blisko 2,5 mld zł, BNP Paribas osiągnął najwyższy w historii kwartalny zysk 741 mln zł, a inni gracze również notowali świetne wyniki. Z drugiej strony nad tymi rezultatami unosi się widmo nierozwiązanych sporów z frankowiczami. „Ta smętna historia frankowa będzie nam jeszcze towarzyszyć” – przyznał szczerze prezes BNP Paribas, Przemek Gdański. Mimo że bankowcy odtrąbili wyhamowanie fali nowych pozwów i rosnącą liczbę ugód, dziesiątki tysięcy rodzin wciąż czekają na sprawiedliwość w sądach. Raporty bankowe za I kwartał 2025 r. ujawniają ten paradoks: sektor bankowy korzysta z wysokich stóp procentowych i rosnących dochodów, lecz równocześnie płaci słony rachunek za dawne grzechy w postaci kredytów we frankach. Czy to początek końca wieloletniej wojny banków z frankowiczami, czy tylko cisza przed kolejną burzą? Przyjrzyjmy się danym – liczby i ukryte między wierszami wskazówki nie kłamią.

Ugody przyspieszają, pozwy hamują?

Po latach wzrostu liczby spraw frankowych w sądach pojawiły się pierwsze sygnały odwrócenia trendu. Według danych Związku Banków Polskich na koniec marca 2025 r. toczyło się ok. 166 tys. spraw frankowych, podczas gdy pod koniec 2024 r. było ich ok. 169 tys. – po raz pierwszy od dawna odnotowano spadek.

W siedmiu największych bankach giełdowych liczba aktywnych procesów zmniejszyła się w I kwartale łącznie o 4,6 tys. spraw (z ~114,6 tys. do ~110 tys.). Nawet mBank, dotąd wręcz oblężony przez frankowiczów, odetchnął – liczba toczących się przeciw niemu spraw spadła z ok. 16 tys. na koniec 2024 r. do 12,8 tys. trzy miesiące później. Wygląda na to, że fala pozwów zaczyna opadać, choć wciąż mówimy o ogromnej skali konfliktu.

Równolegle rośnie odsetek kredytobiorców wybierających polubowne załatwienie sporu. Pod koniec 2024 r. banki miały na koncie w sumie ok. 130 tysięcy ugód z frankowiczami – to imponująca liczba, o 42% większa niż rok wcześniej. Jednak w tym samym 2024 roku nowych pozwów przybyło 82,7 tys., ponad dwa razy więcej niż zawartych ugód (37 tys.). Innymi słowy, jeszcze w zeszłym roku droga sądowa nadal wygrywała z ofertą ugodową banków.

Na początku 2025 r. widać jednak zmianę dynamiki: niektóre banki podwoiły tempo zawierania ugód, a liczba świeżo składanych pozwów wyraźnie spadła. Czy to trwały zwrot, czy tylko chwilowa ulga – przekonamy się w kolejnych kwartałach. Poniżej analiza sytuacji w poszczególnych bankach z największym „frankowym” bagażem: kto radzi sobie najlepiej z rozbrajaniem tego problemu, a kto wciąż grzęźnie?

Strategie banków: kto ugodowy, kto zwleka?

  • PKO BP: Największy bank w Polsce ma też największy portfel kredytów CHF i najbardziej rozbudowany program ugód. Do końca marca 2025 r. PKO BP zawarł łącznie 50 238 ugód z frankowiczami – jako pierwszy w sektorze przekroczył próg 50 tys. porozumień. W samym I kwartale przybyło ok. 2,4 tys. nowych ugód, choć tempo to zaczyna już hamować. Bank wciąż kieruje ofertę głównie do klientów z aktywnymi kredytami, podczas gdy spłaconym frankowiczom nie proponuje oficjalnie ugód (chyba że w momencie kiedy zdecydują się złożyć pozew). Pomimo dużej skali ugód PKO pozostaje pozwanym w około 35 tysiącach spraw – na koniec I kwartału miał 35 387 aktywnych procesów frankowych. To wciąż ogromna liczba, pokazująca że wielu klientów nie uznało warunków ugody za wystarczająco atrakcyjne. Bank konsekwentnie zwiększał też rezerwy – tylko w I kwartale 2025 dorzucił ok. 973 mln zł na ryzyko prawne hipotek frankowych. W efekcie rekordowy zysk za ten okres (2,47 mld zł) mógłby być znacznie wyższy, gdyby nie koszty sporów z frankowiczami. PKO BP deklaruje jednak ambitnie, że zamknie temat franków w ciągu najbliższych dwóch lat – licząc zapewne, że przyspieszając ugody i wygaszając spory uda się do 2027 r. zdjąć ten balast z barków banku.
  • Bank Millennium: Instytucja z drugim co do wielkości „frankowym” portfelem od lat stawia na ugody. Już w 2022 r. Millennium deklarowało cel ~1000 ugód kwartalnie i obecnie rzeczywiście podpisuje ok. 1–1,2 tys. ugód na kwartał. Łącznie na koniec 2024 r. bank miał ~25,8 tys. ugód – to około 40% jego aktywnych kredytów frankowych. Mimo to w sądach przeciw Millennium toczy się wciąż kilkanaście tysięcy spraw. Bank utworzył też jedne z największych rezerw – od 2020 r. łącznie ponad 3 mld zł na ryzyko prawne tych kredytów. Strategia Millennium opiera się na ugodach zgodnych z propozycją KNF (przewalutowanie kredytu po kursie z dnia zaciągnięcia i traktowanie go jak złotowy). To dość standardowe warunki, przez co wielu klientów i tak woli pozwać bank niż przystać na przeciętną – w ich ocenie – ofertę. Efekt? Millennium rozwiązało polubownie problem dla znaczącej części portfela i dzięki temu ograniczyło tempo tworzenia rezerw, ale wciąż tysiące frankowiczów wybierają drogę sądową zamiast ugody.
  • mBank: Trzeci pod względem liczby kredytów CHF gracz długo uchodził za twardo broniącego się w sądach – ale I kwartał 2025 przyniósł tu zwrot akcji. mBank raportuje 26 079 zawartych ugód do marca 2025 r., wobec 22 902 na koniec 2024 r.. To oznacza, że w I kwartale podpisał ok. 3,2 tys. nowych ugód, co jest dużym przyspieszeniem względem poprzednich okresów. Jednocześnie liczba aktywnych spraw sądowych przeciw bankowi spadła z 15 996 do 12 791 – w ciągu kwartału ubyło ponad 3 tys. spraw. Zarząd mBanku otwarcie przyznaje, że „saga frankowa powoli się kończy” i prognozuje, iż 2025 będzie ostatnim rokiem z istotnymi obciążeniami z tego tytułu. Skąd tak radykalna zmiana? Bank zaczął kapitulować w sporach – zamiast składać apelacje od niekorzystnych wyroków, coraz częściej proponuje ugody nawet po pierwszej instancji (prawnicy donoszą, że znacząco lepsze niż przed procesem lub zaraz po złożeniu pozwu). Klienci, którzy wygrali z mBankiem w sądzie I instancji, dostają ofertę polubownego zakończenia sporu, aby nie czekać latami na prawomocny wyrok – bank woli „kupić spokój” i uniknąć dalszych kosztów. Ponadto mBank twierdzi, że do końca 2023 r. 100% aktywnych frankowiczów otrzymało od niego propozycję ugody. Dla osób, które już spłaciły swoje kredyty, bank… nie ma odrębnej oferty – ich roszczenia rozpatruje dopiero, gdy wejdą na drogę sądową. Mimo szerokiego otwarcia na ugody (3,2 tys. w kwartale to jednak nadal niewiele wobec ponad 12 tys. pozwów) wielu klientów wciąż czeka na jeszcze lepsze warunki.
  • Santander Bank Polska: Choć pod względem liczby frankowiczów Santander był dotąd nieco w cieniu liderów, to od niedawna wysunął się na niechlubne podium pod względem liczby spraw sądowych. Na koniec I kwartału 2025 r. przeciw Santanderowi toczyło się 21,5 tys. pozwów dotyczących kredytów CHF – bank ten wyprzedził pod tym względem mBank i zmniejszył dystans do Millennium. Paradoksalnie, masowe spory nie są dla Santandera tak dużym problemem finansowym jak rok czy dwa lata temu, ale to głównie zasługa potężnych rezerw już utworzonych wcześniej. W samym 2024 r. koszty ryzyka prawnego franków wyniosły w grupie Santander ok. 3,1 mld zł, o prawie 20% więcej niż rok wcześniej. Dzięki temu bank chwalił się, że już po III kwartale 2024 miał powyżej 100% pokrycia rezerwami wartości swojego aktywnego portfela frankowego. Jeśli chodzi o ugody – Santander proponuje porozumienia zarówno klientom już procesującym się, jak i tym, którzy jeszcze nie pozwali banku. Jednak ich opłacalność i co za tym idzie skuteczność jest umiarkowana: do końca marca 2025 r. Santander zawarł 13 573 ugody łącznie, z czego tylko 531 w I kwartale 2025. Dla porównania, nowych pozwów w trzy miesiące przybyło podobna liczba – bank niemal utrzymał „stan posiadania” sporów (na koniec 2024 r. miał 21 537 spraw, na koniec marca 2025: 21 519). Widać więc, że klienci Santandera wciąż wolą iść do sądu niż przystawać na jego ugody – zapewne dlatego, iż warunki porozumień nie dorównują korzyściom z wygranej w sądzie (o czym dalej). Zresztą statystyki mówią wszystko: w I kw. 2025 Santander przegrał prawomocnie 99 na 100 spraw (1100 przegranych na 1110 wyroków), co jest najlepszą motywacją dla kolejnych kredytobiorców do składania pozwów.
  • Pekao SA: Ten bank miał relatywnie nieduży portfel frankowy, ale w ostatnich miesiącach przyciągnął uwagę niekonwencjonalnym podejściem. Nowy prezes, Cezary Stypułkowski, postawił na ugody bardziej hojnie traktujące klientów niż standard KNF. Jesienią 2023 r. Pekao wdrożyło program „Bezpieczna Ugoda 2%”, oferując przewalutowanie kredytu na złote na warunkach, jakby od początku oprocentowany był stałą stawką 2% rocznie. W praktyce bank sumuje kapitał i odsetki 2% należne za każdy rok od początku kredytu, po czym odejmuje wszystko, co klient już zapłacił – jeżeli wychodzi nadpłata, zwraca różnicę, jeśli niedopłata – klient spłaca pozostałe saldo, przy czym przez pierwsze 5 lat oprocentowanie wynosi tylko 2%. To nietypowo korzystna oferta z perspektywy frankowiczów – faktycznie część klientów odzyskuje pieniądze, a nie tylko przewalutowuje dług. Nic dziwnego, że Pekao udało się polubownie rozwiązać większość swoich umów frankowych, mimo że dla banku oznacza to dodatkowe koszty. Pekao chwali się też solidną tarczą finansową – zabezpieczyło rezerwami nawet 114–120% wartości swojego portfela frankowego (stan na marzec 2024 – marzec 2025). Żaden inny duży bank nie poszedł tak daleko w rozbrajaniu problemu, co sprawia, że temat franków w Pekao jest już w dużej mierze zamknięty.
  • BOŚ Bank: Stosunkowo niewielki gracz (portfel frankowy rzędu kilku tys. umów) pokazał w 2025 r., że i mały bank może dać duży przykład. W całym 2024 r. BOŚ zawarł 414 ugód z frankowiczami, a w samym I kwartale 2025 aż 196 ugód – niemal dwa razy więcej niż w poprzednim kwartale. To skutek zmiany strategii: bank zaoferował lepsze warunki porozumień (bazujące na rekomendacji KNF, lecz z ulgami) i zmotywował pracowników premiami za ugody. Rezultat to lawinowy wzrost zainteresowania klientów polubownym rozwiązaniem sporu. Jednocześnie ubywa nowych pozwów przeciw BOŚ, a część istniejących spraw jest szybko finalizowana bez apelacji. BOŚ sygnalizuje wręcz kapitulację w sądach – w wielu przypadkach rezygnuje z apelacji od wyroków I instancji, godząc się na natychmiastowe prawomocne unieważnienie umowy. To duża zmiana wobec wcześniejszej taktyki „walki do upadłego”. Na koniec marca 2025 bank figurował jako pozwany w ok. 2236 sprawach (łączna wartość roszczeń ~914 mln zł) – jak na sektor to niewiele, a dzięki intensyfikacji ugód ta liczba powinna dalej szybko spadać. Ciekawostką jest sytuacja finansowa: BOŚ wcześniej agresywnie tworzył rezerwy (na koniec 2024 miał ~762 mln zł takich rezerw), ale w I kw. 2025 zmniejszył ich poziom do 722 mln zł – po raz pierwszy zaczął więcej wypłacać klientom niż odkładać na przyszłe ryzyko. Innymi słowy, BOŚ zaczął konsumować poduszkę finansową na franki, by realnie rozwiązywać problem, a nie tylko księgować jego koszt.
  • Alior Bank: Alior powstał dopiero w 2008 r., więc boom na kredyty frankowe niemal go ominął – nie udzielał masowo takich pożyczek. Niemniej, poprzez przejęcia (np. części działalności Banku BPH) pewna pula kredytów CHF trafiła i tu. Skala jest jednak mała: bank ujawnił, że w I kwartale 2025 zawiązał zaledwie 15,9 mln zł rezerwy na ryzyko prawne kredytów hipotecznych w walutach obcych. To kropla w morzu miliardowych odpisów innych instytucji. Alior nie prowadzi osobnego programu ugód frankowych – jeśli jacyś klienci mają u niego dawne kredyty we CHF, ich ewentualne spory są rozpatrywane indywidualnie. W praktyce więc Alior nie odczuwa problemu frankowego w takim stopniu jak konkurenci – a dla frankowiczów nie jest ani wrogiem, ani szczególnym sojusznikiem, bo ma marginalny udział w tym segmencie.
  • BNP Paribas: Ten bank (dawny BGŻ, wzmocniony przejęciem części Raiffeisen Polbank) może mówić o dwóch twarzach swojej sytuacji. Z jednej – I kwartał 2025 przyniósł mu najwyższy w historii zysk netto (741 mln zł), osiągnięty m.in. dzięki niższym rezerwom na franki. Z drugiej strony, frankowicze wciąż są dla BNP drzazgą, której nie da się łatwo pozbyć. Bank chwali się sukcesami: w I kw. 2025 odnotował dalszy spadek napływu pozwów – tylko 417 nowych spraw, podczas gdy w poprzednim kwartale było ich 531, a rok wcześniej aż 839. W całym 2024 r. liczba nowych pozwów (2716) była o ~11% niższa niż w rekordowym 2023, co zarząd przedstawia jako sygnał, że „najgorsze za nami”. Równolegle BNP Paribas kontynuuje program ugód – do końca 2024 r. zawarł 5 550 ugód, a w I kwartale 2025 doszło kolejnych 445 porozumień, podnosząc łączną liczbę do 5 995 ugód. Widać tu postęp, choć warto zauważyć, że tempo ugód wciąż ustępuje skali napływu pozwów – np. w 2024 r. bank zawarł 1 983 ugody, a otrzymał 2 716 nowych pozwów. Łącznie od startu programu udało się polubownie zamknąć niespełna 6 tys. spraw, co nadal stanowi mniejszość wszystkich kredytów frankowych obsługiwanych niegdyś przez bank. BNP Paribas przyznaje, że klienci wciąż częściej wybierają sąd niż ugodę, czemu trudno się dziwić – jego oferta ugodowa oparta jest (jak większości banków) na schemacie KNF: przewalutowanie kredytu na złotówki ze stawką WIBOR + marża. To oznacza, że po ugodzie klient płaciłby od początku pełne odsetki jak dla kredytu złotowego, czyli ponosi koszt wysokich stóp ostatnich lat. Bank sam zauważa, że propozycja dalszej spłaty wysoko oprocentowanego kredytu nie wydaje się wielu frankowiczom atrakcyjna. Nic dziwnego, że do końca 2023 r. tylko około 1/3 ofert ugodowych BNP była przyjmowana – z ponad 12,8 tys. propozycji zaakceptowano 4 237. W 2024 r. odsetek akceptacji wprawdzie wzrósł (do ~45%), ale nadal niemal co drugi klient odrzuca ugodę, licząc na więcej w sądzie. Pozytywem dla banku jest to, że przez ostatnie lata zbudował on pokaźną poduszkę finansową na ryzyko frankowe – już na koniec 2024 r. łączne rezerwy pokrywały ok. 120% wartości jego aktywnego portfela CHF. Dzięki temu w I kw. 2025 BNP mógł pozwolić sobie na niewielkie nowe odpisy (zawiązał tylko 65 mln zł rezerw na sprawy frankowe, podczas gdy analitycy oczekiwali ~82 mln zł). Dla porównania, w poprzednim kwartale miał aż 308 mln zł kosztów z tego tytułu, a w całym 2024 r. – około 0,8 mld zł (wobec niemal 2 mld zł w 2023). Widać więc wyraźnie, jak zmniejszenie obciążeń frankowych podbiło wyniki banku. Prezes Gdański podkreśla jednak, że tak niski koszt ryzyka prawnego to efekt spowolnienia napływu pozwów oraz braku „niespodzianek” prawnych w ostatnim czasie. Jednocześnie zastrzega, iż nie ma gwarancji, że ten trend się utrzyma – bank stoi na stanowisku, że „wiele niepewności” (choćby planowana ustawa frankowa czy nieprzewidziane ruchy klientów) może jeszcze negatywnie wpłynąć na sytuację. Innymi słowy, BNP Paribas nauczył się żyć z problemem frankowym, ale nie udaje, że już go rozwiązał – otwarcie komunikuje inwestorom, że rozwiązanie sagi nadal wydaje się odległe.

Co mówią (i przemilczają) bankowe raporty?

Lektura raportów kwartalnych ujawnia pewien rozdźwięk między oficjalnym przekazem a tym, co można wyczytać między wierszami. Zarządy banków oczywiście podkreślają pozytywy: spadek liczby nowych pozwów, rosnącą liczbę ugód, „relatywnie niskie” koszty ryzyka prawnego w ostatnim kwartale. W komunikatach dla inwestorów BNP Paribas wprost zaznaczył, że niższe rezerwy frankowe były jednym z czynników rekordowego zysku, a PKO BP chwali się solidnym wynikiem pomimo dodatkowego 1 mld zł odpisów. Jednak prawdziwy obraz sytuacji wyłania się dopiero po zagłębieniu w szczegóły:

  • Tysiące nierozwiązanych spraw: Nawet jeśli tempo nowych pozwów hamuje, banki wciąż mają na karku łącznie ponad 160 tysięcy toczących się procesów frankowych. Każda z tych spraw to potencjalnie kolejna przegrana i wyrok unieważniający umowę. Statystyki orzeczeń są dla banków druzgocące – frankowicze wygrywają ponad 97% spraw, co oznacza, że niemal każdy nieugodzony kredyt może prędzej czy później zamienić się dla banku w konieczność oddania klientowi pieniędzy (kapitału, odsetek, kosztów sądowych). No i właśnie odsetki mogą być dodatkowym problemem ponieważ im dłużej trwa sprawa, tym więcej odsetek banki muszą oddać. Banki niechętnie mówią o tym wprost, ale praktycznie nie mają szans w sądach – co np. Santander mimowolnie przyznał, raportując 99% przegranych w I kwartale. Ta rzeczywistość dopinguje kolejnych klientów do pozwów i tłumaczy, czemu w oczach wielu z nich ugody oferowane przez banki są nieatrakcyjne.
  • Setki milionów wypłacane po cichu: Choć w I kw. 2025 część banków mogła ograniczyć nowe rezerwy, to rzeczywiste koszty i tak są ponoszone – tyle że pokrywane z już utworzonych odpisów. BNP Paribas ujawnił, że tylko w pierwszym kwartale wypłacił frankowiczom 214 mln zł: ok. 122 mln zł tytułem prawomocnych wyroków i 92 mln zł w ramach ugód. W poprzednim kwartale skala była podobna (77 mln + 122 mln). Dla wyniku finansowego efekt jest ten sam, jakby bank poniósł dodatkowy koszt – gotówka odpływa z kasy do klientów. Inne banki nie zawsze podają takie liczby, lecz można je oszacować: skoro PKO BP zawarł w I kw. ~2,4 tys. ugód i przegrał zapewne kilka tysięcy spraw, również musiał wypłacić setki milionów złotych swoim kredytobiorcom (choć dzięki wcześniejszym rezerwom nie obniżyło to raportowanego zysku). Banki nie eksponują tych kwot w komunikatach prasowych, woląc skupiać się na zyskach i rezerwach, ale inwestorzy powinni mieć świadomość, że frankowy problem wciąż realnie zjada znaczącą część wypracowanych przychodów.
  • Pełne pokrycie rezerwami ≠ koniec ryzyka: Kilka banków (BNP Paribas, Santander, Pekao) chwali się, że odłożyło już rezerwy równe lub większe niż wartość ich portfela frankowego. To faktycznie świadczy o konserwatywnym podejściu i zabezpieczeniu finansowym na wypadek najgorszego scenariusza (unieważnienia wszystkich umów). Ale odłożone rezerwy to jedno, a rzeczywiste straty to drugie. Dopóki ugoda nie zostanie zawarta lub wyrok się nie uprawomocni i nie zostanie wykonany, bank księguje sobie rezerwę – która może kiedyś zostać rozwiązana, jeśli cudownie wygra w sądzie. Gdy jednak przychodzi do wypłaty klientowi pieniędzy, rezerwa zamienia się w koszt i znika z kapitałów banku. Krótkoterminowo bank może więc raportować duży zysk netto (bo nie zwiększa rezerw), ale każda ugoda czy przegrana sprawa uszczupla jego przyszłe zyski. Odsetki, które rosną z dnia na dzień ma rzecz frankowiczów też stanowią ogromny problem. Innymi słowy, sektor bankowy cieszy się dziś świetnymi wynikami m.in. dlatego, że przestał eskalować odpisy na franki – ale przed nim wciąż lata konsumowania tych odłożonych miliardów w postaci wypłat na rzecz frankowiczów.
  • Zmiana narracji i taktyki: Jeszcze parę lat temu banki otwarcie straszyły pozwanych klientów wieloletnimi procesami i same apelowały od każdego niekorzystnego wyroku. Dziś ton komunikatów jest inny – ostrożny optymizm przeplatany realizmem. Przykładowo BNP Paribas w swoim raporcie docenia spadek nowych pozwów, ale zarazem zastrzega istnienie wielu niewiadomych i nie obiecuje rychłego finału sprawy. Prezes PKO BP deklaruje gotowość szybkiego zamykania sporów, lecz to frankowicze pozostają w uprzywilejowanej pozycji – i oni zdecydują, czy warunki banku przyjąć, czy jednak iść po więcej do sądu. Banki między wierszami przyznają się do porażki strategii zwlekania: skoro nawet BOŚ czy mBank zrezygnowały z apelacji i wolą ugody, to znaczy, że świadomość niemal pewnej przegranej w sądzie stała się powszechna. Tę kapitulację widać we wskaźnikach: odsetek wygranych klientów przekracza 97%, a tempo podpisywania ugód rośnie mimo ich ułomności. To, co przemilczają raporty, to fakt, że frankowicze przejęli inicjatywę – mając po swojej stronie prawo (wyroki TSUE, uchwały SN) i statystyki, dyktują bankom warunki gry. Banki próbują zachować twarz, mówiąc o „polubownym rozwiązywaniu sporów”, ale prawda jest taka, że bez nacisku wielu ugód by nie było. Dopiero perspektywa jeszcze gorszych konsekwencji  zmusza sektor do uległości. Ten przekaz nie wybrzmiewa wprost w komunikatach giełdowych – tam kładzie się nacisk na „dbałość o klientów” i „rozwiązanie problemu” – ale nietrudno odczytać, co tak naprawdę skłoniło banki do zmiany podejścia.

Ile lat potrwa jeszcze problem frankowy?

Patrząc na najnowsze dane, można odnieść wrażenie, że finisz jest blisko.

mBank prognozuje, że już w tym roku wyczyści sprawy frankowe na tyle, że 2025 będzie ostatnim z istotnymi obciążeniami finansowymi. PKO BP publicznie zapowiada rozliczenie się z frankowiczami w ciągu 2 lat, co brzmiałoby jak rychły koniec epoki. Czy jednak jest to realne? Eksperci są ostrożni.

Prezes BNP Paribas studzi optymizm, wskazując że rozwiązanie frankowego sporu wciąż jest odległe i obarczone niepewnościami. Faktycznie, choć widać trend spadkowy nowych pozwów, to w sądach nadal utyka ponad 166 tysięcy spraw – ich rozstrzygnięcie (nawet bez apelacji) zajmie lata, biorąc pod uwagę obłożenie sądów. Ponadto na placu boju pozostaje specyficzna grupa klientów: posiadacze spłaconych kredytów.

Przypomnijmy, że z ~700–750 tys. udzielonych w Polsce kredytów frankowych aż ~400 tys. zostało już spłaconych. Ci klienci nie mają już długu, ale mają prawo dochodzić swoich roszczeń – i wielu z nich to robi lub rozważa (zwłaszcza że przedawnienie roszczeń w takich sprawach liczono dopiero od momentu, gdy mogli dowiedzieć się o abuzywności zapisów umowy).

Banki niechętnie widzą tę grupę – nie oferują ugód spłaconym kredytobiorcom (PKO, Millennium, mBank i Santander kierują ofertę tylko do tych, którzy jeszcze spłacają kredyt). To oznacza, że każdy były frankowicz, który spłacił już kredyt, jeśli chce odzyskać nadpłacone pieniądze, musi pójść do sądu. A ponieważ nic już nie ryzykuje (nie grozi mu np. utrata nieruchomości, bo kredytu nie ma), coraz więcej spłaconych frankowiczów pozywa banki – często czekając tylko na osobisty impuls. Ta „druga fala” pozwów od klientów, którzy dawno temu pożegnali się z kredytem, może jeszcze zajść bankom za skórę. W 2024 r. obserwowaliśmy co prawda pierwsze oznaki nasycenia – ogólna liczba nowych spraw minimalnie spadła – ale nadal wpływało ok. 80 tys. pozwów rocznie w skali kraju. Dopiero gdy ta liczba zacznie wyraźnie maleć rok do roku, będzie można mówić o wygaszaniu konfliktu.

Realnie rzecz biorąc, problem frankowy może ciążyć bankom jeszcze przez kilka lat.

Optymiści zakładają, że szczyt mamy za sobą, rezerwy zabezpieczono, a w 2025-26 nastąpi lawinowy spadek pozwów dzięki ugodom i kolejnym wyrokom na korzyść klientów. W takim scenariuszu najbardziej zapobiegliwe banki – jak BNP Paribas czy Pekao – faktycznie wyjdą z frankowej pułapki około 2026 r., a reszta dogoni je do 2027–2028.

Jedno jest pewne: banki muszą dokończyć to, co same zapoczątkowały dwie dekady temu, sprzedając ryzykowne produkty walutowe. Dziś, uzbrojeni w korzystne orzecznictwo, frankowicze konsekwentnie egzekwują swoje prawa.

Sektor bankowy stopniowo rozbraja tę bombę – ugodami, rezerwami i zmianą podejścia – ale ostatni lont wciąż się tli. Rozstrzygnięcie sagi frankowej nastąpi dopiero wtedy, gdy ostatni kredytobiorca albo zawrze sprawiedliwą ugodę, albo uzyska prawomocny wyrok.

Raporty za I kwartał 2025 r. dają nadzieję, że najgorsze może być za nami, ale też przypominają, że to jeszcze nie koniec tej opowieści. Być może za kilka lat franki staną się dla banków tylko historyczną przestrogą – póki co jednak wciąż piszą one dalszy ciąg tej kosztownej lekcji pokory.

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 5]