O tym, że pozwać bank za swój kredyt mogą frankowicze, mówi się od dawna. Jednak nie każdy zdaje sobie sprawę, że z zamiarem złożenia pozwu przeciwko kredytodawcy nosi się coraz większa grupa klientów, którzy swoje zobowiązanie zaciągnęli w złotówkach. Na jakiej podstawie można pozwać bank, będąc tzw. złotówkowiczem? Jakie potencjalne korzyści mogłyby wynikać z tego kroku? Dlaczego w ogóle pełnomocnicy prawni złotówkowiczów są zdania, że kredyty złotowe mogą kwalifikować się do unieważnienia w całości i jakie konsekwencje mogłoby pociągnąć za sobą wyeliminowanie takiej umowy z obiegu?
Czy kredyty złotowe i wskaźnik WIBOR można podważyć w sądzie?
Mogłoby się wydawać, że konstrukcja umowy złotowego kredytu hipotecznego jest nie do podważenia. Tego rodzaju zobowiązanie posiadają miliony Polaków, a jak dotąd nie było głośno o zbiorowych czy indywidualnych pozwach przeciwko sektorowi bankowemu. Pierwsze głosy mówiące, że kredyty złotowe są nieuczciwe, pojawiły się dopiero w tym roku. W lutym do Sądu Okręgowego w Warszawie złożono pierwszy pozew dotyczący sposobu ustalania i wysokości stawki WIBOR. Początkowo zarówno przedstawiciele sektora bankowego, jak i administrator wskaźnika, GPW Benchmark, twierdzili zgodnie, że stawka WIBOR jest nie do podważenia.
Już w kwietniu jednak premier zapowiedział likwidację stawki WIBOR i zastąpienie jej nowym, „sprawiedliwszym” wskaźnikiem, który ma zacząć obowiązywać już od początku przyszłego roku. Tempo prac jest więc zastanawiające, biorąc pod uwagę rzekomą przejrzystość procedury ustalania bieżącej stawki, która wraz z marżą banku składa się na oprocentowanie kredytów złotowych.
Co w takim razie jest nie tak z WIBOR-em, że władzom tak śpieszno do zmiany wskaźnika? Przyczyny należy szukać w samym sposobie ustalania stawki. W teorii wartość wskaźnika referencyjnego jest ustalana na podstawie kaskady danych. W praktyce jednak głównym kryterium mającym wpływ na jej wartość są transakcje zachodzące na rynku międzybankowym, a konkretnie oprocentowanie pożyczek, których banki udzielają sobie nawzajem. Problem polega jedynie na tym, że od upadłości Lehman Brothers w 2008 roku banki stosują wobec siebie zasadę ograniczonego zaufania i niechętnie pożyczają sobie pieniądze. Nie muszą zresztą tego robić, ponieważ środki na finansowanie akcji kredytowej czerpią skądinąd – przede wszystkim z transakcji zawieranych z klientami detalicznymi oraz emisji papierów dłużnych.
Zobacz: Jak obniżyć raty kredytu w złotówkach PLN – WZÓR WNIOSKU O WYDANIE ZAŚWIADCZENIA i dokumentów z BANKU
Efektem tego jest niewielka liczba transakcji na rynku międzybankowym, w wielu przypadkach niewystarczająca do tego, by w miarodajny sposób określić na ich podstawie stawkę referencyjną dla kredytów hipotecznych. Wg art. 11 rozporządzenia BMR, dane wejściowe używane do obliczenia stawki referencyjnej powinny być oparte na rzeczywistych transakcjach.
A co, gdy te transakcje nie mają miejsca? Wówczas dopuszczalne jest oparcie się na danych szacunkowych, czyli na hipotetycznych ofertach, jakie mogłyby składać sobie wzajemnie banki, gdyby były zainteresowane pożyczeniem pieniędzy. Rozporządzenie dopuszcza taką możliwość, ale jedynie w drodze wyjątku – dane szacunkowe nie mogą być główną podstawą do ustalania stawki referencyjnej. Gdy rzeczywiste dane z rynku nie umożliwiają miarodajnego obliczenia wskaźnika, należy zmienić sposób jego ustalania. Z tym będziemy mieli do czynienia od 1 stycznia 2023 roku.
Podwójna marża i niedopełnienie obowiązku informacyjnego, czyli dlaczego kredytobiorcy chcą pozywać banki
Kontrowersje wokół niedostatecznej liczby rzeczywistych transakcji na rynku międzybankowym to niejedyny powód, dla którego stawka WIBOR budzi coraz więcej emocji. Istotną kwestią jest też sama marża oprocentowania kredytów hipotecznych. Wróćmy na chwilę do ustalania stawki WIBOR. Jak zostało już wspomniane, teoretycznie jej wartość powinna być określana przez koszt, jaki ponosi bank, chcąc pożyczyć pieniądze od drugiego banku.
Oczywiste jest, że bank, który udziela pożyczki, chce na niej zarobić, czyli nakłada marżę, która jest uwzględniana w stawce WIBOR. Następnie tak ustalona stawka staje się częścią składową oprocentowania kredytu, stanowiąc duet z… marżą banku! Kredytobiorca, spłacając swój kredyt hipoteczny, uiszcza raty kapitałowo-odsetkowe ustalone w oparciu o oprocentowanie, w którym zaszyta jest podwójna marża.
Ciekawe: Unieważnienie kredytu w złotówkach PKO BP jest możliwe. Są już takie prawomocne wyroki
A to dopiero początek atrakcji. Warto się bowiem zastanowić, czy bank, proponując konsumentowi umowę opartą o zmienne oprocentowanie, wywiązał się z obowiązku informacyjnego. Bank musi upewnić się, że kredytobiorca zdaje sobie sprawę, jakie ryzyko wiąże się ze zobowiązaniem opartym o zmienną stopę procentową.
Oczywiście, każda tego typu instytucja w konstruowanych umowach zawiera informację o tym, że oprocentowanie jest zmienne i że ryzyko z tym związane w całości ponosi klient. To jednak trochę zbyt mało, by upewnić się, że konsument w istocie rozumie, że w przypadku podwyżki stopy referencyjnej o zaledwie kilka procent jego rata kredytowa wzrośnie o ponad 100 proc.
Kredytobiorcy złotowi mają więc całkiem solidne podstawy, by kwestionować swoje zobowiązania przed sądem. Załóżmy, że sądy, nauczone już doświadczeniem nabytym przy sprawach frankowych, zaczną przyznawać złotówkowiczom rację. Jakich wyroków należy się wówczas spodziewać? Możliwości jest kilka, oto one:
- uznanie umowy za nieważną – w takiej sytuacji umowa kredytowa traktowana jest tak, jak gdyby strony nigdy jej nie zawarły. Oznacza to, że kredytobiorca i bank zobligowani są do oddania sobie wzajemnie spełnionych świadczeń
- wyeliminowanie z umowy abuzywnych zapisów – jeżeli sąd uzna, że WIBOR jest nieuczciwym warunkiem umownym, może usunąć go z umowy. Konsekwencją byłoby oprocentowanie kredytu samą marżą banku
- ustalenie stałej wartości WIBOR w oparciu o wysokość wskaźnika w dniu zawarcia umowy – na takim rozwiązaniu najbardziej skorzystałyby osoby, które zawarły swoje umowy w latach 2020 i 2021, gdy oprocentowanie kredytów złotowych było rekordowo niskie. Taki wyrok pociągnąłby oczywiście za sobą konieczność ponownego przeliczenia zobowiązania kredytobiorcy, efektem czego nadpłacone środki zostałyby zaliczone na poczet spłaconego kapitału.
Perspektywa unieważnienia umowy kredytu złotowego brzmi dziś nierealnie, ale trzeba mieć na uwadze, że jeszcze kilka lat temu podobnie mówiło się o zobowiązaniach kredytobiorców frankowych. Dziś na 100 umów frankowych aż 92 udaje się unieważnić w sądach. Czy tak będzie również z kredytami złotowymi? Trudno powiedzieć, ale z pewnością warto obserwować rozwój wypadków i orzeczenia, jakie zapadną w pierwszych postępowaniach tego typu.
Dodaj Opinie