Wiadomości Wyróżnione

PKO BP pokazał, ile zarabia w 2025. Co mówi nam nowy raport PKO BP o sytuacji banku i kredytach we frankach?

PKO BP – największy bank w Polsce – właśnie pochwalił się wynikami za I kwartał 2025 roku. Zyski szybują w okolice rekordów, a zarząd z dumą ogłasza 2,47 mld zł czystego zysku za zaledwie trzy miesiące. Rentowność kapitału (ROE) sięgnęła imponujących 18,6%, co oznacza, że bank zarabia dla akcjonariuszy więcej niż kiedykolwiek w ostatnich latach. Te liczby robią wrażenie – ale równie ważne jest to, co kryje się w tle: wielomiliardowe koszty trwających sporów z frankowiczami.

Nowy raport finansowy PKO BP ujawnia paradoks: rekordowy zysk netto 9,3 mld zł w 2024 roku został okraszony astronomiczną ceną w postaci prawie 5 mld zł rezerw na „frankowe” ryzyko prawne. Innymi słowy, gdyby nie koszt sporów i ustawowych „wakacji kredytowych”, wynik banku byłby aż o połowę wyższy. PKO BP płynie na fali wysokich stóp procentowych i rosnących dochodów odsetkowych, ale równocześnie stoi po szyję w bagnie pozwów i ugód frankowych. Czy najnowsze dane za I kwartał 2025 r. wskazują na poprawę sytuacji, czy tylko na chwilowy oddech przed kolejną burzą?

Solidne wyniki finansowe na tle 2024 roku

Pierwszy kwartał 2025 roku PKO BP zamknął z wynikiem, którego pozazdrościć może konkurencja. Zysk netto 2,469 mld zł oznacza wzrost o 21% względem analogicznego okresu poprzedniego roku (I kw. 2024: 2,044 mld zł). To rezultat nieco powyżej prognoz analityków, co rynek odebrał bardzo pozytywnie. Dla porównania, końcówka 2024 roku była równie mocna – w IV kwartale bank zarobił 2,446 mld zł (aż o 260% więcej rok do roku, kiedy to wyniki dołowały przez jednorazowe obciążenia). Mamy więc do czynienia z kontynuacją świetnej passy finansowej – kwartalny zysk jest nawet o włos wyższy niż w bardzo udanym IV kw. 2024. Poniższa tabela porównuje kluczowe wskaźniki finansowe między tymi dwoma kwartałami:

Wskaźnik (skonsolidowany) IV kw. 2024 I kw. 2025
Zysk netto 2,446 mln zł 2,469 mln zł
ROE (annualizowany) ~18% (szacunek) 18,6%
Koszt ryzyka prawnego CHF (kwartalny) 1,585 mln zł 973 mln zł
Liczba toczących się spraw frankowych ~36 tys. (koniec ’24) 35,387

Kolejne miliardy zysku i rosnąca rentowność – PKO BP korzysta na wysokich stopach procentowych i wzroście biznesu, jednak koszty prawne związane z kredytami CHF wciąż istotnie obciążają wyniki.

Jak widać, ROE wzrosło do poziomów niewidzianych od dawna (blisko 19% na początku 2025 r.), a wskaźnik kosztów do dochodów C/I spadł do zaledwie 33,3% – co świadczy o świetnej efektywności banku. PKO BP chwali się, że dochody z podstawowej działalności (odsetki i prowizje) urosły o ponad 11% rok do roku, napędzane m.in. utrzymującą się wysoką marżą odsetkową (4,95%, wyższą niż przed rokiem).

Krótko mówiąc – bank zarabia na kredytach jak nigdy dotąd.

Nie znaczy to jednak, że wszystkie problemy zniknęły pod dywanem rekordowych wyników. Wręcz przeciwnie – raport roczny za 2024 r. i dane z I kw. 2025 r. pokazują, jak dużym obciążeniem dla PKO BP pozostaje kwestia kredytów frankowych. Mimo krociowych zysków, w 2024 r. bank musiał przeznaczyć niemal 5 mld zł na rezerwy związane z ryzykiem prawnym hipotek walutowych. Była to kwota blisko dwukrotnie wyższa niż we wcześniejszych latach (wcześniej 2–3 mld zł rocznie).

Trend niestety nie odwrócił się na początku 2025 r. – w pierwszym kwartale PKO BP dorzucił kolejne ~973 mln zł do puli rezerw frankowych. To wprawdzie mniej niż w końcówce 2024 (gdy jednorazowo zawiązano aż 1,585 mld zł dodatkowych odpisów), ale wciąż jest to ogromne obciążenie dla bieżących wyników.

Bank tłumaczy, że ten wzrost rezerw wynika z aktualizacji modelu oceny ryzyka – musi przewidywać wyższe koszty programu ugód oraz rosnące koszty przegrywanych spraw sądowych, w tym odsetek ustawowych naliczanych klientom za wieloletnie procesy. Innymi słowy: coraz drożej kosztuje bank „sprzątanie” po frankach.

Frankowe pozwy: tysiące spraw i lawina rezerw

Pomimo intensywnej akcji ugodowej (o czym za chwilę), PKO BP wciąż tonie w dziesiątkach tysięcy pozwów frankowych. Według najnowszych danych z raportu kwartalnego, na koniec marca 2025 r. przeciwko bankowi toczyło się 35 387 postępowań sądowych dotyczących dawnych kredytów mieszkaniowych w CHF. Co znamienne, liczba ta zaczęła wreszcie spadać – jeszcze w III kwartale 2024 bank bronił się w około 36,5 tys. spraw, a pod koniec 2024 r. nadal było to ok. 36 tys. aktywnych pozwów.

Teraz obserwujemy niewielki, lecz znaczący spadek liczby sporów. Można to interpretować jako efekt dwóch zjawisk: po pierwsze, wielu niezdecydowanych frankowiczów podjęło już decyzję(poszło na ugodę lub do sądu w minionych dwóch latach), po drugie zaś – bank zaczął szybciej „ucinać” sprawy, nie przedłużając batalii apelacjami w oczywistych przypadkach.

Statystyki sądowe w skali całego rynku mówią zresztą same za siebie. W 2024 roku przybyło ~82,7 tys. nowych pozwów frankowych w Polsce, podczas gdy zawarto niecałe 37 tys. ugód. To pokazuje, że pomimo zachęt ze strony banków, droga sądowa wciąż była częściej wybierana przez frankowiczów niż polubowne porozumienie. Jednocześnie odsetek wygranych klientów w sądzie przekracza 97% – praktycznie każda sprawa kończy się unieważnieniem umowy kredytu i zwycięstwem frankowicza.

Taka niemal pewna perspektywa wygranej zachęca kredytobiorców do pozywania banków, a dla PKO BP i innych instytucji oznacza konieczność dalszego zwiększania rezerw na pokrycie potencjalnych przegranych. Bank przegrywa seryjnie w II instancji, a ostatnio coraz częściej ponosi porażki już na I instancji – bo nie składa apelacji od wyroków.

Ugody zamiast wojen: czy bank dogaduje się z frankowiczami?

PKO BP od trzech lat intensywnie promuje ugody z frankowiczami jako lepszą alternatywę dla wieloletnich procesów. Trzeba przyznać, że w liczbach wygląda to imponująco. Do 31 marca 2025 r. bank zawarł łącznie 50 238 ugód z posiadaczami kredytów frankowych. To absolutny rekord w skali sektora – żaden inny bank nie przekroczył 50 tys. porozumień. W samym I kwartale 2025 PKO BP sfinalizował około 2,4 tys. nowych ugód (łącznie mediacyjnych i sądowych), podbijając sumę z ~48 tys. na koniec 2024 r. do ponad 50 tys. obecnie.

Większość ugód (ok. 41,7 tys.) zawarto w postępowaniach mediacyjnych przed Sądem Polubownym przy KNF, natomiast 8,5 tys. ugód to efekty rozmów prowadzonych już w trakcie trwania procesów sądowych. Bank konsekwentnie kieruje ofertę ugodową głównie do klientów z jeszcze spłacanymi kredytami – tym, którzy zdążyli spłacić swoje frankowe długi do zera, ugód oficjalnie nie proponuje.

Warto jednak zauważyć, że tempo przyrostu nowych ugód wyraźnie hamuje. Jeszcze rok temu, w I kwartale 2024, do PKO BP wpłynęło 2,3 tys. nowych wniosków o mediację; w I kwartale 2025 takich wniosków było już tylko 810. Coraz mniejsza jest też grupa klientów skłonnych w ogóle rozważyć polubowne rozwiązanie – co nie dziwi, biorąc pod uwagę, że ugoda zwykle oznacza dla klienta zrzeczenie się części roszczeń. Wielu frankowiczów kalkuluje chłodno: skoro w sądzie mogą ugrać więcej (unieważnienie umowy i zwrot wszystkich nadpłat z odsetkami), to po co godzić się na kompromis?

Z perspektywy banku ugody to mimo wszystko najtańsza opcja – uniknięcie odsetek za wieloletnie korzystanie z kapitału i kosztów procesów. Nic więc dziwnego, że PKO BP chwali się każdą ugodą i ogłasza plan „zamknięcia frankowej sagi” do 2025 roku. Nowy prezes banku, Szymon Midera, zapowiada ofensywę: jeszcze w tym roku PKO chce uporać się z większością problematycznych kredytów walutowych, tak by w 2026 wejść „z czystą kartą” w kwestii ryzyka frankowego. To ambitna deklaracja, ale – jak za chwilę pokażemy – pewne działania banku faktycznie wskazują na przyspieszenie sprzątania tego bałaganu.

Bank odpuszcza apelacje: wyroki prawomocne już po I instancji

Najciekawszym sygnałem zmiany strategii PKO BP jest obserwowana przez prawników skłonność banku do rezygnacji z apelacji w niektórych sprawach. Dotąd regułą było automatyczne zaskarżanie każdego niekorzystnego wyroku, nawet jeśli sąd I instancji w całości unieważnił umowę. Teraz coraz częściej słychać o przypadkach, gdy bank „odpuszcza” po pierwszym wyroku. Powód nie jest tajemnicą – odsetki ustawowe za opóźnienie w zwrocie pieniędzy klientowi (naliczane od momentu doręczenia pozwu) stały się bardzo kosztowne, zwłaszcza po wyrokach TSUE z końca 2023 roku, które uściśliły tę kwestię. Przedłużanie procesu poprzez apelacje oznacza dla banku dopłacanie klientowi nawet kilkunastu procent rocznie od zasądzonej kwoty. W efekcie banki kalkulują: jeśli i tak przegrają, lepiej przegrać szybko i taniej.

Dowody? Oto dwa świeże przykłady z wokand sądowych, gdzie PKO BP nie złożył apelacji, godząc się z przegraną już w I instancji:

  • Sprawa w Sądzie Okręgowym w Krakowie (sygn. I C 384/23) – Wyrokiem z 1 października 2024 r. sąd ustalił nieważność umowy kredytu „Własny Kąt hipoteczny” z 2006 r. i zasądził od PKO BP na rzecz kredytobiorcy 104 390 zł oraz 11 788,78 CHF wraz z odsetkami. Dodatkowo bank ma zwrócić 6 451 zł kosztów procesu. Wyrok stał się prawomocny, ponieważ bank nie wniósł apelacji. Klient zyskał łącznie ok. 190 tys. zł – tyle wynosi suma odzyskanych kwot PLN i uwolnienia od długu we frankach.
  • Sprawa w Sądzie Okręgowym w Łodzi (sygn. II C 348/22)Umowa z 2008 r. unieważniona wyrokiem z 1 października 2024 r. Sąd zasądził na rzecz powodów 208 791,59 zł oraz 52 406,73 CHF wraz z odsetkami za opóźnienie. Tu również bank nie apelował, dzięki czemu wyrok uprawomocnił się już na etapie I instancji. Frankowicze odzyskali wszystkie zapłacone raty (ponad 208 tys. zł) i pozbyli się pozostałego zadłużenia (ok. 52,4 tys. CHF) – łącznie korzyść liczona w setkach tysięcy złotych. Co ważne, sprawę prowadzili doświadczeni pełnomocnicy (adw. Jacek Sosnowski i adw. Anna Jagielska), co pokazuje, że dobrze poprowadzony proces może skłonić nawet największy bank do kapitulacji.

Takie przypadki jeszcze niedawno należały do rzadkości, a dziś stają się coraz bardziej powszechne. Mec. Maciej Wojciechowski z kancelarii Xaltum przyznał w kwietniu 2024, że banki tylko w jednostkowych sytuacjach odstępują od apelacji – wśród nich zdarzały się sprawy PKO BP.

Teraz już wiemy, że tych „jednostkowych sytuacji” przybywa. W Łodzi, Krakowie czy Wrocławiu sądy wydają wyroki szybciej niż kiedyś, a banki nie chcąc płacić odsetek, poddają się po pierwszej porażce. Dla klientów to manna z nieba: oszczędność czasu i pieniędzy, koniec wieloletniego stresu.

Dla banku – chłodna kalkulacja strat: po co pompować kolejne dziesiątki tysięcy złotych w przegraną apelację (średnio apelacja to ~35 tys. zł kosztów własnych banku), skoro można zamknąć temat i uniknąć dalszych odsetek za zwłokę?

Nowy front: sankcja „kredytu darmowego” i inne ryzyka

Na horyzoncie PKO BP rysuje się jednak kolejne ryzyko prawne, które bank skrzętnie odnotował w swoim raporcie. Chodzi o tzw. sankcję kredytu darmowego (SKD) – mechanizm z ustawy o kredycie konsumenckim, który pozwala klientowi żądać anulowania odsetek i kosztów kredytu, jeśli bank naruszył pewne obowiązki informacyjne przy zawieraniu umowy. Jeszcze do niedawna mało kto się na to powoływał, ale najwyraźniej prawnicy zwietrzyli nowy sposób na banki.

Skala postępowań dotyczących sankcji kredytu darmowego dosłownie eksplodowała: na koniec 2024 roku przeciwko grupie PKO BP toczyło się 4 214 takich spraw (wartość sporów ok. 100 mln zł), podczas gdy rok wcześniej bank miał tylko 1 159 spraw SKD (warte ok. 20,7 mln zł). Mówimy zatem o ponad czterokrotnym wzrościeliczby pozwów związanych z kredytami „darmowymi”. To już nie ciekawostka, ale potencjalnie kolejna bomba z opóźnionym zapłonem.

Na razie banki (z wyjątkiem Alior Banku) nie tworzą rezerw na ryzyko SKD. Widać, że czują się dość pewnie, być może licząc na przychylne orzecznictwo lub znikomy odsetek wygranych po stronie klientów. Jednak eksperci przestrzegają: do TSUE trafiły pytania prejudycjalne w sprawach SKD i WIBOR, a wyroki unijnego trybunału mogą okazać się bolesne dla sektora bankowego.

Jeśli TSUE uzna sankcję darmowego kredytu za uprawnioną w sporach hipotecznych (bądź potwierdzi wadliwość mechanizmu WIBOR w kredytach złotowych), to banki będą musiały zacząć masowo tworzyć nowe rezerwy. Dla PKO BP oznaczałoby to kolejne miliardowe koszty w przyszłych kwartałach – coś, na co bank absolutnie nie ma ochoty, zwłaszcza gdy zbliża się okres oczekiwanych spadków stóp procentowych (a więc i niższych dochodów odsetkowych).

Czas gra tu kluczową rolę: obecne wyniki są świetne, ale to może być ostatni moment, by „posprzątać” frankowe i inne ryzyka, zanim warunki makroekonomiczne pogorszą się i ugodzenie tych kosztów stanie się trudniejsze do udźwignięcia.

Zysk rekordowy, ale czy na pewno „bezkosztowy”?

Patrząc na powyższe dane i strategie, nasuwa się refleksja: PKO BP chodzi po cienkiej linie, balansując między rekordową rentownością a tykającymi bombami prawnymi.

Z jednej strony mamy triumfalne komunikaty o miliardowych zyskach, ekspansji biznesu i „pełnej gotowości do finansowania gospodarki” – bank chwali się, że rośnie szybciej niż rynek i zamierza dzielić zyski z akcjonariuszami. Z drugiej strony – ci sami akcjonariusze muszą mieć świadomość, że niemal jedna trzecia wypracowanego zysku w 2024 r. poszła z dymem na pokrycie roszczeń frankowiczów. Frankowicze stali się dla PKO BP najkosztowniejszym balastem, więc nic dziwnego, że zarząd pręży muskuły, obiecując rychłe rozwiązanie problemu.

Tyle że to, co przedstawiane jest jako akt dobrej woli wobec klientów, w rzeczywistości jest twardą koniecznością biznesową. Bank nie „nawrócił się” nagle na prokonsumenckie podejście, tylko chłodno kalkuluje: ugody i szybkie kończenie sporów mają ograniczyć straty i poprawić wskaźniki. A że przy okazji skorzystają na tym niektórzy klienci – tym lepiej dla wizerunku.

Trzeba oddać PKO BP sprawiedliwość: wobec skali problemu (największy portfel frankowy w kraju) bank robi to, co dyktuje rozsądek – masowo „kupuje” ryzyko od klientów, oferując im przewalutowania na warunkach zbliżonych do kursu z dnia zaciągnięcia kredytu. Dla wielu kredytobiorców to wciąż za mało, ale liczby pokazują, że około 40% aktywnych frankowiczów w PKO BP zdecydowało się na ugodę (50 tys. ugód wobec ~126 tys. kredytów frankowych pierwotnie w portfelu banku).

Pozostali wybrali drogę sądową lub już spłacili kredyt – i to oni dzisiaj dyktują warunki gry. W sądach bank przegrywa prawie wszystko, a po wyrokach TSUE z 2023 r. znalazł się pod ścianą: przetrzymywanie spraw stało się zbyt drogie z powodu odsetek za zwłokę. PKO BP nie przyznaje tego wprost, ale jego nowa strategia to minimalizowanie strat, nie wychodzenie na bohatera.

Czy można tę strategię podważyć z biznesowego punktu widzenia? Chyba nie.

Bank – jak na rasowego gracza – próbuje maksymalizować zyski i minimalizować koszty. Krytycznym okiem można jednak spojrzeć na to, jak długo PKO BP zwlekał z poważnym potraktowaniem frankowiczów. Dopiero gdy groźba ujemnych wyników finansowych zajrzała w oczy (gdyby w porę nie zawiązać rezerw, kolejne lata mogłyby przynieść straty netto), bank ruszył z ofensywą ugodową na pełną skalę.

Teraz zbiera tego owoce: wyniki pozostają „pod kreską” tylko dlatego, że rezerwy frankowe zjadają znaczną część zysku. Gdyby odjąć te nadzwyczajne koszty, zysk PKO za 2024 r. wyniósłby kosmiczne 14 mld zł. Ale gdyby odjąć same franki – bank nie musiałby się uciekać do ugód, nie traciłby reputacji w oczach tysięcy pozwanych klientów i zapewne miałby czystsze sumienie.

Puenta?

PKO BP w nowym raporcie pokazuje dwie twarze. Pierwsza to dumna twarz rekordowego zysku, lidera rynku finansowego, który „wspiera rozwój gospodarki na dużą skalę” i zwiększa akcję kredytową. Druga to twarz pokiereszowana sądowymi bataliami, które kosztują miliardy i wymusiły zwrot w polityce wobec klientów. Jako felietonista i jednocześnie analityk finansowy oceniam, że ta druga twarz zaczyna powoli bladnąć – bank, przyparty do muru, wreszcie robi to, co powinien był uczynić dawno: rozlicza się z frankowiczami uczciwie i odważnie, choć czysto z kalkulacji, nie z empatii. Dla klientów najważniejsze, że w końcu widzą realne efekty: tysiące unieważnionych umów, setki milionów wracających do kieszeni kredytobiorców i coraz więcej prawomocnych wygranych bez uciekania się do wieloletnich apelacji.

PKO BP pozostaje finansowym gigantem o mocnych fundamentach, ale casus frankowy będzie mu się jeszcze długo odbijał czkawką.

Bank próbuje zamknąć ten rozdział do 2025 r. – jeśli mu się uda, odetchnie pełną piersią i skupi na biznesie. Jeśli nie, kolejne raporty finansowe nadal czytać będziemy dwuwarstwowo: na górze piękny tort zysku, a pod spodem przepełniony rachunek za dawny grzech frankowy.

Najnowszy raport PKO BP wyraźnie pokazuje jedno: rekordowe zarobki nie idą w parze z rekordowym zaufaniem klientów, a ceną za lata ignorowania problemu jest dziś nie tylko 5 mld zł rezerw, ale i nadwątlona reputacja. Trudno podważyć suche fakty finansowe – te bronią się same – ale równie trudno nie zauważyć, że strategia banku wobec klientów ewoluuje dopiero wtedy, gdy twarde liczby przypierają go do ściany.

W świecie wielkich finansów empatia może i jest towarem deficytowym, lecz jeśli PKO BP naprawdę chce zamknąć sagę frankową, musi pokazać nie tylko excele pełne zysków, ale i ludzką twarz wobec tych, dzięki którym te zyski powstały. Bo na końcu dnia każda złotówka rekordowego zysku pochodzi z kieszeni klientów – a część z nich walczyła o sprawiedliwość przez lata w sądach. Bilans banku jest na plusie, ale bilans zaufania? Tutaj wciąż trwa walka o wyjście z głębokiego debetu.

Click to rate this post!
[Total: 2 Average: 5]