Austriacki gigant finansowy Erste Group ogłosił przejęcie kontrolnego pakietu 49% akcji Santander Bank Polska za ok. 7 mld euro. Ta elektryzująca wiadomość z 5 maja 2025 r. wywołała falę pytań o przyszłość trzeciego co do wielkości banku w Polsce – zwłaszcza w kontekście jego największego bagażu, jakim są spory wokół kredytów we frankach szwajcarskich. Frankowicze (posiadacze kredytów CHF) oraz klienci pozywający banki o tzw. sankcję kredytu darmowego z napięciem analizują, jak zmiana właściciela wpłynie na ich sytuację. Czy Erste, nieobecne dotąd w Polsce, wniesie nowe podejście do tych wieloletnich problemów, czy raczej utrzyma dotychczasową strategię Banco Santander?
Wypłacalność i rezerwy: czy frankowicze mogą spać spokojnie?
Santander BP wszedł w 2025 rok w świetnej kondycji finansowej, raportując w I kwartale 2025 r. zysk netto 1,73 mld zł (wzrost o ~11% r/r). To wynik znacząco powyżej oczekiwań analityków i niemal dwukrotnie wyższy niż w słabym IV kw. 2024 r. Tak imponujący skok kwartalny to m.in. zasługa niższych kosztów ryzyka prawnego kredytów frankowych – rezerwy na ten cel wyniosły „tylko” 120,5 mln zł w I kw. 2025, podczas gdy kwartał wcześniej bank utworzył astronomiczne odpisy.
Santander w samej końcówce 2024 r. zarezerwował ok. 1,17 mld zł na ryzyko frankowe (łącznie ~3 mld zł w całym 2024), podnosząc poziom rezerw ostrożnościowych do ponad 100% wartości aktywnego portfela kredytów CHF. Innymi słowy, bank zabezpieczył się finansowo nawet powyżej nominalnej kwoty swoich czynnych kredytów frankowych, tworząc solidny bufor na wypadek przegranych procesów.
Dzięki wysokim rezerwom i stabilnym wynikom, współczynnik kapitałowy Santandera pozostaje bezpieczny (łączny TCR to 18,1%), a wejście pod skrzydła Erste dodatkowo uspokaja kwestii wypłacalności. Nowy inwestor to potężna grupa bankowa o zasięgu regionalnym, co oznacza, że w tle pojawia się silne wsparcie kapitałowe i reputacyjne. Dla frankowiczów i innych pozywających klientów to ważny sygnał: nawet masowe przegrane banku w sądach nie powinny zagrozić jego zdolności do wypłaty zasądzonych kwot.
Na koniec marca 2025 przeciw Santanderowi toczyło się już 21,5 tys. spraw dotyczących kredytów frankowych, a mimo to bank wciąż generuje wysokie zyski i utrzymuje rezerwy pozwalające udźwignąć potencjalne zobowiązania. Można więc założyć, że widmo niewypłacalności, którym czasem straszono frankowiczów, oddala się jeszcze bardziej po wejściu nowego udziałowca. Klienci mogą oczekiwać, że bank – nawet jeśli przegra tysiące procesów – będzie w stanie regulować zasądzone zwroty.
Strategia sądowa: walka do końca czy zwrot ku ugodom?
Dotychczasowa taktyka Santander Bank Polska wobec frankowiczów była dość zachowawcza. Bank konsekwentnie bronił się w sądach, zawierając ugody jedynie w ograniczonej skali – głównie wtedy, gdy klient już złożył pozew lub gdy zapadł niekorzystny wyrok w I instancji. Liczby mówią same za siebie: na koniec marca br. Santander miał 21,5 tys. pozwów frankowych przy 13,57 tys. zawartych ugód. W całym I kwartale 2025 przybyło tylko 531 nowych porozumień z klientami, co w porównaniu do skali problemu jest zaledwie kroplą w morzu. Dla porównania, niektórzy konkurenci znacznie szybciej proponowali układy – np. PKO BP zawarł do końca 2024 r. ok. 48 tys. ugód, a Bank Millennium ~25,9 tys.. Santander ruszył z programem ugód dopiero w 2023 r. i efekty są umiarkowane.
Co więcej, warunki ugód proponowanych przez bank były dotąd mało atrakcyjne dla klientów. Zwykle opierały się na przewalutowaniu kredytu na złotówki z zachowaniem marży i stawki WIBOR (czasem z częściowym umorzeniem salda, jeśli klient spłacił już więcej niż pożyczył). Nie oferowano natomiast zwrotu nadpłaconych rat ani odsetek, przez co wartość ugody to zaledwie szacunkowo 20–30% korzyści możliwych do uzyskania w przypadku unieważnienia umowy w sądzie.
Nic dziwnego, że wielu frankowiczów odrzuca takie propozycje i woli dochodzić pełni swoich praw przed wymiarem sprawiedliwości. Tym bardziej, że statystyki sądowe zdecydowanie sprzyjają kredytobiorcom – Santander prawomocnie przegrał już około 97% zakończonych spraw frankowych (5749 wyroków przeciwko niemu na 5951 rozstrzygniętych). Innymi słowy, niemal każda sprawa kończy się zwycięstwem konsumenta, co czyni kontynuowanie twardej walki strategią kosztowną i w dłuższym horyzoncie skazaną na porażkę.
Tu pojawia się pytanie: czy wraz z wejściem Erste Group zmieni się podejście banku do tych sporów?
Nowy właściciel nie ma „emocjonalnego bagażu” obrony dawnych decyzji i może spojrzeć na problem czysto biznesowo. Z perspektywy inwestora frankowe portfele to właściwie jedyny poważny trujący element obciążający wartość przejmowanego banku. Można więc przypuszczać, że Erste będzie dążyć do jak najszybszego rozbrojenia tej bomby.
Niewykluczone, że zobaczymy intensyfikację programu ugód – być może na korzystniejszych dla klientów warunkach, by skłonić większą liczbę pozwanych i potencjalnych powodów do polubownego załatwienia sprawy. Większe umorzenia salda zadłużenia, częściowe zwroty nadpłat czy inne ustępstwa mogłyby przekonać wielu frankowiczów do zawarcia ugody zamiast długiej batalii sądowej.
Z drugiej strony, scenariusz zachowawczy też jest możliwy. Erste mogło uznać, że ogromne rezerwy już pokrywają spodziewane straty (wycena Santandera na potrzeby transakcji zapewne uwzględniła ryzyko frankowe), więc stać ich na dalsze wypłaty wyroków w dotychczasowym tempie. W takim wypadku polityka banku pozostałaby z grubsza bez zmian – kontynuacja procesów case by case, sporadyczne ugody w wyjątkowych sytuacjach, a gros klientów i tak pójdzie do sądu. Być może do czasu, aż liczba przegranych i koszty odsetek od zasądzanych kwot (rosnące z każdym miesiącem zwłoki) wymuszą bardziej zdecydowany zwrot.
Niezależnie jednak od drogi obranej przez nowego właściciela, ważne jest jedno: zmiana akcjonariatu nie wpływa na obowiązki banku wobec klientów ani na bieg toczących się postępowań sądowych. Prawa frankowiczów pozostają nienaruszone – jeśli umowa kredytowa była wadliwa, to nadal może zostać unieważniona, a odpowiedzialność za to spadnie na następcę prawnego banku. Erste, przejmując Santander, dziedziczy bowiem także wszystkie jego zobowiązania wynikające z umów z klientami.
Z punktu widzenia sądów to zwykła sukcesja prawna – zmieni się ewentualnie nazwa pozwanego, ale proces będzie toczył się dalej tak, jakby nic się nie stało. Frankowicze już będący w sporach sądowych mogą więc spać spokojnie: bank nie „ucieknie” od odpowiedzialności poprzez sprzedaż biznesu.
Sankcja kredytu darmowego – kolejna tykająca bomba?
Kredyty frankowe to nie jedyne zmartwienie prawne Santandera. Coraz głośniej mówi się o sankcji kredytu darmowego (SKD) – mechanizmie przewidzianym w polskim prawie konsumenckim, który pozwala uznać kredyt za nieoprocentowany, jeśli instytucja finansowa naruszyła określone obowiązki informacyjne wobec klienta. Jeszcze rok temu temat ten był niszowy, ale ostatnio urósł do rangi potencjalnie systemowego problemu: w całym sektorze toczą się już kilkanaście tysięcy spraw o “darmowe kredyty”.
Santander, jako bank z dużym portfelem kredytów konsumenckich, również jest na celowniku – na koniec marca 2025 miał 2,92 tys. takich pozwów na łączną kwotę roszczeń ok. 65,3 mln zł. W tej niechlubnej statystyce ustępuje tylko Alior Bankowi, a wyprzedza go m.in. mBank i Pekao.
Jak na razie, banki uspokajają, że wygrywają większość spraw związanych z SKD – Santander przyznaje, że aktualne orzecznictwo w dominującej większości jest dla niego korzystne. Innymi słowy, póki co sądy rzadko przyznają klientom rację w tych pozwach, więc instytucje finansowe nie musiały jeszcze masowo zwracać odsetek i prowizji od kredytów konsumenckich. Jednak fakt, że problem w ogóle zaistniał na taką skalę, jest dla banków czerwonym światłem. W swoich raportach za I kwartał 2025 największe banki (w tym Santander) otwarcie informują akcjonariuszy o rosnącej fali pozwów o darmowe kredyty. Można to odczytać jako przygotowanie gruntu pod ewentualne gorsze scenariusze – zarówno pod kątem reputacji, jak i potencjalnych rezerw na ten cel.
Co zmiana właściciela może oznaczać w kontekście SKD? Zapewne kontynuację czujnej obrony.
Erste, wchodząc na polski rynek, nie będzie chciała od razu mierzyć się z kolejnym frontem sporów, więc prawdopodobnie poprze dotychczasową linię Santandera: twarde kwestionowanie roszczeń o darmowy kredyt, zwłaszcza że prawo w tej materii daje bankom mocne argumenty (np. spory o to, czy sankcja darmowego kredytu w ogóle dotyczy umów hipotecznych, albo czy wszystkie wymogi formalne rzeczywiście nie zostały spełnione).
Z drugiej strony, skala zjawiska rośnie lawinowo – jeśli orzecznictwo się odwróci i pojawią się wyroki korzystne dla klientów, bank może zostać zmuszony do zmiany podejścia. Dla Erste to ważna kwestia, bo co prawda kwoty pojedynczych roszczeń SKD są nieporównanie mniejsze niż w sporach frankowych (często chodzi o zwrot kilku czy kilkunastu tysięcy złotych odsetek od pożyczki), ale masowość takich spraw mogłaby w przyszłości naruszyć zaufanie do banku równie silnie, jak afera frankowa. Nowy właściciel z pewnością będzie monitorował tę „minę” – być może aktywnie włączy się w prace nad rozwiązaniami sektorowymi lub prawnymi, by uchronić bank przed drugim (po frankach) kryzysem zaufania.
Perspektywy dla różnych grup klientów
Przejęcie Santandera przez Erste budzi odmienne emocje w poszczególnych grupach klientów uwikłanych w spory. Spróbujmy przeanalizować, co ta transakcja oznacza dla nich:
Frankowicze już w sądach
Dla kredytobiorców frankowych, którzy już pozwali bank, najważniejsza jest ciągłość i pewność ich postępowań. Tutaj dobra wiadomość: zmiana właściciela nie zatrzyma ani nie unieważni trwających procesów. Erste Group, przejmując Santander, przejmuje też odpowiedzialność za wynik tych spraw – nie ma prawnej możliwości, by bank „wymigał się” od wyroków poprzez zmianę struktury własności. Dotychczasowi powodowie mogą więc kontynuować batalię sądową bez obaw, że cała ich praca pójdzie na marne. Co więcej, dzięki stabilnej sytuacji finansowej banku i wsparciu nowego inwestora, frankowicze w sądach mogą być spokojniejsi o egzekucję ewentualnych wyroków.
Nawet jeśli sprawa zakończy się za kilka lat prawomocnym unieważnieniem umowy i zasądzeniem sześciocyfrowej kwoty zwrotu – bank będzie w stanie te pieniądze wypłacić (a dodatkowe odsetki za zwłokę tylko zwiększą koszt zwlekania po stronie banku). Paradoksalnie więc, wejście Erste może przyspieszyć decyzje Santandera o oferowaniu ugód tym klientom już w trakcie procesu. Skoro niemal każda sprawa kończy się porażką banku, to logika podpowiada, by ograniczać straty i koszty odsetek.
Nowy właściciel może zatem zalecić prawnikom Santandera większą skłonność do zawierania ugód nawet w trakcie toczących się postępowań, aby uniknąć dalszej eskalacji zobowiązań. Dla frankowiczów w sądach oznaczałoby to szansę na korzystne propozycje rozwiązania sporu jeszcze przed wyrokiem – choć na razie to tylko przypuszczenie, zależne od strategii obranej przez Erste.
Osoby planujące pozew przeciw bankowi
Ci klienci, którzy dopiero rozważają złożenie pozwu (zarówno frankowicze, jak i np. posiadacze kredytów konsumenckich myślący o sankcji darmowego kredytu), mogą zadawać sobie pytanie: czy warto teraz ruszyć z pozwem, czy poczekać na ruch nowego właściciela? Z perspektywy praw i szans konsumenta, czekanie raczej nie przynosi dodatkowych korzyści. Sprzedaż banku niczego im nie odbiera – jeżeli umowa kredytowa zawiera klauzule niedozwolone lub inne podstawy roszczeń, to były one i będą tak samo zasadne.
Co więcej, bank sam przyznaje, że fala nowych pozwów nie słabnie. Zarząd Santandera otwarcie stwierdził, iż napływają pozwy od klientów, którzy dawno spłacili swoje kredyty, i że trzeba liczyć się z dalszym wzrostem ich liczby. Szacunki mówią nawet, że finalnie ok. 35% wszystkich frankowiczów (zarówno spłaconych, jak i aktywnych) pójdzie do sądu, o ile nie zawrą wcześniej ugody. Innymi słowy – ponad co trzeci frankowy kredytobiorca prędzej czy później złoży pozew. Skoro tak, to osoby planujące ten krok nie powinny zwlekać z nadzieją, że “może nowy właściciel coś da gratis”.
Bardziej prawdopodobne jest, że Erste skoncentruje się na już toczących się sporach i ewentualnie będzie starało się zatrzymać eskalację konfliktów poprzez ugody lub kampanie informacyjne. Jednak historia ostatnich lat nauczyła frankowiczów, że realne ulgi i “sankcje” dla banku wymusza dopiero pozew i wyrok sądu. Kto więc rozważał pozwanie Santandera, ten po ogłoszeniu transakcji właściwie nie ma powodów, by zmieniać plany. Jeśli już, to może czuć się pewniej, że bank nie zbankrutuje mu w trakcie procesu i że nowe władze być może szybciej zaproponują ugodę – ale żeby to nastąpiło, trzeba zrobić pierwszy krok i wezwać bank do sądu.
Kredytobiorcy rozważający ugodę
Sporo frankowiczów znajduje się dziś w rozterce: pozwać czy negocjować ugodę? Dla nich wejście Erste Group może okazać się impulsem do ponownej kalkulacji. Dotychczas Santander oferował ugody mało opłacalne z punktu widzenia klienta, co sprawiało, że bardziej świadomi kredytobiorcy odmawiali i kierowali sprawy do sądów (widząc, że tam mogą ugrać więcej). Jednak jeżeli nowy właściciel postawi na politykę szybszego wygaszania sporów, niewykluczone, że warunki ugód zostaną poprawione.
Dla Erste korzystne byłoby przecież wyczyścić bilans z ryzyk prawnych i odzyskać zaufanie pewnej grupy klientów. Możemy więc spekulować, że bank pod rządami austriackiego inwestora mógłby zacząć proponować ugody bliższe oczekiwaniom kredytobiorców – np. uwzględniające częściowy zwrot nadpłaconych rat, większe umorzenia kapitału czy bardziej korzystne przeliczenie salda kredytu. Każda taka koncesja zwiększa realną wartość ugody dla klienta, zbliżając ją do rezultatu możliwego do uzyskania w sądzie. Jeśli ugoda zacznie dawać np. połowę czy 2/3 tego, co wyrok unieważniający umowę, wielu frankowiczów poważnie ją rozważy, aby zaoszczędzić czas i nerwy.
Z drugiej strony, nie ma gwarancji, że Erste od razu pójdzie drogą „miękką”. Może równie dobrze uznać, że skoro rezerwy są odłożone, to wystarczy kontynuować dotychczasową politykę, unikając masowych ugód, by nie prowokować kolejnych pozwów od tych, którzy dotąd się wahali.
Dla kredytobiorców rozważających ugodę oznaczałoby to status quo: nadal dostawaliby propozycje według starego schematu (przewalutowanie na złotówki z WIBOR-em i marżą, bez zwrotów gotówki), co – jak już wiemy – zapewnia im ułamek korzyści możliwych do uzyskania przed sądem.
W takiej sytuacji prawdopodobnie lepiej pozostać przy planie dochodzenia pełni roszczeń w sądzie. Warto więc, aby ta grupa klientów uważnie śledziła pierwsze ruchy nowego właściciela. Jeśli w ciągu najbliższych miesięcy Santander/Erste zaczną sygnalizować nowe podejście (np. zmodyfikowane oferty ugodowe, kampanię informacyjną zachęcającą do polubownych rozwiązań), będzie to sygnał do ponownej oceny: może ugoda stała się warta świeczki? Jeśli nie – wówczas zwlekanie z pozwem może oznaczać jedynie dalszą spłatę toksycznej umowy na gorszych warunkach.
Spłaceni kredytobiorcy walutowi chcący odzyskać pieniądze
Osobną kategorię stanowią byli frankowicze – klienci, którzy spłacili już swoje kredyty CHF (nierzadko wiele lat temu), a teraz, zachęceni orzecznictwem TSUE i sądów polskich, planują wystąpić o zwrot niesłusznie pobranych świadczeń. Jeszcze parę lat temu mało kto myślał, że spłacony kredyt wróci, by straszyć bank widmem pozwu. Dziś wiemy, że takich spraw jest coraz więcej: Santander przyznał, że aż 16% wszystkich jego spraw frankowych dotyczy roszczeń klientów, którzy kredyt już spłacili. Zarząd banku spodziewa się dalszego wzrostu tego odsetka, bo po korzystnych wyrokach TSUE z 2023 r. (m.in. odbierających bankom prawo do żądania „wynagrodzenia za kapitał” i ograniczających możliwość powoływania się na przedawnienie roszczeń klienta) praktycznie nie ma przeszkód, by nawet dawno spłacony kredyt unieważnić i zażądać zwrotu nadpłaconych rat. Dla tych byłych kredytobiorców przejęcie Santandera przez Erste jest informacją neutralną lub wręcz pozytywną.
Neutralną – bo ich roszczenia wobec banku pozostają ważne i wykonalne, niezależnie od zmiany właściciela (nowy podmiot wstąpi w obowiązki starego, więc będzie musiał oddać to, co sąd każe). Pozytywną – bo silny inwestor zmniejsza ryzyko, że bank będzie unikał płacenia, a może nawet skłoni go do szybszego uznawania takich roszczeń.
W praktyce jednak należy zauważyć, że banki niechętnie zawierają ugody z klientami, którzy kredyty spłacili. W odróżnieniu od czynnych frankowiczów, którzy nadal spłacają raty i można ich zachęcić do ugody perspektywą pozbycia się przyszłych zobowiązań, klienci ze spłaconymi kredytami nie mają już kija w postaci wstrzymania płatności rat (bo rat nie ma). Ich jedynym orężem jest pozew. Santander raczej nie wychodził sam z inicjatywą zwrotu pieniędzy tym, którzy spłacili kredyt – to raczej ci klienci musieli upomnieć się o swoje w sądzie. Dopiero wtedy bank podejmował obronę, czasem proponując ugodę, ale najczęściej walcząc o oddalenie pozwu różnymi argumentami (np. podnosząc zarzut przedawnienia – choć po wyrokach TSUE szanse na jego skuteczność stopniały). Nowy właściciel najprawdopodobniej przejmie tę linię obrony: nie będzie kwapił się z dobrowolnym oddawaniem pieniędzy byłym klientom, bo to by otworzyło furtkę dla kolejnych setek czy tysięcy osób, które dotąd może się wahały.
Spłaceni frankowicze powinni zatem założyć, że bez pozwu się nie obejdzie – i jeżeli liczą na odzyskanie nadpłaconych odsetek czy różnic kursowych, nadal muszą być gotowi na drogę sądową. Pozytywne jest to, że bank już uwzględnił takie ryzyko w rezerwach i raportach, więc wygrana w sądzie niemal na pewno skutkować będzie wypłatą (bank ma odłożone środki na ten cel). Nowy inwestor będzie zaś dążył do tego, by proces wypłaty zasądzonych kwot przebiegał sprawnie – przeciąganie egzekucji tylko generuje dodatkowe odsetki na niekorzyść banku, a Erste z pewnością zależy na wyciszeniu negatywnego rozgłosu.
Podsumowanie: konsument nasz pan?
Wejście Erste Group do Santander Bank Polska to wydarzenie bez precedensu – zagraniczny inwestor decyduje się zainwestować miliardy euro w bank obciążony ogromnym balastem sporów z klientami. Dla konsumentów (frankowiczów i innych pozywających) sam fakt przejęcia niewiele zmienia w sensie prawnym: ich umowy, roszczenia i toczące się sprawy pozostają w mocy, a nowy właściciel musi ten bagaż udźwignąć.
Jednak z perspektywy rynku bankowego w Polsce transakcja ta mówi wiele o skali problemu i potencjalnych rozwiązaniach. Z jednej strony, Banco Santander zdecydował się sprzedać pakiet kontrolny – co można interpretować jako zmęczenie lub kalkulację, że polski rynek (mimo wysokich zysków) jest zbyt ryzykowny przez bombę frankową. Z drugiej strony, Erste Group najwyraźniej uznała, że ryzyko to da się skalkulować i zarządzać nim, skoro zdecydowała się wyłożyć ogromne pieniądze za udział w polskim sektorze bankowym. Być może Austriacy wierzą, że poprzez bardziej zdecydowane działania (np. masowe ugody) uda się szybciej zamknąć ten rozdział. A może po prostu liczą, że rezerwy są już tak duże, iż najgorsze jest za Santanderem, a teraz można czerpać zyski z dużego banku i stopniowo wygaszać problem w tle.
Dla frankowiczów ważne jest, by nie tracili czujności i determinacji.
Układ sił jest wciąż po ich stronie: prawo i orzecznictwo coraz mocniej wspierają ich racje, a bank – niezależnie kto nim zarządza – ponosi konsekwencje dawnej missellingowej polityki. Nowy właściciel może przynieść pewne odświeżenie podejścia: niewykluczone, że zobaczymy bardziej prorozumieniowe sygnały, ocieplenie wizerunku banku, próby odbudowy zaufania. Jednak dopóki nie przełoży się to na konkretne czyny (jak atrakcyjniejsze ugody czy rezygnacja z przewlekania oczywistych sporów), dopóty frankowicze i pozostali klienci powinni konsekwentnie dochodzić swoich praw.
Erste ma szansę pokazać, że da się pogodzić interes banku i klientów – poprzez sprawiedliwe rozwiązania – ale czy z niej skorzysta, pokażą najbliższe miesiące.
Z punktu widzenia rynku bankowego, sprzedaż Santandera stanowi mocny sygnał ostrzegawczy: ignorowanie problemów konsumenckich może słono kosztować, a zagraniczni właściciele patrzą nie tylko na słupki zysków, ale i na ryzyka prawne oraz reputacyjne. Jeśli Erste zdoła odtruć przejęty bank z frankowej trucizny, skorzystają na tym wszyscy – klienci otrzymają rozwiązanie ich wieloletnich sporów, a sektor bankowy odzyska nieco zaufania i stabilności.
Jeśli zaś nowy inwestor popełni ten sam błąd polegający na oporze przed zmianą podejścia, czeka nas dalsze przeciąganie konfliktu, kolejne tysiące pozwów i powolne krwawienie – tyle że pod innym szyldem. Konsument nasz pan – ta maksyma jeszcze nigdy nie była tak aktualna w polskiej bankowości.
Czy Erste Group weźmie ją sobie do serca, przekonamy się niebawem. Na razie jedno jest pewne: frankowicze mają przed sobą kolejny rozdział walki, ale dzięki nowemu rozdaniu mogą mieć nadzieję na szybszy finał – oby tym razem z satysfakcją po obu stronach.