Ubiegły rok upłynął sektorowi bankowemu pod znakiem rezerw na franki. Największe banki komercyjne dotworzyły wielomiliardowe odpisy na ryzyko sporów z frankowiczami i nic nie wskazuje, aby ten rok miał być pod tym względem inny. Wręcz przeciwnie, materializują się właśnie ryzyka związane z tzw. sankcją darmowego kredytu. Z opinii Rzecznika Generalnego TSUE wynika, że banki nie mogą rościć od konsumentów o wynagrodzenie za udostępnienie kapitału, gdy umowa okazuje się nieważna. To powoduje, że banki muszą zaktualizować prognozowane koszty rozliczenia się, o co jakiś czas temu poprosiła je Komisja Nadzoru Finansowego. Czy banki udźwigną ciężar frankowego problemu?
- Ponad 24 mld zł – tyle na koniec 2022 roku wyniosła łączna wartość przedmiotu sporu w sprawach, które wytoczyli bankom frankowicze
- Każdy kolejny kwartał to dodatkowe tysiące nowych powództw, które generują konieczność aktualizowania finansowego ryzyka po stronie banków
- PKO BP i mBank to podmioty, które walczą z frankowiczami w sądach o największe kwoty. Są to kolejno 7,7 mld zł i 6,3 mld zł
- Banki obawiają się konsekwencji orzeczenia TSUE w sprawie C-520/21, które spodziewane jest najpóźniej na jesieni. Jeśli werdykt Trybunału będzie prokonsumencki, do sądów ruszą tłumy chętnych do unieważnienia umowy.
Banki sądzą się z frankowiczami o miliardy złotych
Nikt nie ma już wątpliwości co do tego, że rozwiązanie frankowego problemu będzie kosztować sektor bankowy ogromne pieniądze. Doskonale zdają sobie z tego sprawę również same banki, które systematycznie dotwarzają rezerwy na rozliczenie po przegranych sporach sądowych. Na koniec 2022 roku sektor zdołał odłożyć łącznie ok. 40 mld zł. Najbliższe kwartały z pewnością przyniosą kolejne odpisy, ponieważ pozwów z każdym miesiącem przybywa. Przybywa też prawomocnych orzeczeń, po których dług wobec klienta przestaje być hipotetyczny, a staje się zupełnie realny. Kredytobiorcy obserwują, co dzieje się w sprawach sądowych, widzą, jak ich rodziny i znajomi uwalniają się od frankowego ciężaru i idą tą samą drogą: składają pozwy i wygrywają.
W 2021 roku Komisja Nadzoru Finansowego sporządziła prognozę frankowych kosztów po stronie sektora bankowego. KNF zakładała wówczas kilka możliwych scenariuszy, w tym wersję, w której sądy unieważniają umowy, ale przyznają bankom prawo do wynagrodzenia za korzystanie z kapitału, i taką, wg której frankowiczom należy się sankcja darmowego kredytu. Ten pierwszy scenariusz jest coraz mniej realny – 16 lutego 2023 roku Rzecznik Generalny TSUE potwierdził to, co dla pełnomocników prawnych frankowiczów było już jasne od dawna: banki nie mogą żądać od konsumentów, by ci płacili im wynagrodzenie za pożyczony kapitał, gdy umowa jest nieważna.
Drugi scenariusz z kolei, do niedawna uznawany przez banki za najbardziej pesymistyczny, może kosztować sektor 101,5 mld zł, ale tylko przy założeniu, że do sądów ruszyliby wszyscy uprawnieni, a sądy jak jeden mąż wydawałyby w ich sprawach bliźniaczo podobne wyroki. Po tym, jak Rzecznik Generalny TSUE wydał swoje stanowisko w zakresie wynagrodzenia po unieważnieniu umowy, KNF zaapelowała do przedstawicieli sektora w sprawie przedstawienia zaktualizowanych prognoz co do kosztów ryzyka sporów sądowych. W tej sprawie odbyło się nawet spotkanie, którego celem było m.in. ujednolicenie sposobu liczenia przewidywanych kosztów.
Obecnie szacuje się, że banki są uwikłane w ok. 74 tys. indywidualnych procesów frankowych. Liczba ta z całą pewnością jest zaniżona nawet o kilkanaście tysięcy, a to za sprawą Getin Banku, który od kilku kwartałów nie publikuje już tego rodzaju danych – podmiot jest w restrukturyzacji i walczy z kredytobiorcami po cichu, a rozgłos przynoszą mu głównie próby tzw. „miękkiej windykacji” podejmowane wobec frankowiczów, którzy po złożeniu pozwu uzyskali zabezpieczenie roszczeń i nie płacą bankowi rat kredytu.
O jakie kwoty walczą frankowicze w sądach? Jak się okazuje, łączna wartość przedmiotu sporu w sprawach o kredyty frankowe przekroczyła już 24 mld zł.
O największe sumy sądzi się PKO BP. Największy bank polski walczy z klientami o 7,7 mld zł. Drugi w kolejce jest mBank – w jego przypadku wartość przedmiotu sporu w sprawach o franki to 6,3 mld zł. Trzeci na podium jest oczywiście Millennium Bank, który uczestniczy w procesach o łącznej wartości przedmiotu sporu wynoszącej ponad 3,7 mld zł.
Podium wygląda więc bliźniaczo podobnie jak w przypadku najczęściej pozywanych kredytodawców. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że pomiędzy mBankiem a Millennium jest przepaść, gdy chodzi o łączną wartość przedmiotu sporu, podczas gdy różnice w ilości pozwów, które skierowali przeciwko tym bankom frankowicze, są kosmetyczne.
Kto znalazł się w czołówce, ale poza podium? Tutaj obyło się bez niespodzianek. Czwarte miejsce przypada w udziale Santanderowi, który sądzi się z frankowiczami o 3,6 mld zł. Dalej jest BNP Paribas – łączna wartość przedmiotu sporu to w tym banku 1,5 mld zł.
Na ile wiarygodne są te dane? Tu trzeba wziąć pod uwagę jedną ważną kwestię: sposób, w jaki banki liczą wartość przedmiotu sporu w procesach, w których uczestniczą, nie jest zunifikowany. Z tego powodu do tych danych należy podchodzić bardziej jak do szacunków, niż do jednoznacznych i precyzyjnych informacji.
Co się zmieni w sprawach o franki po wyroku TSUE?
Za kilka miesięcy, najpóźniej na jesieni, zapadnie długo wyczekiwany wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie C-520/21. TSUE podejmie decyzję co do tego, jak powinno przebiegać rozliczenie kredytobiorcy i kredytodawcy, gdy sąd unieważnia umowę. Powodem, dla którego TSUE w ogóle wziął ten problem na tapet, były roszczenia samych banków co do wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału. Banki liczyły, że po przegranych sprawach (i masowych unieważnieniach kredytów) będą mogły skutecznie walczyć o utracony zarobek poprzez kontr pozwy składane przeciwko konsumentom. Jak się okazuje, strategia ta może przynieść sektorowi więcej szkody niż pożytku.
Rzecznik Generalny, którego opinia poprzedza orzeczenie TSUE, nie tylko odmówił roszczeniom banków, ale nie wykluczył, że to frankowicze mogą ubiegać się od kredytodawców o coś więcej niż tylko zwrot nienależnie pobranych świadczeń. Pełnomocnicy kredytobiorców wskazują na kilka możliwości – w tym na waloryzację świadczeń wskaźnikiem inflacji lub odszkodowanie za straty o charakterze niemajątkowym.
Zdaniem ekspertów przełoży się to na wzrost kosztów rozliczenia z frankowiczami po stronie banków. Analitycy ostrożnie oceniają ten dodatkowy koszt, a powód jest prosty: jeśli TSUE uzna, że tego rodzaju roszczenia frankowiczów nie są sprzeczne z unijnym prawem, najprawdopodobniej pozostawi rozpatrywanie tych spraw sądom powszechnym, w oparciu o krajowe przepisy. To więc od podejścia polskich sędziów będzie zależeć, o ile więcej banki zapłacą w konsekwencji błędów przeszłości.
Dodaj Opinie