W tym roku Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał aż 8 wyroków w polskich sprawach o franki. Najważniejszy z nich zapadł w czerwcu i dotyczył sprawy C-520/21 o prawo banku (i konsumenta) do wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału. Korzystne orzecznictwo unijnych sędziów próbują wykorzystać do swoich celów pseudokancelarie, które namawiają frankowiczów, by przystąpili wraz z nimi do procedury grupowych negocjacji ugody frankowej. Pseudokancelarie przekonują, że banki nie mają już teraz innego wyjścia: wręcz MUSZĄ zgodzić się na ugodę na takich warunkach, jak zaproponuje reprezentant interesów kredytobiorcy. Czy mają rację?
- Zarówno TSUE jak i krajowe sądy są zgodne co do tego, że bankom nie należy się wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału, a kredytobiorcę będącego konsumentem należy objąć szczególną ochroną przed abuzywnymi praktykami przedsiębiorcy
- Frankowicze wygrywają w sądach ponad 99 procent postępowań inicjowanych przeciwko bankom. Sprawy sądowe trwają jednak po 2-3 lata, za to ugodę można zawrzeć nawet w miesiąc. Pseudokancelarie węszą interes w proponowaniu kredytobiorcom „grupowych negocjacji ugody”, bo wiedzą, że w ten sposób szybciej otrzymają swoje wynagrodzenie
- Nieetyczne podmioty grasujące na krajowym rynku usług prawnych chcą teraz zarabiać na godzeniu banków z frankowiczami, bo jest to prostsze i szybsze niż doprowadzanie do prawomocnych unieważnień wadliwych umów w sądach. Przekonują też, że banki MUSZĄ zaproponować kredytobiorcom lepsze warunki ugodowe niż do tej pory
- Prawda jest taka, że banki nic nie muszą. Nie dają się wodzić za nos pseudokancelariom i nie idą kredytobiorcom na rękę w procedurach ugodowych. Wolą brnąć w długotrwałe procesy, by maksymalnie odwlec moment wzajemnych rozliczeń, aniżeli darować klientowi dług powstały wskutek zawarcia wadliwej umowy.
Zawrzyj ugodę grupową z bankiem za pośrednictwem pseudokancelarii i zapłać za to krocie, czyli nowa „superoferta” na rynku
Ugody frankowe wprowadzone pod koniec 2021 roku i uruchomione na masową skalę w roku ubiegłym miały być prawdziwym przebojem, który zlikwiduje, a przynajmniej ograniczy problem związany z pozwami sądowymi, kierowanymi masowo przez kredytobiorców przeciwko bankom. Okazał się jednak absolutną klęską: ugody są dla kredytobiorców niekorzystne i ryzykowne – obciążają ich nowymi zagrożeniami, związanymi chociażby ze wzrostem kosztów oprocentowania kredytu. Do tej pory w sektorze podpisano ok. 70 tysięcy ugód z frankowiczami, co jest wartością marginalną w porównaniu do wszystkich kontraktów tego typu, które klienci wciąż mają prawo zakwestionować. A jest ich nawet 10 razy więcej.
W zawieraniu ugód nie pomaga bankom podejście TSUE, który wydał w tym roku już 8 orzeczeń w polskich sprawach o franki. Ostatnie pochodzi sprzed ponad tygodnia, z kolei to najważniejsze, z czerwca, gdy TSUE uznał, że bank nie ma prawa do wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału. Unijni sędziowie niezmiennie rozpatrują pytania prejudycjalne krajowych sądów w świetle dyrektywy 93/13, przyznającej konsumentom szczególną ochronę przed niedozwolonymi praktykami przedsiębiorców, takimi jak umieszczanie w umowach klauzul abuzywnych.
Największym beneficjentem frankowego konfliktu są pseudokancelarie, które zarabiają miliony na czymś, co nazywają „pomocą frankowiczom”, a co w istocie jest świadczeniem wątpliwej jakości usług po zawyżonej cenie. Podmioty te, prowadzone w formie spółek kapitałowych, kuszą klientów bardzo niską opłatą wstępną za poprowadzenie sprawy, a następnie, w przypadku wygranej, pobierają bardzo wysoką, kilkudziesięcioprocentową premię za sukces.
Problem z czerpaniem zysków z pozywania banku jest taki, że jest to inwestycja, która przynosi korzyść dopiero w dłuższej perspektywie: od złożenia pozwu do prawomocnego wyroku mija kilka lat, a pseudokancelarie przecież muszą tu i teraz opłacić pracowników i współpracujących prawników. Dlatego szukają szybszych sposobów na zarobek i… zmieniają swoją strategię biznesową. Proponują frankowiczom, by ci zaczęli zawierać z bankami ugody! Oczywiście pod czujnym nadzorem pseudokancelarii, która zadba o to, by ugoda była dla klienta jak najkorzystniejsza. Dla takiej firmy dorabianie się na ugodach ma same plusy:
- pieniądze można zarobić tu i teraz, a nie za 2, 3 czy 4 lata, co jest kluczowe w prowadzeniu tak szeroko zakrojonego biznesu
- ugody są objęte klauzulą poufności, pseudokancelaria nie musi więc publikować dowodów na swoje sukcesy, by uwiarygodnić się wobec potencjalnych klientów. Kredytobiorca przystępując do negocjacji ugodowych z takim podmiotem nie wie, jaka jest jego faktyczna skuteczność w tej materii
- dogadanie ugody jest procedurą znacznie prostszą niż przejście przez dwie instancje sądu i wykreślenie hipoteki bez listu mazalnego – w związku z tym koszty konieczne do poniesienia są po prostu niższe niż w przypadku inwestowania za klienta w drogę sądową.
Co obiecują klientom pseudokancelarie vs. co preferują banki
Pseudokancelarie, by zareklamować nowy pomysł, stosują jak zawsze profesjonalny marketing. Chcą sprzedać swoją usługę jako coś innowacyjnego, wartego rozważenia. Proponują zatem pozwanie banku celem negocjowania lepszej niż standardowa ugody. Firmy te roztaczają przed frankowiczami niezwykle atrakcyjne wizje. Wg nich po pozwaniu z nimi banku możliwa staje się ugoda na warunkach zbliżonych do pełnej wygranej sądowej. Na czym miałaby polegać owa ugoda? Tu pseudokancelarie zdecydowanie puściły wodze fantazji, bo kuszą klientów korzyściami takimi jak:
- gwarancja unieważnienia umowy
- wyzerowanie salda kredytu
- zwrot nadpłaty dokonanej ponad kapitał kredytu
- wykreślenie hipoteki banku z księgi wieczystej.
Pytanie, jakie się nasuwa, brzmi: po cóż bank miałby godzić się na takie warunki, skoro są one bliźniaczo podobne do tych zasądzanych prawomocnym wyrokiem sądu? Dla banku korzystniejsze będzie poczekanie na wyrok sądu, który zwykle zapada w kilka lat od złożenia przez klienta powództwa, niż świadome godzenie się na rozliczenia z klientem w miesiąc czy dwa od zgłoszenia przez niego propozycji ugodowej. Rzetelni adwokaci i radcowie prawni mogą jedynie uśmiechnąć się pod nosem czytając takie bajki. Wiedzą doskonale, że bank nie przystanie na taką propozycję i będzie walczył do końca, a powodów takiego zachowania po stronie kredytodawcy jest co najmniej kilka:
- dla banku ma znaczenie, kiedy rozliczy się z klientem z nienależnie spełnionych świadczeń: im później, tym lepiej, albowiem wraz z biegiem lat wpłacone przez klienta środki mają coraz mniejszą siłę nabywczą
- bank nie chce iść frankowiczom na rękę, bo to zachęcałoby niezdecydowanych do kierowania kolejnych powództw do sądów
- zmiana taktyki banku na bardziej prokonsumencką mogłaby spowodować, że do sądów ruszyliby również ex-frankowicze, którzy nie mają szans na pozasądowe ugody.
No dobrze, ale skoro banki nie są chętne na przychylanie kredytobiorcom nieba, to po co pseudokancelarie obiecują klientom gruszki na wierzbie? To sytuacja typu win-win, albowiem chodzi przede wszystkim o pozyskanie klienta. Później, po podpisaniu umowy, istnieją dwie główne drogi: kredytobiorca będzie mógł zgodzić się na wypracowany z bankiem konsensus, najprawdopodobniej odległy od tego, co obiecywała mu kancelaria, lub brnąć w proces sądowy i dążyć do unieważnienia kredytu. Oczywiście ramię w ramię z pseudokancelarią, z którą ma już umowę. Tak czy inaczej, firma zarobi na takim kliencie krocie. I o to chodzi.
Banki nie tylko nie są chętne na polubowne rozwiązania dyktowane przez pseudokancelarie, ale wręcz zniechęcają frankowiczów, by ci szli do sądów. Bankowcy twierdzą, że pozwy są kosztowne i długotrwałe a ich wynik – niepewny. To oczywiście czysta propaganda, bowiem frankowicze odnoszą w sądach sukces za sukcesem i wygrywają prawomocnie ponad 99 proc. spraw.
Sądy są też coraz lepiej przygotowane do rozpatrywania tej kategorii sporów, m.in. dzięki wyrokom TSUE, które rozwiewają ewentualne niejasności (tak jak np. przypadku wyroku dla sprawy C-139/22, wyjaśniającego krajowym sądom, że nie muszą badać każdorazowo nieuczciwego charakteru klauzul, które UOKiK już wpisał na listę postanowień niedozwolonych). Obecnie na prawomocny wyrok sądu w sprawie o franki trzeba czekać coraz krócej, czego dowody prezentujemy poniżej.
Frankowicze unieważniają umowę z Millennium Bankiem w Krakowie w 3 miesiące i zyskują 147.022,91 zł oraz 44.698,60 CHF
10 lipca 2023 roku Sąd Okręgowy w Krakowie wydał jeden z najszybszych wyroków frankowych w Polsce, uznając, że umowa kredytowa zawarta w 2006 roku przez kredytobiorców z Millennium Bankiem jest nieważna i zasądzając od pozwanego na rzecz powodów kwoty 147.022,91 zł i 44.698,60 CHF wraz z ustawowymi odsetkami za zwłokę. Ponadto Sąd Okręgowy obciążył bank kosztami postępowania sądowego w wysokości 11.834 zł. Sprawa toczyła się pod sygnaturą I C 1524/23, a wyrok jest nieprawomocny.
Pozwany bank nie był w stanie udowodnić przed sądem, iż należycie poinformował kredytobiorców będących konsumentami o ryzyku kredytu hipotecznego waloryzowanego kursem waluty obcej. Bank powinien był przekazać klientom informację o potencjalnie nieograniczonym ryzyku rosnącego kursu franka, przekładającego się nie tylko na wysokość rat kredytu, ale i samego zadłużenia. W ramach postępowania odbyła się tylko jedna rozprawa, na której sąd przesłuchał powodów, następnie udzielił głosu stronom i zamknął rozprawę. Wyrok został wydany jeszcze tego samego dnia. Zysk kredytobiorców z unieważnienia umowy to 397 tys. zł. Pełnomocnikiem kredytobiorców w tej sprawie jest adwokat Paweł Borowski.
Prawomocna wygrana frankowiczów z Santanderem po I instancji. Bank nie składa apelacji i akceptuje nieważność umowy
Dnia 27 marca 2023 roku przed Sądem Okręgowym w Siedlcach zapadł wyrok w sprawie o sygnaturze C 1769/21. Spór sądowy toczył się pomiędzy kredytobiorcami a Santander Consumer Bankiem, który w 2006 roku udzielił im kredytu waloryzowanego kursem franka szwajcarskiego. Sprawa trwała łącznie 16 miesięcy i w jej ramach odbyły się 4 rozprawy – sąd uznał, że umowa jest nieważna i zasądził od Santandera na rzecz frankowiczów kwotę 158.046,37 zł. Obciążył także pozwanego kosztami procesowymi.
Sąd Okręgowy w Siedlcach zidentyfikował w umowie kredytowej Santandera klauzule niedozwolone, kształtujące prawa i obowiązki klientów w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, a także rażąco naruszający ich interesy. Samo wyeliminowanie klauzul abuzywnych z umowy i utrzymanie jej w mocy nie wchodziło w grę – po wykreśleniu tych postanowień z kontraktu umowa zostałaby tak dalece przekształcona, że stałaby się kontraktem o odmiennej istocie i innym charakterze. Prowadziło to do logicznej konsekwencji – unieważnienia umowy w całości.
Sprawa ta jest wyjątkowa z uwagi na jeden detal. Po uzyskaniu uzasadnienia do wyroku pełnomocnik banku oznajmił, że kredytodawca akceptuje treść postanowienia sądu i nie będzie składał apelacji. Tym samym wyrok jest już prawomocny, a bank zdążył już rozliczyć się z klientem z zasądzonych środków. Pełnomocnikami kredytobiorców w tej sprawie byli adwokaci z kancelarii adwokackiej adwokat Jacek Sosnowski Adwokaci i Radcowie Prawni
Dodaj Opinie