Czy frankowicz, który pozostaje w sporze sądowym z bankiem, może samowolnie zaprzestać spłacania rat swojego kredytu? Teoretycznie tak, choć może nieść to za sobą pewne konsekwencje, o czym za chwilę. Wielu kredytobiorców zdecydowanie traci cierpliwość do regularnej spłaty swoich frankowych zobowiązań, o czym świadczy zauważalny wzrost liczby tzw. kredytów zagrożonych, które wśród konsumenckich hipotek frankowych stanowią już 8,4 proc. w porównaniu do 6 proc. w listopadzie. Z czego wynika rosnący udział niespłacanych kredytów frankowych w portfelach największych kredytodawców? Czy banki powinny zacząć obawiać się masowego nieposłuszeństwa wśród swoich klientów i zorganizowanego odmówienia płatności?
- Bankowcy są zaniepokojeni: frankowicze coraz częściej przestają samowolnie spłacać swoje kredyty, co godzi w interesy sektora
- Brak regularnej spłaty kredytu skutkuje koniecznością wrzucenia go przez bank do tzw. trzeciego koszyka, co oznacza, że należność została objęta przesłanką utraty wartości
- Poziom niespłacanych kredytów frankowych jest kilkukrotnie wyższy niż w hipotekach złotowych. Wbrew pozorom wcale nie musi to oznaczać pogorszenia się sytuacji finansowej ich posiadaczy
- Zdaniem ekspertów frankowicze przestają spłacać kredyty, gdyż nie chcą powiększać swojej nadpłaty na rzecz banku. Czyżby Polacy przestali ufać kredytodawcom?
Kredyty frankowe jednak nie tak dobrze spłacane, czyli jak upada narracja banków
Jeszcze niedawno KNF, jak i same banki przekonywały, że kredyty frankowe należą do najlepiej i najskrupulatniej spłacanych zobowiązań finansowych na rynku. Miało to posłużyć sektorowi jako argument za tym, że frankowiczów stać na spłatę tych kredytów, a więc nie są one tak rujnujące dla domowych budżetów, jak przedstawiają to poszkodowani w procederze frankowym. Okazuje się, że nie jest to nawet bliskie prawdy. Kredyty frankowe są spłacane dużo gorzej niż hipoteki złotowe. Tak wynika z najnowszych danych, zebranych pod koniec lutego. Spłacalność portfela frankowego drastycznie się pogorszyła, i to w ciągu ostatnich miesięcy.
Jeszcze w listopadzie problemy ze spłatą dotyczyły tylko 6 proc. frankowych hipotek dla gospodarstw domowych, pod koniec lutego ich udział wyniósł już 8,4 proc. (dla porównania problem ten dotyczy tylko 1,5 proc. hipotek złotowych). To zła informacja dla banków, które muszą przenosić zagrożone umowy do trzeciego koszyka, oznaczającego należności, w przypadku których występuje przesłanka utraty wartości. Pogarszająca się jakość portfela kredytowego banku pociąga za sobą konieczność tworzenia odpisów, które wiążą się ze słabszymi wynikami spółki.
Dlaczego frankowicze przestają spłacać swoje kredyty? Wbrew pozorom powodów wcale nie należy szukać w kryzysowej sytuacji gospodarstw domowych, obciążonych ryzykownymi hipotekami. Powód leży najprawdopodobniej gdzie indziej: chodzi o to, że kredytobiorcy nie ufają już bankom.
Klient, który ma kredyt frankowy i postanowił go zakwestionować w sądzie, a jednocześnie wartość spłaconych przez niego rat jest większa lub równa nominalnej wartości kredytu, może nie chcieć kontynuować spłaty, ponieważ w ten sposób nadpłaciłby kapitał. Teoretycznie nie powinno to stanowić żadnego problemu: jeśli sąd unieważni umowę, zasądzi wzajemne rozliczenie się stron. Bank będzie więc musiał oddać kredytobiorcy wszystkie wpłacone raty (kapitałowe i odsetkowe), a klient zobligowany będzie do zwrotu kapitału.
Możliwe jest podniesienie zarzutu potrącenia, czyli doprowadzenie do wzajemnej kompensacji tych kwot. Wówczas do zwrotu środków jest zobligowana ta strona, która odniosła większe korzyści finansowe w trakcie obowiązywania kwestionowanej umowy. Problem pojawia się wtedy, gdy bank, z którym sądzi się kredytobiorca, został objęty restrukturyzacją (tak jak Getin Noble Bank) lub jest w złej kondycji finansowej, a więc w przyszłości może czekać go upadłość (obecnie coraz częściej mówi się o takim scenariuszu w kontekście BPH S.A.).
Jeżeli bank jest w restrukturyzacji, konsument walczący o nieważność umowy ma ograniczone pole manewru. Z jednej strony sąd może zawiesić postępowanie na wniosek Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Z drugiej zaś wygranie sprawy wcale nie gwarantuje konsumentowi, że odzyska swoje pieniądze. Wobec restrukturyzowanego banku nie może zostać wszczęte postępowanie egzekucyjne (w myśl zapisów ustawy o BFG).
Oznacza to, że kredytobiorca frankowy, który prawomocnie unieważni swoją umowę, może nie mieć szansy na wyegzekwowanie swoich roszczeń względem banku. Teoretycznie będzie to możliwe po zakończeniu restrukturyzacji. Praktycznie jednak zaspokojenie roszczeń z masy upadłościowej w sytuacji, gdy w kolejce są tysiące wierzycieli, może być trudne, jeśli nie niemożliwe. Dlatego kredytobiorcy, w obawie przed bezpowrotną utratą swoich środków, decydują się na desperacki ruch, jakim jest samowolne wstrzymanie dalszej spłaty zobowiązania.
Należy jednak podkreślić, że takie rozwiązanie to absolutna ostateczność, polecana kredytobiorcom przez pełnomocników prawnych głównie wtedy, gdy bank rzeczywiście jest restrukturyzowany lub grozi mu upadłość. Nie zaleca się natomiast wstrzymania spłaty kredytu, jeśli nie ma ku temu żadnych przesłanek, zaś kredytobiorca nie uzyskał od sądu tzw. zabezpieczenia roszczenia, czyli zgody na to, by legalnie zaniechać płatności rat na czas trwającego postępowania.
Konsekwencje wstrzymania spłaty kredytu bez zgody sądu
Wniosek o zabezpieczenie roszczeń można złożyć wraz z pozwem (wówczas jest bezpłatny) lub już w trakcie postępowania (wtedy kosztuje to 100 zł). Sąd powinien rozpatrzyć taki wniosek w przeciągu tygodnia, jednak z uwagi na duże obłożenie orzeczników sprawami o franki rzeczywisty termin może się przeciągnąć nawet do kilku miesięcy.
Sędzia nie ma obowiązku przychylić się do prośby powoda – zwykle szanse kredytobiorcy na zabezpieczenie roszczeń rosną, gdy spłacił on już nominalną wartość kredytu, a także jest wstanie wykazać interes prawny w pozwaniu banku i uprawdopodobni swoje roszczenia. Nawet wtedy jednak wniosek może zostać odrzucony, choć nic nie stoi na przeszkodzie, by kredytobiorca za jakiś czas go ponowił, np. w sytuacji, gdy uzna, że kondycja banku gwałtownie się pogorszyła i w przyszłości może się on okazać niewypłacalny.
Jeśli kredytobiorca ma zgodę sądu na wstrzymanie spłaty kredytu, może przestać płacić swoje raty w bezpieczny i pozbawiony przykrych konsekwencji sposób. Samowolna spłata kredytu może z kolei prowadzić do dotkliwych reperkusji. Dotyczy to zwłaszcza kredytobiorców, którzy w niedalekiej przyszłości chcieliby zaciągnąć kolejny kredyt, pożyczkę lub skorzystać z zakupów na raty. Bank niemal na pewno zgłosi swojego dłużnika do BIK, co na kilka lat zamknie kredytobiorcy drogę do otrzymania jakiegokolwiek produktu kredytowego.
W ramach miękkiej windykacji bank może też nękać klienta listami i telefonami z przypomnieniem o konieczności zapłaty. A to tylko część arsenału, jakim dysponuje kredytodawca. Wobec nieotrzymania należności podmiot może wypowiedzieć umowę i złożyć przeciwko kredytobiorcy pozew o zapłatę. Postępowanie najprawdopodobniej nie ruszy przed wydaniem wyroku w sprawie, którą kredytobiorca założył bankowi, żądając unieważnienia umowy. Jeśli sąd uzna, że umowa jest nieważna, bank straci jakąkolwiek amunicję w walce z klientem.
Należy jednak podkreślić, że sąd może wziąć pod uwagę zachowanie kredytobiorcy i samowolne zaniechanie spłaty kredytu, a następnie potraktować to jako argument na niekorzyść powoda. Bank z pewnością zadba o to, by kwestia ta została podniesiona w sądzie i trudno ocenić, jak zareaguje na to sędzia rozpatrujący sprawę.
Jeśli więc sytuacja banku jest stabilna, a klient jest w stanie na bieżąco regulować swoje raty, nie powinien decydować o wstrzymaniu spłaty, jeśli nie dostał na to przyzwolenia ze strony sądu. Jakąkolwiek decyzję o samowolnym zaprzestaniu spłaty należy zawsze konsultować z doświadczonym i wyspecjalizowanym w sprawach przeciwko bankom adwokatem lub radcą prawnym. Wówczas, po rozważeniu wszystkich argumentów za i przeciw, kredytobiorca będzie w stanie podjąć najlepszą dla siebie decyzję w oparciu o kompletne dane i z pełną świadomością możliwych zagrożeń.
Dodaj Opinie