Jeszcze rok temu rezygnacja banku z apelacji w sprawie frankowej była rzadkością, głównie wynikającą z zaniedbań po stronie pełnomocnika prawnego takiego podmiotu. Mamy wrzesień 2024 roku, a pogląd banków na sens zaskarżania niekorzystnych wyroków diametralnie się zmienił. Kredytodawcy coraz częściej poddają sprawy po przegranej w I instancji. Nie chodzi tylko o giełdowe banki, jak mBank czy Millennium, ale również o podmioty, które wycofały się z polskiego rynku, jak np. uchodzący za mocnego przeciwnika w sądzie Deutsche Bank. Co zmieniło się w ostatnich kilkunastu miesiącach, że banki były zmuszone do przeprogramowania swoich strategii procesowych i wywieszenia białej flagi? W tym tekście omawiamy najważniejsze powody takiej a nie innej decyzji przedstawicieli sektora.
- Nie słabnie motywacja frankowiczów do pozywania banków o nieważność i/lub zapłatę. Z kolei motywacja banków do odwoływania się od własnych porażek systematycznie maleje. I nie ma jednej przyczyny w zmianie nastawienia bankowców – jest ich co najmniej kilka
- Banki nie lubią bezsensownego trwonienia pieniędzy na działania, które nie przynoszą im korzyści. A wygląda na to, że apelacje – zamiast dawać im chwilę wytchnienia – skuteczniej osuszają ich kapitały
- Bankowców z całą pewnością niepokoi zmiana w krajowym orzecznictwie, inspirowana wyrokami TSUE z grudnia ubiegłego roku. Efekt to masowe oddalanie zarzutu zatrzymania i zasądzanie na rzecz kredytobiorców pełnych odsetek ustawowych za opóźnienie w zapłacie
- Przedstawiciele sektora zdają sobie sprawę z tego, że wkrótce przyjdzie im walczyć z konsumentami na trzech frontach. Ten frankowy wciąż pozostanie głównym, ale dwa pozostałe mogą bardzo poważnie namieszać w sytuacji kapitałowej banków
- Ministerstwo Sprawiedliwości nie sprzyja bankowcom tak bardzo, jak ci by sobie tego życzyli. Sektor może liczyć na przychylność resortu w sprawach dotyczących krajowej stawki referencyjnej. Jednak frankowy bałagan będzie musiał sprzątać sam. Czy da radę?
Frankowicze są zszokowani: banki, które pozwali, przestają składać apelacje. Co za tym stoi?
Czy można prawomocnie wygrać sprawę o ustalenie nieważności kredytu we frankach i zapłatę w 5 lub w 6 miesięcy? Jeszcze kilka kwartałów temu napisalibyśmy, że szanse na to są bliskie zeru, ale obecnie takie przypadki przestają należeć do rzadkości.
Wystarczy prześledzić ostatnie wpisy na stronach dobrych kancelarii adwokackich wyspecjalizowanych w unieważnianiu frankowych umów. Średnio co drugi z nich dotyczy wyroku, od którego bank nie złożył apelacji. Na dowód tego zjawiska prezentujemy kilka niedawnych przykładów, udostępnionych na stronach dwóch wiodących kancelarii frankowych w Polsce.
- PKO BP rezygnuje z apelacji po trwającym 5 miesięcy sporze w I instancji, zakończonym wyrokiem w pełni korzystnym dla jego klientów (sygnatura XII C 3052/23). Sąd Okręgowy we Wrocławiu uznał roszczenia powodów dotyczące nieważności umowy oraz zwrotu świadczenia nienależnego i zasądził od pozwanego na ich rzecz kwotę ok. 398 tys. zł z odsetkami za opóźnienie, liczonymi od 31.01.24 r. Kancelaria Adwokata Pawła Borowskiego, prowadząca sprawę, informuje na swojej stronie, że wyrok jest już prawomocny
- mBank to podmiot, o którym najczęściej mówi się ostatnio właśnie w odniesieniu do niezaskarżania wyroków stwierdzających nieważność umów frankowych. Tego rodzaju sytuacja miała miejsce między innymi w sprawie o sygnaturze I C 3652/23, zakończonej dnia 21 czerwca 2024 roku przed Sądem Okręgowym w Szczecinie, który stwierdził nieważność umowy i zasądził od mBanku na rzecz powodów kwotę ok. 56 tys. zł i 53 tys. CHF z odsetkami za opóźnienie, naliczanymi od 14.10.23 r. O decyzji banku poinformowała na swojej stronie Kancelaria Adwokata Pawła Borowskiego, reprezentująca powodów w niniejszej sprawie. Cały spór sądowy stron trwał zaledwie 8 miesięcy
- Deutsche Bank nie pozostaje w tyle za swoją konkurencją i również nie chce płacić horrendalnych kosztów postępowania apelacyjnego. Zapewne właśnie dlatego nie zaskarżył wyroku XXV C 4189/20, wydanego 20 marca 2024 r. przez Sąd Okręgowy w Warszawie. Dzięki tej decyzji wyrok unieważniający umowę kredytową zakwestionowaną przez powodów i zasądzający na ich rzecz kwoty 15 046,52 zł, 78 607,52 CHF i 26 537,32 CHF z odsetkami za opóźnienie stał się prawomocny bez konieczności angażowania w spór sądu odwoławczego. Sprawę prowadziła Kancelaria Adwokacka Sosnowski Adwokaci i Radcowie Prawni
- BNP Paribas to kolejny podmiot, który stracił entuzjazm do postępowań apelacyjnych, co doskonale widać po decyzji podjętej w przegranej przed Sądem Okręgowym w Warszawie sprawie, której sygnatura to XXVIII C 7143/21 Wyrok w sprawie został wydany 21 czerwca 2024 roku i jest już prawomocny, ponieważ BNP Paribas, nie odwołując się, zaakceptował, że jego umowa jest nieważna i że musi oddać swoim klientom kwoty 153.900,07 zł oraz 6.202,58 CHF z odsetkami ustawowymi za opóźnienie. Frankowiczów w sprawie przeciwko temu kredytodawcy reprezentowała Kancelaria Adwokacka Sosnowski Adwokaci i Radcowie Prawni.
Warto się zastanowić, co takiego się stało, że banki tak dalece zmodyfikowały swoje strategie procesowe. Przecież jeszcze niedawno na potęgę przeciągały sprawy sądowe, odwlekając w ten sposób uczciwe rozliczenie z klientem. Można by to wyjaśnić kwestiami wizerunkowymi, gdyby nie jeden drobny szkopuł: z apelacji rezygnują nawet te podmioty, które nie prowadzą już działalności detalicznej na polskim rynku. Jak się okazuje, czynników, które mogły wywołać zmianę w zachowaniu banków, jest kilka. Oto najważniejsze.
Frankowicze nie boją się już sprawy apelacyjnej. Wiedzą, że sądy II instancji są po ich stronie
Czym dla banku jest apelacja w sprawie o franki? Z jednej strony sposobem na odsunięcie w czasie uprawomocnienia się negatywnych dla nich wyroków, a z drugiej… sygnałem wysyłanym w stronę kredytobiorców, mówiącym: „Chcesz nas pozwać o pieniądze? Łatwo nie będzie”.
Strategia ta dość długo działała zniechęcająco na niezdecydowanych frankowiczów, którzy bali się, że nawet jeśli wygrają sprawę przed sądem okręgowym, to już ten apelacyjny może zmienić wyrok na ich niekorzyść. Ale statystyki z ostatnich lat pokazują dobitnie, że sądy apelacyjne są dla frankowiczów jeszcze łaskawsze niż sądy I instancji. Co więcej, sprawy w sądzie odwoławczym trwają krócej i z reguły kończą się już po pierwszej rozprawie. W 99 proc. przypadków sędziowie tych jednostek wydają wyroki korzystne dla kredytobiorców, co mówi samo za siebie.
Efekt? Choć portfele frankowe giełdowych banków systematycznie się kurczą, to Polacy ślą do sądów kolejne pozwy. Znaczna część ich roszczeń dotyczy umów kredytowych, które zostały już w całości spłacone. Zgadza się, ex-frankowicze, którym, wg banków, miało zabraknąć motywacji do powództw o zapłatę, idą do sądów po swoje pieniądze, a zjawisko ma charakter masowy.
Przedłużanie postępowań już się bankom nie opłaca. Teraz to one mają interes w tym, by sądy wydawały ekspresowe wyroki
Główne korzyści po stronie kredytobiorcy, który wygra w sądzie spór o nieważność umowy frankowej i o zapłatę, to zwrot świadczenia nienależnego powiększonego o odsetki ustawowe za zwłokę (11,25 proc. w skali roku), naliczane za cały proces sądowy, oraz zwrot kosztów zastępstwa procesowego. W 2024 roku frankowicz idzie więc do sądu po znacznie więcej niż darmowy kredyt, a długi, dwuinstancyjny proces sądowy jest dla niego niczym najlepsza lokata na rynku.
Po trzech latach procesu korzyść uzyskana przez klienta z tytułu wygranej może wzrosnąć o ok. 1/3, i to tylko dzięki należnym mu odsetkom ustawowym za zwłokę. Bank będzie zobowiązany wypłacić te odsetki w ramach sankcji za to, że nie spełnił roszczenia od razu, gdy klient tylko je przedstawił.
A to przecież niejedyne koszty po stronie banku, które są nieodłącznym elementem przegranego procesu. Samo złożenie apelacji wiąże się z opłatą sądową wynoszącą 5 proc. od wartości przedmiotu sporu. A ponieważ strony sądzą się zwykle o setki tysięcy złotych, apelacja, w 99 proc. przegrywana przez bank, powoduje po jego stronie wielotysięczne koszty. Koszty, których przez wzgląd na masowość tych procesów, nie da się już ignorować.
Bankowcy nie mają jak zablokować rozliczeń z klientem: zarzut zatrzymania w sprawach o franki to przeszłość
Do grudnia zeszłego roku banki miały jeden sprawdzony sposób na zablokowanie rozliczeń nieważnej umowy zgodnych z teorią dwóch kondykcji. Podnosiły po prostu w takich sprawach zarzut zatrzymania, którego uznanie przez sąd powodowało skutek w postaci odebrania konsumentowi lwiej części korzyści z tytułu odsetek ustawowych za zwłokę i jednocześnie dawało bankowi możliwość wstrzymania się ze zwrotem świadczenia nienależnego aż do momentu zaoferowania przez kredytobiorcę zwrotu kapitału kredytu.
Ponieważ w grudniowych wyrokach TSUE negatywnie odniósł się do praktyki krajowych sądów polegającej na uznawaniu prawa zatrzymania po stronie banku, w zaledwie kilka miesięcy później praktyka orzecznicza zmieniła się w tym aspekcie o 180 stopni. Dzisiaj mało który sąd decyduje się na uznanie bankowi zarzutu zatrzymania, w związku z czym pozywane podmioty płacą wyższe odsetki w przegrywanych sprawach.
Ministerstwo Sprawiedliwości trzyma stronę frankowiczów – banki nie mogą liczyć na taryfę ulgową
Jeszcze na początku bieżącego roku bankowcy żywili pewne nadzieje co do legislacyjnego rozwiązania swojego problemu z frankowiczami. Krótko mówiąc, liczyli na ustawę frankową i na okrojenie przez resort możliwości, jakie mają dziś konsumenci w sporze z przedsiębiorcą. Tak się jednak nie stało. Prawdę mówiąc, stała się rzecz dokładnie odwrotna, tj. minister sprawiedliwości mianował pełnomocniczkę ds. ochrony praw konsumenta, która bardzo priorytetowo traktuje kwestię wyprowadzenia spraw frankowych z sądów. Tylko że nie tylnymi drzwiami, a głównymi, w sposób absolutnie konwencjonalny.
I tak oto pomiędzy resortem a sędziami wydziałów cywilnych otworzył się dialog, którego efektem są propozycje analizowane obecnie przez Komisję Kodyfikacyjną Prawa Cywilnego. W planach jest m.in. uproszczenie postępowań frankowych poprzez dopuszczenie pisemnych zeznań powodów oraz wydawanie wyroków w trybie niejawnym. Bankom ma zostać ograniczona także możliwość komplikowania postępowań.
Co ciekawe, jeden z rozważanych postulatów zakłada zwiększenie dopuszczalnej wartości przedmiotu sporu w sprawach prowadzonych przez sądy rejonowe. Obecnie te jednostki dostają do poprowadzenia sprawy, w których WPS wynosi nie więcej niż 100 tys. zł. Po zmianach maksymalna kwota sporu, którym będzie mógł zająć się sąd rejonowy, ma wynieść 200 tys. zł.
Kredytobiorcy pozywają banki nie tylko o wadliwe klauzule przeliczeniowe. Rośnie zainteresowanie sprawami o SKD i WIBOR
Kredyty frankowe wciąż są bez wątpienia głównym problemem banków. Problemem, którego pełne rozwiązanie zajmie całe lata. Jednak banki nie mogą koncentrować się tylko na frankowym froncie, bo wokół tworzą się już następne. Rośnie liczba powództw kierowanych przeciwko instytucjom finansowym w kwestii sankcji kredytu darmowego i klauzul zmiennego oprocentowania opartych o stawkę WIBOR.
Szacuje się, że Polacy złożyli już przeciwko bankom 1,1 tys. pozwów o WIBOR i ok. 10 tys. pozwów o SKD. Z kwartału na kwartał liczba takich spraw rośnie. Najbardziej niepokojąca jest zmieniająca się linia orzecznicza w sprawach o sankcję kredytu darmowego – przybywa wyroków korzystnych dla kredytobiorców, co może motywować niezdecydowanych do powalczenia z bankiem w sądzie.
Banków nie stać na to, by toczyć z klientami bój na trzech kierunkach. Niewykluczone więc, że rezygnują z apelacji w sprawach frankowych i ograniczają koszty rozliczeń, bo wiedzą, że pieniądze już wkrótce będą im potrzebne gdzie indziej. Na rezerwy i spory związane z abuzywnymi konstrukcjami umieszczonymi w umowach kredytów złotowych.
Sytuacji bankowców nie zmienia wsparcie otrzymywane ze strony Państwa Polskiego w kwestii WIBORu. Cóż z tego, że instytucje takie jak UOKiK i KNF utrzymują, że stawka referencyjna kredytów złotowych jest miarodajna i zgodna z prawem, skoro TSUE wcale nie musi podzielać tego poglądu?
Nie zapominajmy, że do Trybunału wpłynęło już kilka pytań o stawkę WIBOR, w tym takich, w których sądy proszą o wskazówkę w zakresie tego, co powinno stać się z umową, jeśli klauzula zmiennego oprocentowania okaże się mieć wadliwą konstrukcję. Banki nie mogą wykluczyć scenariusza, w którym spory o WIBOR skręcają w stronę znaną już ze spraw frankowych. I muszą się na ten wariant jak najlepiej przygotować, niezależnie od tego, jak nisko szacują prawdopodobieństwo jego wystąpienia.
PODSUMOWANIE:
Z uwagi na zmianę w orzecznictwie i postawę resortu sprawiedliwości, należy spodziewać się, że rezygnacja banków z apelacji w sprawach frankowych nie jest chwilową fanaberią, a stałą zmianą w strategii, wynikającą z chłodnej kalkulacji. Przedłużanie sporów i inwestowanie w apelacje staje się nieopłacalne, jeśli nie przekłada się na spadek zainteresowania kredytobiorców pozwem. Lepiej więc minimalizować koszty przegrywanych procesów i wydać zaoszczędzone środki na bardziej konstruktywne cele (lepsze ugody, skuteczniejszą reklamę) niż brnąć w procesy, na których końcu i tak czeka porażka.
Dodaj Opinie