Każdy bank mający w swoim portfelu kontrowersyjne hipoteki frankowe dąży obecnie do redukcji tego „bagażu” przy pomocy dobrowolnych ugód. Początkowo banki proponowały klientom ugody na sztywnych, opracowanych przez siebie zasadach. Dziś rozumieją już, że w dobie tak prokonsumenckiego orzecznictwa muszą negocjować z frankowiczami. Dają im taką możliwość, a wręcz zachęcają klienta, by podjął dobrowolne negocjacje. Bank chce się jawić jako instytucja przyjazna konsumentom, która chętnie dostosuje się do ich potrzeb. Służy to oczywiście uśpieniu czujności klienta – bank czeka na to, aż frankowicz zjawi się w placówce lub osobiście skontaktuje w sprawie ugody, pomijając osobę profesjonalnego pełnomocnika prawnego. Podjęcie samodzielnych negocjacji z bankiem jest bardzo ryzykowne i może skutkować zamianą dobrze już znanego klientowi kredytu frankowego na produkt jeszcze bardziej nieprzewidywalny. Jak się ustrzec przed tym scenariuszem?
- Przedstawiciele sektora bankowego od wielu miesięcy twierdzą, że ugoda frankowa to jedyny sprawiedliwy społecznie, a także szybki i bezpieczny dla klienta sposób na pozbycie się ryzyka walutowego z umowy kredytu waloryzowanego kursem CHF
- Banki najchętniej podpisują z klientami dobrowolne ugody pozasądowe. Wiedzą, że gdy sprawa trafi już do sądu, kredytobiorcę będzie reprezentował profesjonalny pełnomocnik prawny, który potrafi odróżnić dobrą ugodę od tej na absolutnie nieakceptowalnych warunkach
- W sektorze bankowym podpisano już ponad 70 tys. ugód frankowych, największe podmioty, jak PKO BP czy Millennium Bank, mają zawartych po ok. 20 tys. takich porozumień. Są już ekspertami w negocjowaniu ugód, w odróżnieniu od konsumenta, który zwykle podchodzi do takiej procedury po raz pierwszy
- Poziom wiedzy na temat skutków zawarcia ugody jest zupełnie różny po stronie banku i po stronie klienta. Teoretycznie bank powinien informować kredytobiorcę o tym, jak zmieni się jego sytuacja po zawarciu ugody. W praktyce robi to tak, aby wyeksponować korzyści i zbagatelizować negatywne następstwa porozumienia.
„Sprawiedliwa” ugoda frankowa szansą na uwolnienie się od ryzyka walutowego. Czy aby na pewno?
Dawno nie było tak starannie przygotowanej kampanii w sektorze bankowym: jego przedstawiciele zjednoczyli się do walki ze wspólnym wrogiem, czyli kredytobiorcą chcącym zakwestionować umowę kredytu frankowego. Władze banków przekonują w wykreowanym przekazie medialnym, że ugoda jest szybka, bezpieczna i tania, a przy tym sprawiedliwa społecznie, gdyż zrównuje sytuację kredytobiorcy frankowego z tą, w której znajduje się złotówkowicz.
Ugoda z bankiem polega na konwersji abuzywnego kredytu frankowego na tradycyjne zobowiązanie wyrażone w polskich złotych. Po ostatnich aktualizacjach programów ugodowych kredytobiorca ma zwykle wybór co do typu oprocentowania swojego kredytu: może zdecydować się na oprocentowanie zmienne (zgodne z rynkową stawką WIBOR+marża) albo oprocentowanie stałe, na okres np. 5 lat, przeważnie oparte o nieco niższą stawkę niż ta aktualnie obowiązująca na rynku.
Taka oferta mogłaby zrobić furorę 8 czy 9 lat temu, gdy frankowicze dopiero rozpoczynali protesty, walcząc o to, by banki w ogóle usiadły z nimi do wspólnego stołu i podjęły rozmowę o jakimś satysfakcjonującym obie strony kompromisie. Teraz, gdy spór banków z klientami właściwie w całości został przeniesiony do sądów, które w 97 proc. przypadków orzekają na korzyść konsumentów, oczekiwania kredytobiorców są zupełnie inne. Banki o tym wiedzą, ale przecież nie mogą sobie pozwolić na odpuszczenie próby ugodowej, bo alternatywą jest pozew o stwierdzenie nieważności umowy, a w efekcie – darmowy kredyt po stronie klienta.
Banki chcą negocjacji z frankowiczami. Na nowych zasadach
Jak banki radzą sobie ze słabnącym zainteresowaniem klientów ugodą? To proste: odchodzą powoli od oferowania porozumień wg sztywnych zasad, opracowanych pod koniec 2020 roku przez KNF. Stawiają na indywidualne negocjacje, najlepiej poza sądem, które mają doprowadzić kredytobiorcę do zawarcia korzystniejszej ugody. Kuszą m.in. możliwością porozumienia się w kwestii wartości umorzonego salda kredytu czy w zakresie wysokości kursu, po jakim miałoby zostać przewalutowane zobowiązanie.
Problem polega jednak na tym, że kredytobiorca, który jest zapraszany przez bank do rozmów o ugodzie, zwykle nie ma specjalistycznej wiedzy w obszarze negocjowania takich porozumień. Nie wie też, jakie będą długofalowe skutki konwersji kredytu. Bank robi bowiem wszystko, by wyeksponować zalety proponowanego rozwiązania. Informuje między innymi, że:
- ugoda jest szybka – można ją zawrzeć nawet w miesiąc od podjęcia negocjacji
- ugoda jest tania – klient nie musi nic płacić za to, że ją zawrze. Alternatywnie, jeśli zdecyduje się na pozew, będzie musiał przecież zapłacić za jego złożenie oraz wydać tysiące złotych na obsługę prawną
- ugoda jest bezpieczna – konwersja kredytu całkowicie eliminuje z umowy jakiekolwiek ryzyko walutowe, a przy tym pozwala na częściowe umorzenie długu klienta.
Tak przedstawiona propozycja wydaje się laikowi sensowna i uczciwa. Czego tu się bać, skoro bank nie każe sobie płacić za konwersję kredytu, a wręcz przeciwnie, jeszcze chętnie umorzy część salda? Nic dziwnego, że z takim podejściem sprytne banki zawarły już ponad 70 tys. ugód frankowych. Pytanie, w ilu przypadkach ugody te były po stronie klienta negocjowane przez profesjonalnego pełnomocnika prawnego. Zgadujemy, że w niewielu.
Czym grozi samodzielne negocjowanie ugody frankowej i jakie pułapki czekają na klientów w banku?
Banki wcale nie pragną, aby kredytobiorca negocjował warunki porozumienia w asyście adwokata bądź radcy prawnego. Wolą rozmawiać bezpośrednio ze swoim klientem, z czym nawet się nie kryją w swoim przekazie medialnym. Bankom oczywiście wcale nie chodzi o to, aby klient zaoszczędził na adwokacie. Mają na uwadze to, aby nikt nie przeszkodził im w zawarciu z kredytobiorcą takiej ugody, którą same uważają za korzystną. I którą bezbłędnie są w stanie „sprzedać” klientowi podejmującemu negocjacje bez pełnomocnika prawnego.
Tymczasem w ugodach frankowych czai się wiele pułapek. Oto kluczowe zagrożenia, z których kredytobiorca powinien zdać sobie sprawę:
- konwersja kredytu w CHF na PLN wiąże się ze zmianą stawki oprocentowania – kredyt frankowy przed konwersją oprocentowany jest bardzo niską stawką SARON (dawniej LIBOR CHF), z kolei po konwersji dochodzi do zmiany wskaźnika na dużo wyższy i znacznie mniej stabilny WIBOR. Skutek? Wyższe odsetki w miesięcznej racie kredytu, przekładające się na wyższą ogólną kwotę do spłaty
- stałe oprocentowanie proponowane przez bank jest zwykle wyższe niż się wydaje – część kredytodawców kusi klientów wyborem czasowo stałego oprocentowania kredytu po konwersji na PLN. Doradcy bankowi tłumaczą klientom, że w ten sposób mogą się oni zabezpieczyć przed wzrostem stawki oprocentowania na okres 5, a czasem i 10 lat. Problem w tym, że popularna ostatnio preferencyjna stawka wynosząca 4,99 proc. nie jest równa RRSO, czyli rocznej rzeczywistej stopie oprocentowania. Ta jest o kilka pp. wyższa niż stawka, którą banki promują w swoich ofertach
- czasowo stałe oprocentowanie po konwersji nie musi być dobrym rozwiązaniem – banki, które jeszcze w 2020 i 2021 roku bardzo niechętnie oferowały Polakom kredyty na stałej stopie, dziś stawiają na takie produkty z dużą stanowczością. Dlaczego? Bo oprocentowanie jest obecnie dość wysokie, a wiele wskazuje, że w następnych latach systematycznie będzie maleć. Bankowi opłaca się więc zamrozić ratę klienta na okres 5 czy 10 lat, bo w ten sposób zabezpiecza głównie swoje interesy, a nie interes klienta
- rezygnacja z roszczeń sądowych – banki podpisują ugody z klientami w jednym celu: żeby pozbyć się ryzyka prawnego pierwotnie zawartych umów frankowych. Co się stanie, jeśli w kilka miesięcy po konwersji kredytu klient stwierdzi, że jednak zasady zobowiązania opartego o duet CHF+stawka SARON bardziej mu odpowiadały? Będzie już za późno na zmiany. Co więcej, znacznie trudniej będzie mu zakwestionować taką umowę w sądzie, ponieważ banki dbają o to, by ugoda zamykała klientowi drogę do sądowych roszczeń.
A to nie koniec zagadnień, które powinny nurtować frankowicza zainteresowanego ugodą. Jak bowiem negocjować ugodę z bankiem, który ma za sobą tysiące takich procedur (PKO BP i Millennium Bank zawarły już po ok. 20 tys. porozumień frankowych) i jest w tym obszarze profesjonalistą? Skąd klient ma wiedzieć, że warunki, które zaproponował bank są korzystne? Przecież nie widział innych ugód, które klienci podpisali z tym podmiotem, a przedstawiciel banku nie powie mu wprost, jaka jest najlepsza oferta, którą może zaproponować, tylko będzie liczył na to, że kredytobiorca, niezorientowany w rynku, zadowoli się, potocznie rzecz ujmując, ochłapem rzuconym przez cwanego przedsiębiorcę.
Przed podpisaniem ugody warto porównać jej skutki z… unieważnieniem umowy
Banki starają się unikać zestawiania skutków finansowych proponowanej ugody z następstwami unieważnienia umowy w sądzie. Część prawników uważa, że powinny to robić, ponieważ tylko w ten sposób klient mógłby rzeczywiście zrozumieć, z czego rezygnuje, podpisując takie porozumienie. Banki tymczasem skupiają się na tym, co klient zyskuje na ugodzie, a nie na tym, co na niej traci.
Precyzyjne wyliczenia jest mu w stanie przedstawić profesjonalny pełnomocnik prawny – zwykle okazuje się, że rezygnując z ugody i wybierając pozew, klient jest w stanie zyskać kilkadziesiąt, a nawet kilkaset tysięcy złotych więcej, w zależności od tego, jaką kwotę pożyczył od banku. A do tego dochodzą przecież wysokie odsetki za zwłokę, wynoszące 11,25 proc. w skali roku, należne frankowiczowi, który wygra sprawę o nieważność umowy, już od momentu wezwania banku do zapłaty.
Jak wybrać prawnika, który wygra spór z bankiem? Najlepiej szukać wśród kancelarii adwokackich i radcowskich (nie spółek z o.o. czy S.A.), które mają ścisłą specjalizację (zajmują się głównie problematyką kredytów frankowych) i są obecne na rynku przynajmniej od 7-8 lat. Bardzo ważne, by taki podmiot miał udokumentowane sukcesy w sporach sądowych z bankami – najlepsze kancelarie wygrały już blisko 1500 spraw o kredyty waloryzowane kursem CHF i idą po więcej. Przykłady spektakularnych sukcesów kancelarii w sądowych bataliach z bankami prezentujemy w dalszej części tekstu.
Frankowicze wygrywają prawomocnie w Gdańsku, a mBank oddaje im 297 595,82 zł
Dnia 15 listopada 2023 roku gdański Sąd Apelacyjny orzekł prawomocnie w sprawie, której sygnatura to I ACa 2030/22. Pozwanym w tym procesie był mBank S.A., a spór toczył się oczywiście o abuzywną umowę kredytu frankowego Multiplan. Bank odwoływał się od orzeczenia Sądu Okręgowego w Bydgoszczy, wydanego w dniu 15 września 2022 roku (sygnatura sprawy I C 1102/21). Sąd w całości oddalił apelację mBanku, zobligował także pozwanego do pokrycia kosztów postępowania sądowego.
Skutkiem niniejszego wyroku jest to, że sporną umowę kredytową Multiplan uznano za nieważną, zaś mBank zobowiązano do zwrotu na rzecz kredytobiorców będących powodami w sprawie po 148 797,91 zł wraz z odsetkami ustawowymi za zwłokę, należnymi klientom banku od dnia 26 lutego 2022 roku. Ponadto mBank musi pokryć koszty procesu w II instancji.
Postępowanie sądowe trwało łącznie tylko 28 miesięcy, co jest bardzo dobrym wynikiem, biorąc pod uwagę, jak wiele spraw o franki toczy się obecnie w gdańskiej apelacji, jak i w bydgoskim sądzie okręgowym. Frankowicze złożyli powództwo w tej sprawie w sierpniu 2021 roku. Umowa, którą kwestionowali, jest już prawomocnie nieważna. Kredytobiorcy zyskali na doprowadzeniu do nieważności umowy kredytowej aż 297 595,82 zł.
Pełnomocnikami powodów w sprawie przeciwko mBankowi byli adw. Jacek Sosnowski i adw. Dominika Peżyńska.
Kredytobiorcy odzyskują od Deutsche Banku 625 tysięcy złotych po unieważnieniu umowy
Warszawski Wydział Frankowy znany jest z tego, że na jednego orzecznika przypada tam nawet 2000 spraw o kredyty pseudowalutowe. Mimo to sędziowie robią, co mogą, by szybko rozpatrywać kolejne pozwy konsumentów. Przy odrobinie szczęścia frankowicz może liczyć na rozpatrzenie swojej sprawy nawet w… 8 miesięcy. Tak było np. w sprawie XXVIII C 4081/23, zakończonej wyrokiem Sądu Okręgowego w Warszawie dnia 13 listopada 2023 roku.
Co ustalił sąd w niniejszej sprawie? Zdecydował o nieważności umowy kredytowej, którą powodowie zawarli w 2008 roku z Deutsche Bankiem. Zasądził od pozwanego na rzecz powodów kwoty 90 384,92 złotych oraz 85 181,79 franków szwajcarskich wraz z ustawowymi odsetkami za opóźnienie. Prócz tego Deutsche Bank został zobligowany do pokrycia kosztów procesowych. Frankowicze sumarycznie zyskują na tym wyroku 625 tys. zł. Orzeczenie nie jest jeszcze prawomocne.
Deutsche Bank próbował odeprzeć żądanie stwierdzenia nieważności umowy, argumentując że zaznajomił swoich klientów z ryzykiem produktu kredytowego. Ponadto pozwany bank twierdził, że kredyt zaciągnięty przez powodów jest typowym produktem walutowym. Sąd nie zgodził się jednak z pozwanym, dając wiarę treści materiału dowodowego, w tym samej umowy kredytowej, z której wynikało, iż ów sporny kredyt nie miał charakteru walutowego.
Powodów w sprawie przeciwko Deutsche Bankowi reprezentuje adwokat Paweł Borowski.
Dodaj Opinie