wiadomości frankowicze

Czy Frankowicze powinni podpisać ugodę z bankiem, gdy proponuje ją po przegranej w I instancji?

Ugoda ugodzie nierówna – do takiego wniosku dochodzimy, analizując propozycje banków, składane frankowiczom na różnych etapach spłaty kredytu. Najmniej korzystne oferty są rozsyłane do tych kredytobiorców, którzy nie podjęli jeszcze żadnych kroków prawnych w związku z wadliwością klauzul zawartych w podpisanej umowie. Z kolei najatrakcyjniejsze wędrują do tych frankowiczów, którzy już wygrali z bankiem w I instancji. Powstaje pytanie, czy warto rozważyć przyjęcie tej nieco lepszej oferty, tylko po to, by zamknąć jakąkolwiek relacje z bankiem w zaledwie kilka tygodni? A może bank, który proponuje kredytobiorcy umorzenie reszty długu, czasem nawet zwrot pewnej kwoty, nie ma wcale dobrych intencji wobec swojego klienta, a propozycja ugodowa to jeszcze jedna sprytna pułapka, stanowiąca dla cwanego przedsiębiorcy drogę ucieczki od odpowiedzialności za stosowanie abuzywnych praktyk?

  • Banki są coraz bardziej zmotywowane do eliminowania z obrotu hipotek frankowych, czemu służyć mają dobrowolne ugody. Założenia ugód oferowanych frankowiczom w 2024 roku są lepsze niż jeszcze rok czy dwa lata temu. Nie znaczy to jednak wcale, że są dobre
  • Przedstawiciele sektora bankowego żerują na niewiedzy klienta i konstruują propozycje ugodowe w taki sposób, by ten skoncentrował się na tym, ile ma do zyskania poprzez takie porozumienie, a nie na tym, ile może stracić
  • Upór, z jakim banki proponują kredytobiorcom kolejne wersje ugody, jest związany ze zmianą orzeczniczą, powodowaną wyrokami TSUE z grudnia ur. W jej wyniku kredytobiorcom, którzy wygrają z bankiem w sądzie, należą się wysokie korzyści dodatkowe
  • Kredytobiorca, który unieważni swoją umowę frankową w sądzie, prócz darmowego kredytu może zyskać naprawdę wysokie odsetki za opóźnienie. Te wynoszą 11,25 proc. w skali roku, czyli więcej, niż klient banku może zarobić na tradycyjnej lokacie.

Banki proponują frankowiczom lepsze ugody niż kiedyś. Ale wciąż nie tak dobre, by warto było je akceptować

Przedstawiciele sektora bankowego przeszli w ostatnich latach długą drogę. Jeszcze w 2021 roku wielu z nich nie chciało nawet słyszeć o jakichkolwiek ugodach z frankowiczami. Świetnym przykładem jest tu Raiffeisen Bank, który program ugód wdrożył dopiero w połowie zeszłego roku. Ale nie tylko on , bo również banki giełdowe, jak np. mBank S.A., długo wzbraniały się przed takim podejściem do ugód, które zakładałoby potraktowanie kredytu frankowego tak jak złotowego, ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Gdy banki zrozumiały, że takie rozwiązanie jest dla nich korzystne i zaczęły w końcu oferować ugody zgodne z zaleceniami szefa KNF, było już za późno. Do frankowiczów dotarło, że nie muszą zdawać się na łaskę banków, skoro sądy w 97-99 proc. przypadków (zależnie od instancji) uznają ich roszczenia kierowane przeciwko tym podmiotom za zasadne.

Wskutek zmiany nastawienia frankowiczów banki były zmuszone uatrakcyjnić swoje ugody. Zwłaszcza że ich sytuacja w sądach systematycznie się pogarsza. I nie chodzi tylko o częstotliwość, z jaką frankowicze wygrywają procesy o ustalenie i/lub zapłatę, ale także o wzrost kosztów rozliczeń z klientem, o czym więcej za chwilę.

Uchwała frankowa odebrała bankowcom chęć do toczenia wojen z frankowiczami

Entuzjazm bankowców do sądzenia się minął także w wyniku publikacji uchwały frankowej, która pokazała dobitnie, że Izba Cywilna Sądu Najwyższego nie zamierza pełnić roli ochroniarza dla przedstawicieli sektora. Wnioski płynące z uchwały okazały się w większości zgodne z tym, do czego już wcześniej doszli sędziowie Trybunału Sprawiedliwości UE.

Okazało się, że Sąd Najwyższy aprobuje rozliczenia stron nieważnej umowy zgodne z teorią dwóch kondykcji i nie dopuszcza możliwości przyznawania bankowi wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału. Nie będzie też dążył do utrzymania wadliwych umów w mocy wbrew woli konsumentów, jeżeli w owych umowach, po wykreśleniu z nich klauzul abuzywnych, nie da się wyznaczyć wiążącego strony kursu waluty obcej.

Odsetki ustawowe za zwłokę przynoszą frankowiczom gigantyczne zyski

W grudniu ubiegłego roku TSUE nakreślił, w jaki sposób należy liczyć odsetki ustawowe za zwłokę w zapłacie, których domagają się walczący z bankami frankowicze. Okazało się, że owe odsetki należne są konsumentowi już od momentu, w którym poinformował bank o swoim roszczeniu. Nie zaś, jak chciał Sąd Najwyższy, dopiero od chwili złożenia przez kredytobiorcę odpowiedniego oświadczenia o świadomości następstw nieważności umowy, odbieranego przez sąd już w toku procesu, nierzadko na jego późnym etapie.

Teraz niemal każda porażka w sprawie frankowej oznacza dla banku zerowy zarobek na abuzywnym kredycie, konieczność poniesienia kosztów postępowania sądowego oraz wypłacenia na rzecz konsumenta odsetek ustawowych za opóźnienie, wynoszących na chwilę obecną 11,25 proc. rocznie. Odsetki są liczone od pełnej kwoty roszczenia klienta, a ponieważ kredytobiorcy zwykle żądają zwrotu całej kwoty świadczenia nienależnego (a nie tylko różnicy pomiędzy tym, co wpłacili, a tym, co pożyczyli), wskutek zmiany orzeczniczej podyktowanej przez wyroki TSUE ich korzyść może dodatkowo wzrosnąć nawet o kilkadziesiąt, a czasem wręcz kilkaset tysięcy złotych!

Obecnie trudno wyobrazić sobie lepszy sposób zabezpieczenia środków przed czynnikiem inflacyjnym niż właśnie odsetki za opóźnienie – żaden bank w Polsce nie zaoferuje kredytobiorcy lokaty na takich warunkach, na jakich frankowicze mogą „oprocentować” swoje roszczenia przeciwko bankom.

I to właśnie korzyść odsetkowa, o której teraz rozprawiamy, jest powodem dla którego frankowicz powinien dziesięć razy zastanowić się, nim podpisze z bankiem ugodę.

Banki, proponując ugodę, nie poprzestają na jednej próbie

Od początku funkcjonowania programów ugodowych banki zdążyły podpisać z frankowiczami blisko 100 tys. ugód. To jednak zbyt mało, by sektor mógł odtrąbić sukces. Banki w sumie zawarły z Polakami pomiędzy 700 a 900 tys. umów waloryzowanych kursem franka. Liczba wciąż aktywnych hipotek we franku wynosi blisko 200 tys., z czego większość już objęto sporem sądowym. I to o utrzymanie tych umów w mocy chcą zawalczyć banki.

Zdecydowana większość frankowiczów, a w niektórych bankach blisko 100 proc., otrzymała już od kredytodawcy propozycję zawarcia ugody. W wielu przypadkach na jednej propozycji się nie kończy. Gdy bank otrzymuje odpowiedź odmowną, nie zraża się i za jakiś czas ponawia ofertę, zwykle na nieco atrakcyjniejszych warunkach.

Bank w ten sposób niejako „licytuje się” z klientem, niemal jak na targu, chcąc jak najwięcej zarobić na abuzywnym kredycie. W niektórych przypadkach banki są tak bezczelne, że wysyłają kilkukrotnie tę samą propozycję, na dokładnie tych samych zasadach, mimo otrzymania ze strony klienta wyraźnej odpowiedzi odmownej.

Kto TAK NAPRAWDĘ korzysta na ugodach frankowych?

Zwykle prawdziwa skłonność do ustępstw pojawia się po stronie banku dopiero w momencie, w którym kredytobiorca wstąpi na drogę sądową i złoży pozew kwestionujący ważność umowy. Wówczas bank wie już, że żarty się skończyły – jeśli spór zakończy się wydaniem wyroku, ten niemal na pewno będzie niekorzystny dla pozwanej instytucji. Dlatego lepiej nie dopuścić do takiego scenariusza i pogodzić się z klientem. A w tym celu konieczne jest zmodyfikowanie warunków ugody tak, by ten był w ogóle skłonny przystąpić do rozmów o takim porozumieniu.

Propozycje ugodowe kierowane w stronę kredytobiorców na wczesnym etapie procesu bywają różne, tak jak różne są sytuacje procesujących się klientów. Jeżeli frankowicz zdążył znacznie nadpłacić kapitał kredytu, np. kwotą kilkudziesięciu tysięcy złotych, bank może zaproponować umorzenie reszty długu. Niejeden kredytobiorca na wieść o takiej ofercie będzie skakał do góry ze szczęścia. Oto pojawia się sposobność, by utrzeć nosa bankowi, wyplątać się z abuzywnej umowy i tym samym z długu, który wciąż wynosi np. 200, 300 czy nawet 400 tys. zł, w zależności od tego, jaką kwotę kredytobiorca pożyczył i przy jakim kursie franka.

To straszne, ale frankowicze są tak przyzwyczajeni do myśli o ciążącym na nich zobowiązaniu, że gdy otrzymują propozycję ugody polegającą na umorzeniu reszty salda zadłużenia, często nie są w stanie racjonalnie ocenić jej pod kątem rzeczywistej opłacalności. Frankowicz powtarza sobie, że jego ZYSK wyniesie np. 200 tys. zł, bo tyle chce mu umorzyć bank. A powinien raczej myśleć o tym, ile wyniesie jego strata, czyli z roszczenia o jakiej wartości rezygnuje, podpisując ugodę.

Jeżeli weźmie kartkę, długopis i dokona prostych obliczeń, porównując skutki proponowanej przez bank ugody ze skutkami unieważnienia całego kredytu, szybko dojdzie do wniosku, że ugoda, owszem, opłaca się, ale tylko podmiotowi, który ją oferuje.

Czy warto zawrzeć z bankiem ugodę po unieważnieniu kredytu w I instancji?

Najbardziej spektakularne warunki ugody bank będzie skłonny zaproponować temu klientowi, który już wygrał z nim w sądzie I instancji. Jak na ironię, gdyby bank rozmawiał tak z klientem przed otrzymaniem pozwu, sprawa nigdy nie trafiłaby do sądu. Ale trafiła, a klient wygrał, unieważnił swoją umowę i dysponuje wyrokiem zasądzającym na jego rzecz zwrot świadczenia nienależnego wraz z odsetkami za zwłokę oraz zwrotem kosztów sądowych.

Bank ma teraz trzy ścieżki: albo złoży apelację, albo zaakceptuje wyrok sądu I instancji i rozliczy się z klientem bez zgłaszania pretensji, np. w drodze porozumienia kompensacyjnego, albo… zaproponuje jeszcze jedną ugodę, tym razem taką, która uwzględnia treść wyroku. Ale tylko pozornie.

Taka ugoda zakłada zwykle rozliczenie stron w taki sposób, że bank oddaje kredytobiorcy nadpłatę, którą ten uiścił ponad kwotę otrzymaną od banku tytułem kapitału kredytu. Kwota ta jest zwykle pozbawiona odsetek ustawowych za opóźnienie. Nierzadko bank próbuje też kombinować przy zwrocie kosztów zastępstwa procesowego, celem uniknięcia ich płacenia.

Kredytobiorca, który jest reprezentowany w sądzie przez dobrego adwokata, szybko zwietrzy podstęp i będzie wiedział, jak zareagować. Ten, który do poprowadzenia sprawy zatrudnił kancelarię odszkodowawczą albo lokalnego prawnika, płacąc za napisanie pozwu kilkaset złotych (ewentualnie 2-3 tys. zł), może nie mieć tyle szczęścia.

Podmiot, który go reprezentuje, zarabia w takim przypadku przede wszystkim na premii za sukces, wypłacanej po zakończeniu postępowania. Gdy więc pełnomocnik kredytobiorcy zatrudniony przez pseudokancelarię sp. z o.o. dowie się o propozycji banku, niewykluczone, że doradzi swojemu klientowi jej akceptację. W końcu przyśpieszy to finał sprawy i tym samym wypłatę głównej części składowej należnego kancelarii honorarium.

Wniosek? Jeśli nasz prawnik doradza nam podpisanie ugody zaproponowanej przez bank po prokonsumenckim wyroku I instancji, zastanówmy się, jakie motywy nim kierują. Nasze dobro? A może względy ekonomiczne po stronie samej kancelarii? W przypadku wątpliwości możemy skonsultować propozycję ugody z innym prawnikiem, ale ma to sens tylko w przypadku, w którym do tej analizy wybierzemy eksperta od prawa bankowego, zajmującego się na co dzień sprawami frankowymi.

W 2024 roku to bankom, nie kredytobiorcom, zależy na skróceniu postępowań o franki

Jeszcze niedawno przewlekłość postępowań sądowych dotyczących kredytów we franku była zjawiskiem, które bardzo irytowało frankowiczów. Wręcz wielu z nich zniechęcało do składania pozwów, na czym korzystały banki. W wielu przypadkach pozywane w tych sprawach instytucje wprost grały na przewlekłość, składając w toku spraw mnóstwo wniosków i zażaleń.

W wyniku zmian w sposobie naliczania korzyści odsetkowej banki straciły cały impet w sprawach sądowych. Komplikowanie procesów przestało się im opłacać w realiach, w których każdy kolejny rok takiego sporu przynosi im wysokie koszty dodatkowe, wynikające z naliczanych odsetek.

Dlatego wiele banków zdecydowało się już na zmianę strategii procesowej i… rezygnację z apelacji od niekorzystnych wyroków. Powód jest prosty: im szybciej skończy się spór sądowy, tym niższe będą odsetki za zwłokę należne konsumentowi od banku. A jeśli sprawa zakończy się na I instancji, to bank zaoszczędzi na opłacie za apelację (wynoszącej 5 proc. od wartości przedmiotu sporu i niepodlegającej zwrotowi w przypadku przegranej), kosztach postępowania w II instancji i, oczywiście, na kosztach opieki prawnej. W pojedynczej sprawie może chodzić o oszczędność rzędu kilkudziesięciu, czasem i kilkuset tysięcy złotych, jeśli kwota kredytu była wyjątkowo wysoka.

Tym kredytobiorcom, którzy nie wierzą, że bank może odstąpić od zaskarżania decyzji unieważniającej umowę, jako dowód na tę zmianę strategii prezentujemy kilka wyroków pochodzących z sądów I instancji, które uprawomocniły się właśnie dlatego, że bank się poddał i zrezygnował ze składania apelacji.

Frankowicze wygrywają proces z PKO BP we Wrocławiu w 5 miesięcy i zyskują 398 tys. zł

Bardzo imponuje nam tempo orzecznicze Sądu Okręgowego we Wrocławiu, który w ostatnich miesiącach wydaje coraz więcej ekspresowych wyroków, takich jak ten w sprawie XII C 3052/23, w której kredytobiorcy byli reprezentowani przez adwokata Pawła Borowskiego. Spór zainicjowany przez frankowiczów przeciwko PKO Bankowi Polskiemu dotyczył umowy kredytowej Nordea-Habitat. Postępowanie przed sądem I instancji trwało 5 miesięcy, a wyrok okazał się w pełni korzystny dla powodów.

Sąd wydał orzeczenie w tej sprawie dnia 29 kwietnia 2024 roku, uznając nieważność umowy Nordea Habitat, podpisanej przez strony sporu w 2008 roku, ponadto zasądził od pozwanego PKO BP na rzecz powodów kwotę ponad 398 tys. zł wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie, liczonymi od 31 stycznia 2024 roku.

Ponieważ PKO Bank Polski nie zaskarżył tego wyroku, umowa kredytobiorców jest już prawomocnie nieważna.

Frankowicze pozywają Millennium Bank w sierpniu 2023 roku, a w lutym 2024 roku uzyskują unieważnienie umowy

Kolejnym przykładem tego, że banki rezygnują z apelacji od negatywnych dla nich wyroków jest sprawa o sygnaturze akt III C 2278/23, skierowana do sądu w sierpniu 2023 roku przez frankowiczów z Millennium Banku. Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego Warszawa-Praga, należącego do ścisłej czołówki najbardziej obciążonych frankami jednostek w kraju. Mimo to spór zakończył się już 15 lutego 2024 roku, i to wyrokiem, który jest w pełni korzystny dla kredytobiorców.

Sąd uznał, że umowa, którą powodowie podpisali z Millennium Bankiem S.A. w 2008 roku, jest nieważna. Ponadto, tytułem zwrotu świadczenia nienależnego, przyznał powodom od pozwanego kwotę 431 186,36 zł wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie, liczonymi od dnia 16 września 2023 roku do dnia zapłaty.

Klientów Millennium Banku reprezentowała w niniejszej sprawie Kancelaria Sosnowski Adwokaci i Radcowie Prawni, która potwierdziła na swojej stronie, że pozwany poddał się po wyroku I instancji, dzięki czemu unieważnienie umowy stało się prawomocne.

PODSUMOWANIE:

Prawdą jest, że banki w 2024 roku proponują kredytobiorcom frankowym lepsze warunki ugód, niż w latach ubiegłych. Nieprawdą z kolei jest to, że po tych zmianach frankowiczom opłaca się zawierać tego typu porozumienia z bankami.

Warunki ugód zmieniły się, ale modyfikacjom uległy też korzyści kredytobiorcy z unieważnienia umowy. Teraz nie chodzi już tylko o darmowy kredyt, ale także o odsetki ustawowe za zwłokę, które mogą znacząco podnieść zysk z wygranej. Im dłuższy będzie proces sądowy rozpoczęty z inicjatywy frankowicza, tym więcej bank będzie musiał mu oddać, gdy sąd uzna umowę za nieważną.

Warto mieć to na uwadze, gdy bank kusi ugodą, twierdząc, że to błyskawicznie zamknie kwestię rozliczeń między stronami.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]

Anna Lipińska

Dziennikarka z zamiłowania. Dobrze czuje się w tematyce gospodarczej. Jej rodzinie szczególnie bliskie są zmagania z nieuczciwymi praktykami banków. Specjalizuje się w tłumaczeniu wyroków oraz orzeczeń sądów, tak aby były zrozumiałe dla osób nie będących prawnikami.

Dodaj Opinie

Kliknij tutaj, aby opublikować komentarz